Kiedy mąż wybiera mamę zamiast żony: Moja walka o własne życie i godność
— Znowu wracasz późno, Michał. — Mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Stałam w kuchni, oparta o blat, patrząc na zegar. Była prawie dwudziesta druga. W lodówce czekała kolacja, którą przygotowałam już dawno temu.
Michał nawet nie zdjął butów. — Mama źle się czuła. Musiałem jej pomóc z lekami i zrobić zakupy. Przecież wiesz, że ona nie ma nikogo poza mną.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Ile razy już to słyszałam? Ile razy jego matka była ważniejsza ode mnie, ode mnie i naszej córki? — A my? My też cię potrzebujemy — powiedziałam cicho, ale on już szedł do łazienki, jakby nie słyszał.
Nie zawsze tak było. Kiedyś Michał był moim wsparciem. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. Był czuły, zabawny, potrafił mnie rozśmieszyć nawet w najgorszy dzień. Po ślubie zamieszkaliśmy w małym mieszkaniu na Prądniku Czerwonym. Byliśmy szczęśliwi. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy jego ojciec zmarł nagle na zawał. Teściowa, pani Halina, została sama w domu pod Wieliczką. Michał zaczął jeździć do niej coraz częściej — najpierw raz w tygodniu, potem co drugi dzień, aż w końcu praktycznie codziennie po pracy znikał na kilka godzin.
Na początku rozumiałam. Sama straciłam ojca i wiedziałam, jak bardzo boli samotność. Ale z czasem zaczęłam czuć się coraz bardziej niewidzialna. Nasza córka, Ola, miała wtedy sześć lat i coraz częściej pytała: — Mamo, dlaczego tata nie je z nami kolacji?
Próbowałam rozmawiać z Michałem. — Twoja mama cię potrzebuje, ale my też. Ola tęskni za tobą. Ja też — mówiłam pewnej nocy, kiedy wrócił wyjątkowo późno.
Westchnął ciężko i spojrzał na mnie z wyrzutem: — Ty nigdy nie rozumiesz! Gdybyś straciła matkę, wiedziałabyś, co to znaczy być samemu.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przecież ja też byłam sama — sama w naszym małżeństwie.
Z czasem teściowa zaczęła dzwonić do Michała nawet w środku nocy. — Michałku, coś mi się dzieje z sercem… Michałku, boję się spać sama… Michałku, przyjedź… — słyszałam przez ścianę jego szeptane rozmowy.
Pewnego dnia Ola wróciła ze szkoły zapłakana. — Dzieci śmiały się ze mnie, że tata mieszka z babcią — powiedziała przez łzy.
To był moment przełomowy. Poczułam gniew i bezsilność jednocześnie. Wieczorem postawiłam sprawę jasno:
— Michał, musisz wybrać. Albo jesteśmy rodziną i próbujemy to naprawić razem, albo… — głos mi się załamał — albo nie wiem, czy dam radę dalej tak żyć.
Patrzył na mnie długo, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. — Nie mogę zostawić mamy samej — powiedział cicho.
Wtedy coś we mnie pękło.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Michał coraz częściej nocował u matki „na wszelki wypadek”. Ja zajmowałam się Olą, domem, pracą. Czułam się jak cień samej siebie.
Moja mama próbowała mnie pocieszać: — Zuzia, musisz pomyśleć o sobie i o dziecku. Nie możesz być zawsze na drugim miejscu.
Ale jak to zrobić? Jak odejść od człowieka, którego kiedyś kochało się ponad wszystko?
Pewnego wieczoru Ola przyszła do mnie z rysunkiem: trzy postacie trzymające się za ręce — ja, ona i Michał. Nad nami wielkie serce przecięte na pół.
— Mamo, czy tata jeszcze nas kocha?
Nie umiałam odpowiedzieć.
Zaczęłam chodzić do psychologa. Po raz pierwszy od lat poczułam, że mam prawo mówić o swoich uczuciach głośno. Że nie jestem egoistką tylko dlatego, że chcę być szczęśliwa.
W pracy koleżanka zaprosiła mnie na kawę po godzinach. Opowiedziałam jej wszystko. — Zuzka, musisz zawalczyć o siebie! — powiedziała stanowczo. — On już wybrał. Teraz ty musisz wybrać siebie.
Wróciłam do domu późno tego dnia. Michała nie było. Wzięłam Olę za rękę i poszłyśmy na spacer po Plantach. Patrzyłam na nią i wiedziałam jedno: nie chcę, żeby moja córka dorastała w cieniu cudzych oczekiwań.
Kilka dni później spakowałam walizkę Michała i postawiłam ją pod drzwiami.
— Co ty robisz? — zapytał zdziwiony, kiedy wrócił wieczorem.
— Daję ci wolność wyboru. Jeśli chcesz być z nami — wróć i zacznij od nowa. Jeśli nie potrafisz zostawić mamy nawet na jeden wieczór… nie wracaj.
Nie spałam całą noc. Nad ranem usłyszałam cichy trzask drzwi.
Minęły dwa miesiące. Michał mieszka z matką pod Wieliczką. Dzwoni do Oli raz w tygodniu. Ja zaczynam powoli odzyskiwać siebie — chodzę na jogę, spotykam się z przyjaciółkami, uczę się żyć na nowo.
Czasem płaczę po nocach z tęsknoty za tym, co mogło być. Ale wiem jedno: zasługuję na miłość i szacunek.
Czy można być szczęśliwą bez kogoś, kogo kochało się całym sercem? Czy odwaga to naprawdę tylko kwestia wyboru?