Mam dość bycia idealną dla wszystkich – historia Ani z Krakowa

– Aniu, czy mogłabyś jeszcze raz sprawdzić tę prezentację? Wiesz, jak bardzo zależy mi na tym kliencie – głos szefowej dźwięczy mi w uszach, choć jest już po dziewiętnastej. Siedzę przy biurku w naszym mieszkaniu na Ruczaju, patrzę przez okno na rozświetlone tramwaje sunące przez zatłoczony Kraków. Krzysiek krząta się w kuchni, gotuje makaron, bo wie, że nie zdążę dziś nic zjeść. Znowu.

Mam 27 lat i wszyscy wokół mówią, że mam wszystko: dobrą pracę w dużej agencji marketingowej, mieszkanie na kredyt, męża-programistę, który nie pije, nie bije i nawet czasem kupi kwiaty bez okazji. Nie mamy dzieci – „jeszcze”, jak powtarza mama podczas każdej niedzielnej rozmowy przez telefon. „Aniu, zegar biologiczny tyka! Kiedy w końcu pomyślicie o rodzinie?” – pyta z troską podszytą wyrzutem.

Czuję się jak porcelanowa lalka ustawiona na półce – ładna, uśmiechnięta, bez skazy. Tylko ja wiem, ile kosztuje mnie to udawanie. Każdego ranka nakładam maskę: perfekcyjna fryzura, makijaż, uśmiech przyklejony do twarzy. W pracy jestem tą, która zawsze pomoże, zostanie po godzinach, naprawi cudze błędy. W domu – żoną, która nie narzeka, gotuje zdrowe obiady i pamięta o rocznicach. Dla rodziców – córką bez problemów, która nigdy nie zawiodła.

Ale dziś coś we mnie pęka. Siedzę przy komputerze i nagle łzy same napływają mi do oczu. Krzysiek podchodzi cicho, kładzie mi dłoń na ramieniu.

– Wszystko w porządku? – pyta z troską.

Chciałabym powiedzieć: „Nie! Nic nie jest w porządku! Mam dość bycia idealną dla wszystkich!” Ale zamiast tego tylko kiwam głową i szepczę: – Tak, zaraz skończę.

Krzysiek wraca do kuchni. Słyszę dźwięk gotującej się wody i jego cichy śpiew pod nosem. Zazdroszczę mu tej lekkości bycia. On potrafi odpuścić, zamknąć laptopa o siedemnastej i wyjść na rower. Ja nie umiem. Zawsze muszę być najlepsza.

Wieczorem dzwoni mama.

– Aniu, pamiętasz o jutrzejszym obiedzie u babci? Przyjedzie ciocia Basia z rodziną. Może upieczesz swoje słynne ciasto marchewkowe?

– Mamo, mam dużo pracy…

– Praca to nie wszystko! Rodzina jest najważniejsza! – przerywa mi z wyrzutem.

Czuję narastającą złość i bezsilność. Chciałabym krzyknąć: „A co ze mną?!” Ale przecież nie mogę zawieść mamy.

W nocy długo nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo jestem zmęczona udawaniem. Przypominam sobie dzieciństwo – zawsze grzeczna dziewczynka z czerwonym paskiem na świadectwie. Tata był dumny: „Moja Ania to wzór!” Mama chwaliła się mną przed koleżankami. A ja nauczyłam się, że tylko wtedy zasługuję na miłość.

Rano budzę się z bólem głowy. Krzysiek już wyszedł do pracy. Na stole zostawił mi karteczkę: „Dzień dobry, piękna! Uśmiechnij się :)” Uśmiecham się przez łzy.

W pracy szefowa rzuca mi kolejne zadania. Koleżanki plotkują przy kawie o nowym projekcie i awansach. Słyszę kątem ucha:

– Anka to pewnie znowu wszystko ogarnie…

Czuję się jak chomik w kołowrotku – biegnę coraz szybciej, ale donikąd.

Po południu dzwoni do mnie tata:

– Cześć córeczko! Jak tam u was? Krzysiek dobrze się sprawuje?

– Tak, wszystko dobrze…

– A wnuki kiedy będą? – śmieje się.

Zaciskam zęby. Nawet nie wiem, czy chcę mieć dzieci. Nie mam czasu pomyśleć o sobie.

Wieczorem Krzysiek proponuje spacer nad Wisłą.

– Może trochę się przewietrzysz? Wyglądasz na zmęczoną.

Idziemy w milczeniu przez Planty. W końcu nie wytrzymuję:

– Krzysiek… Czy ty naprawdę jesteś ze mną szczęśliwy? Czy nie przeszkadza ci, że ciągle jestem zajęta?

Patrzy na mnie zdziwiony:

– Aniu… Ja cię kocham taką, jaka jesteś. Ale mam wrażenie, że ty sama siebie nie lubisz.

Zatrzymuję się i zaczynam płakać. Ludzie mijają nas obojętnie, każdy zatopiony w swoim świecie.

– Nie umiem już tak żyć… Mam dość bycia idealną dla wszystkich! – wybucham.

Krzysiek obejmuje mnie mocno.

– To przestań być idealna. Bądź po prostu sobą.

Te słowa zostają ze mną na długo. Następnego dnia odmawiam mamie pieczenia ciasta i mówię szefowej, że nie mogę zostać po godzinach. Czuję strach i ulgę jednocześnie.

Wieczorem patrzę w lustro i widzę kobietę zmęczoną, ale prawdziwą. Może czas nauczyć się kochać siebie taką, jaka jestem?

Czy naprawdę musimy być idealni dla innych kosztem siebie? A może wystarczy być wystarczająco dobrym – dla siebie samej?