Miłość matki na przekór wszystkiemu – historia, która rozdarła moją rodzinę

– Mamo, on… on po prostu wyszedł. Zostawił nas. Nie mam nawet pieniędzy na mleko dla Maćka…

Głos Kasi drżał w słuchawce, a ja poczułam, jak serce ściska mi się z bólu. W mojej głowie kłębiły się myśli: Jak to możliwe? Przecież Bartek zawsze był odpowiedzialny, kochający… Czy coś przeoczyłam? Czy to moja wina?

– Kasiu, spokojnie – powiedziałam, choć sama ledwo panowałam nad głosem. – Zaraz przyjadę.

Wybiegłam z domu, nie zważając na zimno i śnieg, który sypał gęsto na osiedlowe chodniki. Wsiadłam do starego fiata i ruszyłam przez zasypane ulice Warszawy. W głowie miałam tylko jedno: muszę pomóc synowej i wnukowi. Ale gdzie jest Bartek? Dlaczego to zrobił?

Kiedy dotarłam na miejsce, Kasia siedziała na kanapie, tuląc zapłakanego Maćka. Jej oczy były czerwone od płaczu, a dłonie drżały. Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.

– Powiedz mi wszystko – poprosiłam cicho.

– Pokłóciliśmy się… O pieniądze, o to, że nie ma pracy. Powiedział, że ma dość, że nie chce już tak żyć… I wyszedł. Nie wrócił od dwóch dni. Nie odbiera telefonu.

Poczułam gniew. Jak mógł? Jak mógł zostawić własne dziecko? Przecież sam był wychowywany w miłości, nigdy mu niczego nie brakowało…

Przez kolejne dni próbowałam dodzwonić się do Bartka. Bez skutku. W pracy ledwo funkcjonowałam – myśli ciągle wracały do Kasi i Maćka. Pomagałam im finansowo, robiłam zakupy, gotowałam obiady. Kasia była cieniem samej siebie, a Maciek coraz częściej płakał w nocy.

Pewnego wieczoru zadzwoniła moja siostra, Anka.

– Słyszałam o Bartku – powiedziała bez ogródek. – Może za bardzo go rozpieszczałaś? Może to twoja wina?

Zabolało mnie to. Przecież zawsze starałam się być dobrą matką. Ale czy naprawdę zrobiłam coś źle? Czy mogłam temu zapobiec?

Minęły tygodnie. Bartek nie dawał znaku życia. W końcu odezwał się przez SMS:

„Nie wrócę. Nie szukaj mnie.”

To był cios prosto w serce. Przez całą noc nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, płacząc cicho do poduszki. Rano spojrzałam w lustro – zobaczyłam w nim starą, zmęczoną kobietę z siwymi włosami i pustym spojrzeniem.

Musiałam podjąć decyzję. Czy mam nadal wspierać Kasię i Maćka, nawet jeśli Bartek tego nie chce? Czy powinnam stanąć po stronie syna, choć jego postępowanie łamało mi serce?

Wybrałam rodzinę Bartka – tę, którą zostawił. Zaczęłam spędzać z nimi coraz więcej czasu. Zawiozłam Maćka do przedszkola, pomagałam Kasi szukać pracy. Bywały dni, kiedy brakowało nam na rachunki, ale zawsze jakoś sobie radziłyśmy.

Pewnego dnia spotkałam Bartka na ulicy. Był wychudzony, zarośnięty, ubrany w stare dżinsy i kurtkę.

– Mamo…

Zatrzymałam się jak wryta.

– Bartek… Jak mogłeś? – głos mi się załamał.

– Nie rozumiesz… Duszę się tam. Nie chcę tak żyć…

– A Kasia? A Maciek? Oni nie mają co jeść! – krzyknęłam przez łzy.

Bartek spuścił głowę.

– Przepraszam… Ale nie potrafię inaczej.

Chciałam go przytulić, ale odsunął się ode mnie.

– Mamo, nie szukaj mnie więcej.

Odszedł bez słowa. Stałam na środku chodnika, czując się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.

Wróciłam do domu Kasi i Maćka. Kasia siedziała przy stole z głową opartą na dłoniach.

– Widziałam Bartka – powiedziałam cicho.

Spojrzała na mnie pytająco.

– Nic się nie zmieniło – dodałam po chwili.

Przez kolejne miesiące życie toczyło się dalej – ciężko, mozolnie, ale razem dawałyśmy radę. Kasia znalazła pracę w sklepie spożywczym, ja dorabiałam sprzątaniem u sąsiadów. Maciek rósł jak na drożdżach – był moim promykiem nadziei.

Czasem słyszałam plotki od sąsiadek:

– Słyszałaś? Syn Haliny zostawił rodzinę…
– A taka była porządna rodzina…
– Pewnie coś z nią nie tak…

Starałam się nie słuchać tych słów, ale bolały mnie jak igły wbijane pod skórę.

Najgorsze były święta. Wigilia bez Bartka była jak puste miejsce przy stole – dosłownie i w przenośni. Maciek pytał:

– Babciu, kiedy tata wróci?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Któregoś dnia Kasia przyszła do mnie wieczorem.

– Halinko… Ja już nie mam siły. Może powinnam wyjechać do mamy do Gdańska?

Zamarłam ze strachu przed samotnością.

– Nie zostawiaj mnie… Proszę – wyszeptałam.

Objęłyśmy się i płakałyśmy razem długo tej nocy.

W końcu życie zaczęło się układać. Kasia dostała awans na kierowniczkę sklepu, ja mogłam rzucić dodatkowe prace i więcej czasu spędzać z Maćkiem. Zaczęłyśmy nawet śmiać się z drobnych rzeczy: z tego jak Maciek rozlał mleko na dywan albo jak Kasia pomyliła sól z cukrem w cieście.

Ale rana po Bartku nigdy się nie zagoiła.

Pewnego dnia dostałam list polecony – pozew o rozwód od Bartka dla Kasi. Przyszedł bez słowa wyjaśnienia czy przeprosin. Kasia długo patrzyła na ten papier bez słowa, potem po prostu go podpisała.

Po rozwodzie Bartek zniknął zupełnie. Słyszałam tylko od znajomych, że wyjechał za granicę – podobno do Niemiec albo Holandii. Nigdy więcej się nie odezwał.

Zostałyśmy we trzy: ja, Kasia i Maciek. Stworzyłyśmy własną rodzinę – może niepełną, może poranioną, ale prawdziwą i silną.

Czasem patrzę na stare zdjęcia Bartka z dzieciństwa i pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy matczyna miłość wystarczy, by naprawić to, co zostało złamane?

Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania… Ale wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi – to wybory, które podejmujemy każdego dnia.

Czy wy też musieliście kiedyś wybierać między sercem a rozumem? Jak poradziliście sobie z bólem po zdradzie najbliższych?