Babcia prosiła o wnuki… Podarowali na jubileusz i sami wyjechali w daleki świat

— Mamo, to dla ciebie — powiedziała Natalia, wręczając mi pięknie zapakowane pudełko. Wokół stołu zebrała się cała rodzina: mój zięć Michał, wnuczka Zosia i wnuk Staś. Był tort, świece, śmiechy i gwar. Ale ja czułam w powietrzu coś dziwnego, jakby napięcie, którego nie potrafiłam nazwać. Otworzyłam prezent: album ze zdjęciami dzieci, bilety do teatru i… list. List, który miał zmienić wszystko.

„Mamo, wiemy, jak bardzo kochasz Zosię i Stasia. Chcielibyśmy, żebyś spędziła z nimi więcej czasu. My… wyjeżdżamy na dwa lata do Kanady. To dla nas ogromna szansa zawodowa. Prosimy cię, żebyś została z dziećmi. Wierzymy, że dasz sobie radę.”

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Spojrzałam na Natalię — jej oczy były pełne nadziei i niepokoju. Michał nerwowo bawił się obrączką. Zosia i Staś patrzyli na mnie z dziecięcą ufnością, nieświadomi powagi sytuacji.

— Ale… jak to? — wyszeptałam. — Wyjeżdżacie? Na dwa lata?

— Mamo, to tylko dwa lata. Praca w Montrealu to dla nas ogromna szansa. Dzieci cię kochają, a ty zawsze mówiłaś, że marzysz o tym, by mieć je blisko siebie — tłumaczyła Natalia.

Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi ziemię spod nóg. Owszem, marzyłam o tym, by być bliżej wnuków. Ale nie w taki sposób! Nie jako zastępcza matka, nie jako opiekunka na pełen etat. Przecież dopiero co przeszłam na emeryturę! Chciałam odpocząć, podróżować, spotykać się z przyjaciółkami, czytać książki…

— To nie tak miało wyglądać… — powiedziałam cicho.

— Mamo, proszę cię… — Natalia ścisnęła moją dłoń. — Nie mamy nikogo innego. Ty jesteś najlepsza.

Wiedziałam, że nie mogę odmówić. Nie potrafiłabym zostawić dzieci w obcych rękach. Ale czułam się zdradzona. Czy naprawdę jestem tylko wygodnym rozwiązaniem? Czy moje życie już się skończyło?

Pierwsze tygodnie po ich wyjeździe były najtrudniejsze. Zosia płakała nocami za mamą, Staś buntował się przy każdym posiłku. Ja próbowałam być cierpliwa, tłumaczyć im świat na nowo. Codziennie rano szykowałam śniadania, odprowadzałam do przedszkola i szkoły, potem zakupy, pranie, gotowanie… Wieczorami padałam ze zmęczenia.

Czasem dzwoniła Natalia przez Skype’a. Uśmiechała się szeroko z ekranu komputera.

— Mamo, jak sobie radzicie?

— Dajemy radę — odpowiadałam mechanicznie.

Nie mówiłam jej o łzach Zosi ani o tym, że Staś przestał jeść jej ulubioną zupę pomidorową. Nie mówiłam o tym, że czuję się jak cień samej siebie.

Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i spojrzałam na stare zdjęcia z czasów mojej młodości. Byłam wtedy pełna marzeń — chciałam zwiedzać świat, pisać książki naukowe, mieć czas dla siebie. Przez całe życie pracowałam jako wykładowca na uniwersytecie w Toruniu. Wychowałam Natalię na uczciwą i niezależną kobietę. Czy to był błąd? Czy nauczyłam ją zbyt dużej samodzielności?

Zosia przyszła do kuchni i przytuliła się do mnie.

— Babciu, tęsknię za mamą…

Objęłam ją mocno.

— Ja też tęsknię, kochanie.

Wtedy po raz pierwszy pozwoliłam sobie zapłakać razem z nią.

Minęły miesiące. Dzieci przyzwyczaiły się do nowej rzeczywistości. Ja nauczyłam się ich rytmu dnia: lekcje, zabawy w parku, bajki na dobranoc. Czasem nawet śmialiśmy się razem przy stole. Ale w środku czułam pustkę — tęskniłam za własnym życiem.

Przyjaciółki dzwoniły coraz rzadziej.

— Heleno, kiedy wreszcie pójdziesz z nami do kina? — pytała Basia.

— Nie mogę zostawić dzieci samych…

— Ale przecież masz prawo do odpoczynku!

Czy miałam? Czy mogłam pozwolić sobie na egoizm?

Któregoś dnia Staś wrócił ze szkoły smutny.

— Babciu, dlaczego mama nas zostawiła?

Zatkało mnie. Jak odpowiedzieć dziecku na takie pytanie? Przecież Natalia ich nie zostawiła… tylko wybrała swoją drogę.

— Mama was bardzo kocha — powiedziałam cicho. — Czasem dorośli muszą podejmować trudne decyzje.

Staś spojrzał na mnie poważnie.

— A ty? Ty też nas zostawisz?

Poczułam ukłucie w sercu.

— Nigdy was nie zostawię — obiecałam.

Ale czy sama siebie nie zostawiłam gdzieś po drodze?

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Natalia obiecała zadzwonić przez internet podczas wigilii. Dzieci przygotowały dla niej laurki i piosenkę po angielsku. Ja upiekłam pierogi według starego rodzinnego przepisu.

Gdy zadzwonił komputerowy dzwonek i zobaczyliśmy Natalię z Michałem na ekranie, Zosia rozpłakała się ze wzruszenia.

— Mamo! Tęsknię za tobą!

Natalia też płakała.

Po rozmowie długo siedziałam przy stole sama. Wpatrywałam się w migoczące światełka choinki i myślałam o tym wszystkim, co straciłam — i co zyskałam.

Czy jestem szczęśliwa? Czy to jest ta starość, której chciałam? Czy można pogodzić swoje marzenia z obowiązkiem wobec rodziny?

Czasem myślę: czy gdybym była bardziej stanowcza wobec Natalii, wszystko potoczyłoby się inaczej? A może właśnie teraz uczę się najważniejszej lekcji życia — że miłość do rodziny to także umiejętność rezygnacji z siebie?

Nie wiem jeszcze, jak odpowiedzieć na te pytania. Ale wiem jedno: każda decyzja ma swoją cenę. I każda samotność ma swoje imię.

Czy wy też czasem czujecie się rozdarte między własnymi potrzebami a oczekiwaniami bliskich? Jak znaleźć równowagę? Może ktoś z was zna odpowiedź…