Matczyna miłość i prawdziwe uczucie: historia Kasi z Podlasia

— Kasiu! — głos mamy rozdarł ciszę wieczoru, gdy tylko przekroczyłam furtkę. Siedziała na ganku, z kłębkiem włóczki w rękach, jakby czas się tu zatrzymał. — Dlaczego nie powiedziałaś, że przyjedziesz? Ugotowałabym twój ulubiony zupę – szczawiową!

Zatrzymałam się na chwilę, patrząc na jej zmęczoną twarz. W oczach miała tę samą troskę, którą pamiętałam z dzieciństwa, ale i coś jeszcze – cień żalu, którego nigdy nie potrafiłam nazwać. — Mamo, chciałam ci zrobić niespodziankę — odpowiedziałam cicho, czując jak głos mi drży. Warszawa mnie przytłoczyła. Praca, Adam, wieczne udawanie, że wszystko jest w porządku. Musiałam uciec. Tylko tutaj, na tej starej podlaskiej wsi, mogłam jeszcze oddychać.

Mama podeszła do mnie, objęła ramionami i przez chwilę stałyśmy tak w milczeniu. Czułam jej drżące ręce na swoich plecach. — Kasiu, coś się stało? — zapytała nagle, patrząc mi prosto w oczy. — Przecież widzę, że coś cię gryzie.

Chciałam zaprzeczyć, ale łzy napłynęły mi do oczu. — Mamo… Adam mnie zdradził. Znowu. A ja… ja już nie mam siły walczyć o coś, co chyba nigdy nie było prawdziwe.

Mama westchnęła ciężko i poprowadziła mnie do kuchni. Zapaliła lampę naftową – prąd znów wysiadł po burzy – i postawiła przede mną kubek gorącej herbaty z malinami. — Wiesz, twoja babcia zawsze powtarzała: „Lepiej być samą niż z kimś, kto cię nie szanuje”. Ale ty zawsze byłaś taka uparta…

— Bo chciałam być inna niż ty — wyrzuciłam z siebie nagle. — Nie chciałam całe życie czekać na kogoś, kto nigdy nie wróci do domu trzeźwy.

Mama spojrzała na mnie z bólem. — Myślisz, że ja tego chciałam? Że nie próbowałam odejść od twojego ojca? Ale wtedy… wtedy nie było tak łatwo jak teraz.

Zapanowała cisza. Słychać było tylko cykanie świerszczy za oknem i szum deszczu na dachu. Przez chwilę czułam się jak mała dziewczynka, która przyszła do mamy po pocieszenie.

— Kasiu, życie to nie bajka. Czasem trzeba wybrać mniejsze zło — powiedziała cicho mama. — Ale ty… ty masz wybór. Nie musisz być nieszczęśliwa.

Patrzyłam na nią długo. W jej oczach widziałam zmęczenie latami samotnej walki o nasz dom i o mnie. I nagle poczułam wstyd za wszystkie pretensje, które nosiłam w sercu przez tyle lat.

— Przepraszam cię, mamo — wyszeptałam. — Za wszystko.

Mama uśmiechnęła się smutno i pogładziła mnie po włosach. — Ja też cię przepraszam, Kasiu. Za to, że nie potrafiłam ci dać lepszego życia.

Siedziałyśmy tak długo, aż herbata wystygła. W końcu mama wstała i zaczęła szykować łóżko w moim dawnym pokoju. Z okna widziałam stare jabłonie i stodołę, gdzie kiedyś bawiłam się z Piotrkiem – sąsiadem z naprzeciwka.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Mama spojrzała na mnie pytająco, ale zanim zdążyłyśmy zareagować, do kuchni wszedł Piotrek – ten sam chłopak, który kiedyś podarował mi pierwszy bukiet polnych kwiatów.

— Dobry wieczór pani Zosiu… Kasiu? To naprawdę ty? — zapytał z niedowierzaniem.

Serce mi zabiło mocniej. Piotrek niewiele się zmienił – może tylko oczy miał bardziej poważne niż dawniej.

— Cześć Piotrek…

Zapadło niezręczne milczenie. Mama uśmiechnęła się ciepło i wyszła do drugiego pokoju pod pretekstem sprawdzenia pieca.

— Słyszałem, że wróciłaś… Wszystko w porządku? — zapytał Piotrek cicho.

— Nie bardzo — odpowiedziałam szczerze. — Potrzebowałam odpocząć od wszystkiego.

Piotrek usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę patrzył na moje dłonie splecione nerwowo na stole.

— Pamiętasz nasze dzieciństwo? Jak uciekaliśmy przed burzą do stodoły i opowiadaliśmy sobie straszne historie?

Uśmiechnęłam się przez łzy. — Pamiętam…

— Wiesz, zawsze myślałem, że wyjedziesz stąd na dobre i już nigdy nie wrócisz — powiedział nagle Piotrek. — A jednak jesteś tu znowu.

Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich coś znajomego – ciepło i troskę, których tak bardzo mi brakowało w Warszawie.

— Może to znak? — zapytałam pół żartem, pół serio.

Piotrek uśmiechnął się lekko. — Może…

Tego wieczoru rozmawialiśmy długo – o życiu w mieście, o samotności mimo tłumu ludzi wokół, o marzeniach sprzed lat. Piotrek opowiadał o swojej pracy w gospodarstwie po rodzicach i o tym, jak trudno jest znaleźć kogoś bliskiego na wsi.

— Czasem myślę, że wszyscy uciekają stąd za czymś lepszym, a potem okazuje się, że to „lepsze” jest tylko złudzeniem — powiedział cicho.

Zrozumiałam wtedy, jak bardzo tęskniłam za prostotą tego miejsca i za ludźmi, którzy naprawdę mnie znali.

Kiedy Piotrek wyszedł, mama wróciła do kuchni i spojrzała na mnie uważnie.

— On zawsze cię kochał, Kasiu — powiedziała cicho. — Może czasem warto dać szansę komuś, kto był obok przez całe życie?

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie: Adam i jego zdrady, mama i jej samotność, Piotrek i jego ciche uczucie…

Nad ranem wyszłam przed dom i patrzyłam na budzący się dzień nad polami Podlasia. Poczułam spokój, jakiego dawno nie znałam.

Czy naprawdę trzeba szukać szczęścia daleko od domu? Czy czasem wystarczy otworzyć serce na to, co bliskie i prawdziwe?

Może właśnie tu jest moje miejsce…