„Nie potrafisz sobie poradzić? Poproś rodziców o pomoc” – historia Magdy z Warszawy

– Nie potrafisz sobie poradzić? Poproś rodziców o pomoc – powiedział Paweł, rzucając mi spojrzenie pełne pogardy. Stał w progu kuchni, z kubkiem kawy, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. W tej chwili miałam ochotę rzucić w niego talerzem, ale tylko zacisnęłam pięści.

– Może gdybyś czasem pomógł mi z Antosiem, nie musiałabym nikogo prosić – syknęłam przez zęby, czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam płakać przy nim. Nie przy nim.

Paweł wzruszył ramionami i wyszedł, zostawiając mnie samą z bałaganem po śniadaniu i płaczącym dwulatkiem. Słyszałam jeszcze, jak zamyka za sobą drzwi. Znowu. Ostatnio coraz częściej wychodził bez słowa, a ja zostawałam sama w naszym dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie.

Antoś ciągnął mnie za nogawkę spodni, domagając się uwagi. Usiadłam na podłodze i przytuliłam go mocno. Pachniał mlekiem i czymś słodkim, może bananem. Przez chwilę poczułam spokój, ale zaraz wróciła fala rozpaczy. Kiedyś wyobrażałam sobie rodzinę inaczej. Myślałam, że będziemy razem, że Paweł będzie mnie wspierał. A teraz?

Telefon zadzwonił. Spojrzałam na ekran – mama. Odrzuciłam połączenie. Nie miałam siły tłumaczyć jej po raz kolejny, że wszystko jest w porządku, że radzę sobie świetnie. Że nie płaczę po nocach i nie czuję się jak wrak człowieka.

Wieczorem Paweł wrócił późno. Pachniał perfumami, których nie znałam. Usiadł na kanapie i włączył telewizor, nawet na mnie nie patrząc.

– Gdzie byłeś? – zapytałam cicho.

– U Michała – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

– Michał dzwonił do mnie. Pytał, czy wszystko u ciebie w porządku, bo nie odbierasz od dwóch dni – powiedziałam spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem.

Paweł spojrzał na mnie z irytacją.

– Przesłuchujesz mnie? Może powinnaś rzeczywiście pogadać z mamą, skoro nie radzisz sobie z własnym życiem.

Zamknęłam oczy. W głowie miałam tysiące myśli. Czy to już koniec? Czy naprawdę jestem taka beznadziejna?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra Pawła, Kasia.

– Magda, słyszałam, że u was nie najlepiej…

– Skąd wiesz? – zapytałam ostrożnie.

– Mama Pawła mówiła mojej mamie… Wiesz, wszyscy się martwią.

Poczułam gulę w gardle. Wszyscy się martwią, tylko nie on.

Wieczorem Paweł wrócił jeszcze później niż zwykle. Antoś już spał. Usiadłam naprzeciwko niego przy stole.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam.

– O czym? – westchnął ciężko.

– O nas. O tym, co się dzieje…

Przerwał mi gestem ręki.

– Magda, ja nie wiem, czy to ma sens. Może rzeczywiście powinnaś wrócić do rodziców na jakiś czas. Ja muszę przemyśleć parę spraw.

Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę nie mogłam oddychać.

– Chcesz mnie zostawić?

Nie odpowiedział od razu. Patrzył gdzieś poza mnie.

– Nie wiem…

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Siedziałam przy łóżeczku Antosia i patrzyłam na jego spokojną twarz. Jak mam mu to wszystko wytłumaczyć? Jak powiedzieć dwuletniemu dziecku, że tata już go nie chce?

Rano spakowałam kilka rzeczy i zadzwoniłam do mamy.

– Mamo… Mogę przyjechać?

Nie pytała o nic więcej. Po prostu powiedziała: „Czekamy na ciebie”.

W domu rodziców było cicho i bezpiecznie. Mama robiła herbatę z malinami, tata oglądał Wiadomości w kuchni. Przez chwilę poczułam się znowu jak dziecko – zaopiekowana i niewinna.

Ale wieczorem zaczęły się pytania.

– Co się stało? – zapytała mama delikatnie.

– Paweł… Chyba już mnie nie kocha – wyszeptałam.

Mama przytuliła mnie mocno.

– Wszystko się ułoży, zobaczysz…

Ale ja wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo.

Tata był bardziej oszczędny w słowach.

– Trzeba było myśleć wcześniej – mruknął pod nosem.

Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego tego dnia.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać swoje życie na nowo. Szukałam pracy – wcześniej byłam nauczycielką angielskiego w podstawówce, ale po urlopie macierzyńskim nie miałam dokąd wracać. Warszawa wydawała mi się teraz obca i zimna.

Paweł dzwonił rzadko. Czasem pytał o Antosia, czasem o jakieś papiery do podpisania. Nigdy nie zapytał o mnie.

Któregoś dnia spotkałam go przypadkiem w centrum handlowym na Mokotowie. Był z jakąś dziewczyną – młodą, śmiejącą się głośno brunetką. Zobaczył mnie i udawał, że mnie nie widzi.

Wieczorem zadzwoniła Kasia.

– Magda… Paweł chyba kogoś ma…

Nie płakałam już wtedy. Byłam pusta w środku.

Mama próbowała mnie pocieszać:

– Jesteś młoda, jeszcze wszystko przed tobą…

Ale ja czułam się stara i zmęczona jak nigdy wcześniej.

Antoś był moim jedynym światłem w tym tunelu. Każdego dnia uczyłam się być silna dla niego – nawet jeśli sama miałam ochotę zniknąć.

Pewnego wieczoru usiadłam z mamą przy stole i powiedziałam:

– Mamo… Ja już nie chcę być ciężarem dla was ani dla nikogo innego. Muszę spróbować żyć sama.

Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach:

– Jesteś moją córką. Nigdy nie będziesz ciężarem.

Ale wiedziałam swoje. Znalazłam pracę w przedszkolu niedaleko domu rodziców i wynajęłam małe mieszkanie na Bielanach. Było ciasne i ciemne, ale było moje.

Pierwszej nocy leżałam na materacu na podłodze i patrzyłam w sufit. Antoś spał obok mnie, wtulony w swoją ulubioną maskotkę.

Zrozumiałam wtedy jedno: nikt nie przeżyje mojego życia za mnie. Nikt nie posprząta moich bałaganów ani nie uleczy moich ran.

Czasem zastanawiam się: ile razy można zacząć od nowa? Czy naprawdę trzeba upaść na samo dno, żeby nauczyć się kochać siebie?

A wy? Czy też musieliście kiedyś odbudowywać siebie z kawałków?