Niesforni pasażerowie na lotniskach: żarty, agresja i konsekwencje

Krótki urlop, dłuższe wakacje, wyjazd do rodziny czy przyjaciół. Coraz częściej korzystamy z podróży samolotem. Nie zawsze jednak przebiega ona bez zakłóceń. Pośpiech, niewiedza czy alkohol we krwi sprawiają, że pasażerowie stają się już nie tylko nieznośni, lecz agresywni. Z tą ciemną stroną podróżnych w pierwszej linii stykają się pracownicy obsługi naziemnej, a jeśli potrzeba, to i funkcjonariusze Straży Granicznej. Nie zawsze jest kolorowo.

Gdy pytam o „niesfornych” pasażerów na lotniskach, słyszę, że pracownicy obsługi naziemnej mają dla nich duże zrozumienie i… poczucie humoru. Żartów nie ma w jednym wypadku. Bezapelacyjnie.

Najczęściej pojawiającym się typem z tych „niesfornych” pasażerów na lotnisku są właśnie dowcipnisie. Żyją w przeświadczeniu, że ich żart niezbyt wysokich lotów rozśmieszy pracowników lotniska. Nierzadko kończy się jednak na tym, że gag próbującego wzbić się na wyżyny orła kończy się… nielotem.

– Tego typu „żarty” znacznie częstsze są w okresie wyjazdów urlopowych, kiedy pasażerowie zaczynają wakacje już na lotnisku – wskazuje Piotr Rudzki, kierownik zespołu rzecznika prasowego Polskich Portów Lotniczych.

Jak przekonuje nasz rozmówca, pracownicy lotniska, linii lotniczych, czy firm handlingowych (zajmujących się obsługą portów lotniczych, m.in. bagażem, zaopatrzeniem samolotów) mają spore poczucie humoru.

Ale nigdy nie żartujemy na tematy związane z bezpieczeństwem – podkreśla Piotr Rudzki.

Wtóruje mu Błażej Patryn, rzecznik prasowy Portu Lotniczego Poznań-Ławica.

Ze zrozumieniem obserwujemy opisane zjawisko „niesfornych pasażerów”. To zrozumienie jest także, przede wszystkim, nacechowane wiedzą o tym, gdzie pracujemy i z czym mogą wiązać się podróże lotnicze dla jednostek pasażerskich, a po drugiej stronie musimy działać w domenie bezpieczeństwa, a tu nie ma żartów.

A żarty podróżnych, niestety, najczęściej dotyczą kwestii bezpieczeństwa.

– Najczęściej zdarza się, że pasażerowie „żartują” – choć dla służb lotniska to nie jest żart – na temat materiałów wybuchowych w bagażu. Należy zrozumieć, że pytanie o materiały niebezpieczne jest standardowe i bardzo ważne. Często możemy sobie nie zdawać sprawy, że na przykład powerbank o dużej pojemności może spowodować pożar – wyjaśnia nam kierownik zespołu rzecznika prasowego PPL.

Rzecznik poznańskiego lotniska porusza też problem wieloznaczności słów, na którą – niewątpliwie – zwróci uwagę obsługa lotniska.

– I to właśnie te teoretyczne dla pasażerów żarty są lub potencjalnie mogą być dla nas kłopotem. Mam tu na myśli wieloznaczność słowa „bomba„ i łatwość w jego używaniu. Czy to podczas rozmów prowadzonych przez pasażerów na terenie lotniska i wtrącanie określeń „ale bomba”, „bombowy pomysł” itp. Niestety to może i zdarza się, że powoduje „alarm„ u naszych pracowników, co może skutkować przede wszystkim dodatkową kontrolą takiego pasażera (przedłuża to czas odprawy), a w sytuacjach skrajnych nawet do usunięcia z terenu lotniska lub z samolotu. Tego po prostu na lotnisku nie można robić – zaznacza Błażej Patryn.

Jak dodaje Piotr Rudzki, pasażer, który zdecyduje się, że taki „żart” to świetny pomysł, musi liczyć się z faktem, że nie poleci zaplanowanym rejsem, zostanie ukarany mandatem, a linia może nawet zdecydować, że doda go do tzw. czarnej listy, czyli nie skorzysta już z ich usług w przyszłości.

Inne żarty dotyczą przedmiotów, które ma pasażer przy sobie. „Mam broń i nie zawaham się jej użyć” – no taki żart to już interwencja służb państwowych – Straży Granicznej – przywołuje Błażej Patryn.

Niesforni pasażerowie linii lotniczych uziemieni? Powstała „czarna lista”

Rzecznik poznańskiego lotniska wskazuje również na jeszcze jeden przykład „niefrasobliwości” wśród pasażerów. A mianowicie – pozostawienie bagażu bez opieki na terenie lotniska.

I to się zdarza chyba najczęściej. Osoba siedząc w hali, oddala się np. do toalety, zostawiając walizkę przy lub na siedzisku. Tu wkraczają procedury bezpieczeństwa, nasi pracownicy Straży Ochrony Lotniska, dalej Straży Granicznej. Jeśli właściciel się nie odnajdzie, to może dojść do ewakuacji całego lub części lotniska, czynności saperskich itd. Dla pasażera, który się odnajdzie kończy się to mandatem – podkreśla.

Niestety, zdarzają się też awanturujący i agresywni pasażerowie. W takim wypadku w pierwszej kolejności interweniuje Straż Ochrony Lotniska, a w dalszej kolejności – jeśli jest potrzeba i podróżny nie stosuje się do poleceń – interweniuje Straż Graniczna i policja. Służby mogą stosować środki przymusu bezpośredniego.

Takie sytuacje również się zdarzają – najczęściej wynikają z tego, że pasażerowie dotarli za późno do bramki wylotowej i proces wchodzenia na pokład został zakończony. Zdarzały się przypadki, że pasażerowie domagali się, żeby samolot po nich zawrócił – niestety, nie ma takiej możliwości. Musimy pamiętać, że godzina odlotu zaznaczona na bilecie jest faktyczną godziną odlotu. Ważna jest godzina tzw. boardingu – najczęściej na 40 minut przed planowanym startem. Wtedy otwierana jest bramka i możemy wchodzić na pokład samolotu – wyjaśnia Piotr Rudzki.

A gdy do wybuchu agresji dojdzie w czasie lotu? W tym wypadku załoga samolotu próbuje załagodzić sytuację. Nierzadko informuje o zdarzeniu służby na lotnisku i na delikwenta mogą już czekać funkcjonariusze. Ostatecznością, jak wskazują moi rozmówcy, jest lądowanie awaryjne. Z jednego prostego powodu – to gigantyczny koszt.

– Lądowania nieplanowe są dla linii ostatecznością, ponieważ wiążą się z ogromnymi wydatkami, które później mogą być przeniesione na jego sprawcę – mówimy tu o kosztach paliwa lotniczego, opłat za lądowanie, start, odszkodowania za opóźnienie – mogą to być gigantyczne kwoty – wskazuje kierownik zespołu rzecznika prasowego PPL.

– Na szczęście w Poznaniu nie mieliśmy wielu lądowań awaryjnych z powodu „niesforności” – dodaje Błażej Patryn.

Rzecznik poznańskiego lotniska zaznacza, że z nerwów przed lotem pasażerowie często zapominają, że mogą mieć przy sobie przedmioty, które zgodnie z przepisami są zabronione. Z ich punktu widzenia mogą być nie budzić zastrzeżeń.

Na przykład imitacje broni, pamiątki przypominające swoim wyglądem broń, amunicję itp. I tu zakwestionowanie tych przedmiotów budzi u pasażerów nerwowość. Choć nie powinno, bo tu chodzi o bezpieczeństwo wielu osób, które zasiądą w fotelach samolotu. I z naszego punktu widzenia lepiej o jeden raz więcej zareagować, niż na coś „przymknąć oko”. Tego drugiego nie możemy robić – wyjaśnia Błażej Patryn.

Jak się okazuje, wiele niesnasek przysparzają podróżnym… foliowe torebki na płyny i związana z nimi błędna interpretacja przepisu unijnego. Rzecznik poznańskiego lotniska tłumaczy:

Uważają, że torebki są za małe i nie mieszczą opakowań (np. oznakowanych flakonów perfum) w składowych opisanych pojemności płynów. A tu nie chodzi o pojemności płynów lub opakowań, a regulacja mówi o pojemności woreczka! Stąd też nerwowe reakcje na prośby o przepakowanie lub niestety w niektórych przypadkach wyrzucenie. Reakcja pracowników kontroli bezpieczeństwa jest prosta. Jest przepis i muszą go zastosować.

W takich przypadkach z pomocą przychodzi… paczkomat. I taki wartościowy płyn, tudzież inną rzecz, można odesłać do domu i tym samym rozwiązać palący problem.

Latanie może być stresujące, ale dla spokoju i bezpieczeństwa nas wszystkich prosimy pasażerów o bezwzględne stosowanie się do zasad i poleceń personelu lotniska i linii lotniczych – zaznacza Piotr Rudzki.