Gdy dowiadujesz się o ślubie własnego syna od sąsiadki: Historia Marii i rodzinnego milczenia
– Maria, słyszałaś już? Twój Tomek bierze ślub w przyszłą sobotę! – głos pani Zofii, mojej sąsiadki z naprzeciwka, rozbrzmiał w kuchni, zanim jeszcze zdążyłam postawić czajnik na gazie. Zamarłam z filiżanką w ręku, a kawa rozlała się na blat. Przez chwilę myślałam, że źle usłyszałam. Przecież Tomek nie wspominał nawet słowem o żadnej narzeczonej, a co dopiero o ślubie.
– Co ty mówisz, Zosiu? – zapytałam cicho, próbując ukryć drżenie głosu.
– No jak to co? Cała klatka już wie! Widziałam go wczoraj z jakąś dziewczyną, nosili zaproszenia. – Zofia spojrzała na mnie z mieszaniną współczucia i ciekawości.
Wtedy poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez tyle lat byłam dla Tomka wszystkim – ojciec odszedł, gdy miał pięć lat, a ja robiłam wszystko, by niczego mu nie brakowało. Pracowałam na dwa etaty, nie spałam po nocach, żeby tylko miał lepsze życie. A teraz… nawet nie uznał za stosowne powiedzieć mi o swoim ślubie.
Zamknęłam drzwi przed Zofią i osunęłam się na podłogę. Łzy same płynęły po policzkach. W głowie kłębiły się pytania: Co zrobiłam źle? Czy naprawdę jestem aż tak złą matką? Dlaczego nie chce mnie przy sobie w tym najważniejszym dniu?
Wieczorem zadzwoniłam do Tomka. Odebrał dopiero po trzecim sygnale.
– Cześć, mamo – powiedział cicho.
– Tomek… czy to prawda? Bierzesz ślub? – głos mi się łamał.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jego oddech.
– Tak, mamo. Chciałem ci powiedzieć… ale jakoś nie wyszło.
– Nie wyszło? Synu, jestem twoją matką! Dlaczego dowiaduję się o tym od sąsiadki?
– Mamo, proszę… Nie chciałem robić ci przykrości. Po prostu… wiedziałem, że będziesz miała swoje zdanie na temat Kasi.
– A może gdybyś mi ją przedstawił, poznałabym ją lepiej? – zapytałam z goryczą.
– Mamo, nie chcę się kłócić. Muszę kończyć.
Rozłączył się. Zostałam sama w ciemnej kuchni, z telefonem w dłoni i uczuciem pustki.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień. W pracy wszyscy pytali, co się stało, ale nie miałam siły tłumaczyć. W domu cisza była jeszcze bardziej dojmująca. Każdy kąt przypominał mi Tomka: jego zdjęcie z pierwszej komunii na komodzie, zeszyty z liceum w szufladzie biurka, stary kubek z napisem „Najlepszy Syn”.
Nie mogłam tak dłużej żyć. Postanowiłam odnaleźć Kasię – przyszłą synową. Wiedziałam tylko tyle, że pracuje w aptece na rogu ulicy Mickiewicza.
Weszłam tam pewnego popołudnia, serce waliło mi jak młotem.
– Dzień dobry… Szukam Kasi Kowalskiej – powiedziałam do młodej farmaceutki.
– To ja – odpowiedziała dziewczyna z delikatnym uśmiechem.
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Była ładna, miała ciepłe oczy i trochę niepewny uśmiech.
– Jestem Maria… mama Tomka – wydukałam.
Kasia pobladła.
– Bardzo mi miło… Proszę wybaczyć, że tak wyszło… Tomek bardzo się denerwował…
– Dlaczego mnie unika? – zapytałam wprost.
Kasia spuściła wzrok.
– Tomek boi się pani reakcji. Mówił, że zawsze miała pani wobec niego wielkie oczekiwania…
Poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę byłam aż tak wymagająca? Czy moje starania o lepszą przyszłość dla niego sprawiły, że stałam się dla niego ciężarem?
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Kasia była uprzejma, ale wyczuwałam dystans. Wyszłam z apteki z jeszcze większym ciężarem na sercu.
Wieczorem napisałam do Tomka wiadomość: „Synku, kocham cię i chcę być częścią twojego życia. Proszę, pozwól mi poznać twoją żonę.”
Nie odpisał przez dwa dni. W końcu zadzwonił.
– Mamo… przepraszam. Bałem się twojej reakcji. Bałem się, że nie zaakceptujesz Kasi…
– Synku, może czasem bywam trudna… Ale robię to wszystko z miłości. Chcę cię wspierać, nawet jeśli nie zawsze to okazuję.
Tomek milczał długo.
– Chciałbym, żebyś przyszła na ślub – powiedział w końcu cicho.
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Ulgę, bo jednak mnie zaprosił. Smutek – bo musiałam walczyć o miejsce w jego życiu.
Ślub odbył się skromnie, w małym kościele na obrzeżach miasta. Siedziałam w ostatniej ławce, obserwując mojego dorosłego już syna i jego żonę. Byli szczęśliwi. Patrzyli na siebie z miłością i nadzieją.
Po ceremonii podeszli do mnie razem.
– Dziękujemy, że przyszłaś – powiedziała Kasia cicho.
Tomek objął mnie niepewnie.
– Mamo… przepraszam za wszystko.
Poczułam łzy pod powiekami. Przytuliłam ich oboje.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko wspólne chwile radości, ale też ból i trudne rozmowy. Czy można naprawić lata milczenia jednym gestem? Czy potrafimy nauczyć się mówić o swoich uczuciach zanim będzie za późno?