Nie wpuściła mnie do domu – historia o miłości, zdradzie i rodzinnych sekretach
Stałem pod drzwiami mieszkania na warszawskim Ursynowie, ściskając w ręku torbę z ubraniami i dokumentami. Było już po dwudziestej drugiej, klatka schodowa pachniała kurzem i gotowaną kapustą z sąsiedniego mieszkania. Nacisnąłem dzwonek raz, drugi, trzeci. W końcu usłyszałem znajome kroki – ciężkie, zdecydowane. Zatrzymały się po drugiej stronie drzwi.
– Kto tam? – głos Barbary był zimny jak lód.
– To ja, Andrzej. Otwórz, proszę.
Cisza. Słyszałem tylko swoje własne serce bijące jak szalone. Przez chwilę miałem nadzieję, że zaraz usłyszę szczęk zamka. Nic z tego.
– Nie wejdziesz – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Nie dzisiaj. Może już nigdy.
Oparłem czoło o drzwi. Przez trzydzieści lat małżeństwa przeżyliśmy z Basią wszystko: śmierć rodziców, narodziny dzieci, kredyt na mieszkanie, jej depresję po utracie pracy i moją walkę z alkoholizmem. Ale nigdy nie sądziłem, że dojdzie do tego – że nie będę miał prawa wejść do własnego domu.
– Basiu… Proszę cię. Musimy porozmawiać.
– Rozmawiać? Teraz? Po tym wszystkim? – jej głos był coraz bardziej roztrzęsiony.
– Pozwól mi wejść. Przysięgam, wszystko ci wyjaśnię.
– Wyjaśnisz? – zaśmiała się gorzko. – To może wyjaśnij mi, dlaczego znalazłam w twoim telefonie wiadomości od tej twojej „koleżanki”? Dlaczego przez ostatnie tygodnie wracałeś coraz później? Dlaczego nasza córka płakała dziś cały dzień?
Zamarłem. Wiedziałem, że prędzej czy później to wyjdzie na jaw. Ale nie sądziłem, że tak szybko. I nie sądziłem, że to Ola – nasza starsza córka – powie matce o wszystkim.
– Basiu… To nie tak…
– To jak? – przerwała mi ostro. – Powiedz mi, Andrzej! Jak mam to rozumieć?
Zacisnąłem powieki. Przed oczami stanęła mi twarz Magdy – młodszej koleżanki z pracy. Zaczęło się niewinnie: kawa po spotkaniu, wspólne żarty na firmowym czacie. Potem kilka wieczorów spędzonych razem pod pretekstem „nadgodzin”. Wiedziałem, że przekraczam granicę, ale czułem się przy niej młodszy, ważny…
– To był błąd – wyszeptałem. – Nic się nie wydarzyło…
– Przestań kłamać! – krzyknęła Barbara tak głośno, że usłyszałem trzask drzwi u sąsiadów piętro wyżej. – Widziałam zdjęcia! Ola pokazała mi wszystko! Jak mogłeś?
Zatkało mnie. Ola… Moja własna córka przeszukała mój telefon? Przecież zawsze byliśmy blisko…
– Basiu… Ja…
– Nie chcę cię widzieć! Nie chcę cię słuchać! Idź do tej swojej Magdy! Może ona cię przygarnie!
Usiadłem na schodach. Nogi miałem jak z waty. Przez chwilę miałem ochotę rzucić torbą o ścianę i wrzeszczeć na całe osiedle. Ale wiedziałem, że to nic nie da.
Wtedy zadzwonił telefon. Numer mamy Barbary – pani Jadwigi.
– Andrzej? Co się dzieje? Basia do mnie dzwoniła, płakała jak dziecko! Co ty znowu narozrabiałeś?
– Mamo… Ja…
– Nie mów do mnie „mamo”! Dla mojej córki już dawno przestałeś być rodziną! – usłyszałem w słuchawce gniewny szept.
Zacisnąłem pięści. Zawsze wiedziałem, że teściowa mnie nie lubiła. Ale teraz czułem się jak śmieć.
– Proszę pani… Ja naprawdę chcę wszystko naprawić.
– Naprawić? Po tym wszystkim? Po tych latach upokorzeń? Po tym jak Basia musiała znosić twoje picie, twoje długi i teraz jeszcze to?!
Nie miałem siły odpowiadać. Rozłączyłem się.
Nagle drzwi na klatce otworzyły się gwałtownie i wybiegła Ola. Miała na sobie piżamę i płaszcz Barbary narzucony na ramiona.
– Tato…
Spojrzała na mnie z wyrzutem i bólem.
– Dlaczego to zrobiłeś mamie?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Chciałem ją przytulić, ale odsunęła się ode mnie jak od obcego.
– Ola… Ja cię kocham…
– Nie wierzę ci już! – krzyknęła i wbiegła z powrotem do mieszkania.
Zostałem sam na klatce schodowej. Siedziałem tak długo, aż światło automatycznie zgasło i zostałem w półmroku.
W końcu zadzwoniłem do mojego brata – Pawła.
– Andrzej? Co jest?
– Mogę u ciebie przenocować?
– Znowu pokłóciłeś się z Basią?
– Tym razem to coś więcej…
Paweł westchnął ciężko.
– Przyjeżdżaj. Ale wiesz… Basia dzwoniła też do Ewy (jego żony). Cała rodzina już wie.
Wsiadłem do starego passata i pojechałem przez nocne miasto do brata na Bielany. W drodze myślałem o wszystkim: o tym jak bardzo zawiodłem Basię; o tym jak bardzo Ola i młodszy syn Kacper będą musieli się teraz wstydzić ojca; o tym czy jeszcze kiedykolwiek będziemy rodziną.
U Pawła było cicho. Ewa patrzyła na mnie z pogardą i podała mi tylko szklankę herbaty bez słowa.
– Andrzej… – Paweł usiadł naprzeciwko mnie w kuchni. – Powiedz szczerze: spałeś z tą dziewczyną?
Pokręciłem głową.
– Nie… Ale byłem blisko. Za blisko.
Paweł spojrzał na mnie długo.
– Wiesz co jest najgorsze? Że Basia ci ufała nawet wtedy, gdy wszyscy inni już dawno przestali wierzyć w ciebie po tych twoich wybrykach sprzed lat.
Zacisnąłem dłonie na kubku tak mocno, że aż zabolały mnie palce.
Następnego dnia rano zadzwonił Kacper.
– Tato… Mama cały czas płacze. Ola nie chce z nią rozmawiać. Babcia grozi rozwodem za was jeśli nie odejdziesz na dobre…
Zacząłem płakać jak dziecko. Mój syn milczał przez chwilę po drugiej stronie słuchawki.
– Tato… Ja ci wybaczam. Ale nie wiem czy mama potrafi.
Przez kolejne dni próbowałem rozmawiać z Basią przez telefon, pisałem listy, wysyłałem kwiaty pod drzwi mieszkania. Bez skutku.
W końcu zadzwoniła sama Barbara:
– Spotkajmy się na neutralnym gruncie – powiedziała chłodno.
Umówiliśmy się w parku przy Polach Mokotowskich. Siedzieliśmy na ławce pod kasztanowcem jak obcy ludzie.
– Andrzej… Ja już nie mam siły walczyć o naszą rodzinę sama – powiedziała cicho. – Próbowałam przez lata ci ufać. Ale teraz…
Chciałem ją objąć, ale odsunęła się gwałtownie.
– Nie dotykaj mnie! – syknęła przez łzy.
Siedzieliśmy tak długo w milczeniu aż zaczęło padać. W końcu Barbara wstała i spojrzała mi prosto w oczy:
– Musisz odejść na jakiś czas. Dla dzieci. Dla mnie też.
Próbowałem protestować:
– Basiu… Proszę cię…
Ale ona już szła przez park z opuszczoną głową, zostawiając mnie samego pod mokrym drzewem.
Minęły tygodnie zanim dzieci zaczęły odbierać moje telefony. Minęły miesiące zanim Barbara zgodziła się na rozmowę bez łez i krzyków. Minął rok zanim pozwoliła mi wejść do mieszkania na kawę „dla dzieci”.
Dziś mieszkam sam w wynajmowanej kawalerce na Pradze. Czasem widuję Olę i Kacpra na obiedzie u Barbary albo u Pawła na imieninach. Czasem rozmawiamy normalnie, czasem milczymy godzinami patrząc sobie w oczy pełne żalu i tęsknoty za tym co było kiedyś rodziną.
Czasem myślę: czy można naprawić coś, co pękło tak bardzo? Czy wybaczenie jest możliwe nawet wtedy, gdy zawiodło się najbliższych?
A wy… co byście zrobili na miejscu Barbary? Czy można odbudować zaufanie po zdradzie?