„Zjedz ten tort sama”: Jak moja siostra upokorzyła mnie na własnych urodzinach
— Magda, tylko nie zapomnij o torcie! — usłyszałam głos mamy, kiedy wychodziłam z mieszkania. Trzymałam w rękach eleganckie pudełko, które zamówiłam specjalnie na urodziny Kingi. To był czekoladowy tort z malinami, jej ulubiony smak z dzieciństwa. Przez chwilę poczułam ciepło w sercu, bo miałam nadzieję, że ten gest choć trochę przełamie lód między nami. Ostatnie miesiące były trudne — odkąd Kinga wróciła do Warszawy po rozwodzie, wszystko się zmieniło. Nasze rozmowy stały się krótkie, pełne niedopowiedzeń i wzajemnych pretensji. Ale to przecież jej urodziny. Chciałam być dobrą siostrą.
Wchodząc na piąte piętro starej kamienicy, czułam jak serce bije mi szybciej. W głowie powtarzałam sobie: „Nie daj się sprowokować, Magda. To tylko kilka godzin.” Drzwi otworzyła mi Kinga — piękna jak zawsze, choć w oczach miała cień zmęczenia. Uśmiechnęła się chłodno.
— O, przyszłaś jednak — rzuciła, nie patrząc mi w oczy.
— Przyniosłam ci tort — odpowiedziałam, starając się brzmieć naturalnie.
— Mam już swój — odparła i odwróciła się na pięcie.
W salonie było już kilkanaście osób: znajomi Kingi z pracy, jej nowy chłopak Paweł, nawet ciotka Basia z Radomia. Wszyscy rozmawiali głośno, śmiali się, a ja czułam się jak intruz. Postawiłam tort na stole obok innych słodkości i usiadłam w kącie. Przez chwilę obserwowałam Kingę — była w centrum uwagi, opowiadała anegdoty z pracy, śmiała się głośno. Paweł patrzył na nią z podziwem. Poczułam ukłucie zazdrości i żalu.
Po godzinie przyszedł czas na torty. Kinga podeszła do stołu i teatralnie rozpakowała swój tort — wielki, piętrowy, ozdobiony złotymi napisami „Sto lat, Kinga!”. Wszyscy bili brawo. Mój tort stał obok, skromny, ale zrobiony z serca.
— A to co? — zapytała głośno Kinga, wskazując na mój tort.
— To ode mnie… — zaczęłam nieśmiało.
— Magda, naprawdę? Przecież wiesz, że nie jem już takich rzeczy! — jej głos był ostry jak brzytwa. — Sama zjedz to świństwo.
Wszyscy zamilkli. Poczułam na sobie dziesiątki spojrzeń. Ktoś zachichotał nerwowo. Ciotka Basia próbowała ratować sytuację:
— Ależ to bardzo miły gest, Magdo…
— Nie trzeba było się fatygować — przerwała jej Kinga. — Ja wolę zdrowe rzeczy. Magda zawsze wszystko robi po swojemu.
Zrobiło mi się gorąco. Chciałam zapaść się pod ziemię. Próbowałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Paweł spojrzał na mnie z politowaniem.
— Może ktoś chce kawałek? — zapytałam cicho.
Nikt się nie odezwał. Tort stał samotnie na stole jak wyrzut sumienia.
Przez resztę wieczoru czułam się przezroczysta. Kinga bawiła się świetnie, jakby nic się nie stało. Ja siedziałam w kącie i walczyłam ze łzami. Wspomnienia z dzieciństwa wracały falami: jak zawsze byłam tą „gorszą”, mniej przebojową siostrą; jak Kinga potrafiła jednym słowem sprawić, że czułam się nikim.
Po imprezie próbowałam porozmawiać z Kingą na osobności.
— Dlaczego to zrobiłaś? — zapytałam drżącym głosem.
Wzruszyła ramionami.
— Przesadzasz. To tylko tort.
— Dla mnie to nie był tylko tort…
Spojrzała na mnie z irytacją.
— Zawsze robisz z igły widły. Może dlatego nikt cię nie rozumie?
Te słowa bolały bardziej niż publiczne upokorzenie. Wyszłam bez słowa, zostawiając za sobą resztki dumy i niespełnione nadzieje na pojednanie.
W domu długo nie mogłam zasnąć. W głowie krążyły myśli: czy naprawdę jestem taka trudna? Czy zawsze będę tą „drugą”, niewidzialną siostrą? Czy można odbudować relację po czymś takim?
Minęły tygodnie. Kinga nie zadzwoniła ani razu. Mama próbowała nas pogodzić, ale każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnego dnia spotkałam Pawła przypadkiem w sklepie spożywczym.
— Magda… Przepraszam za tamten wieczór — powiedział cicho. — Kinga czasem przesadza.
Uśmiechnęłam się smutno.
— To nie pierwszy raz…
— Może powinnaś jej powiedzieć, co czujesz?
Pokręciłam głową.
— Ona nigdy nie słucha.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Zastanawiałam się, czy warto jeszcze walczyć o tę relację. Czy siostrzana więź jest silniejsza niż duma i żal?
Czasem patrzę na zdjęcia z dzieciństwa i widzę dwie uśmiechnięte dziewczynki trzymające się za ręce. Gdzie podziały się tamte uczucia? Czy można je jeszcze odnaleźć?
Może każdy z nas nosi w sobie własny tort — symbol niespełnionych oczekiwań i niewypowiedzianych słów? Czy warto próbować jeszcze raz, nawet jeśli ryzykujemy kolejne upokorzenie?