Pięć lat milczenia: Kiedy dług staje się ciężarem miłości i lojalności

— Nie możesz być poważny, Michał! — mój głos drżał, a w oczach czułam piekące łzy. Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Michał patrzył na mnie spokojnie, jakby nie rozumiał, jak bardzo jego słowa właśnie roztrzaskały mój świat.

— Oni są moimi rodzicami, Aniu. Wiesz, że nie mają z czego oddać tych pieniędzy. Po co mamy ich dręczyć? — odpowiedział cicho, unikając mojego wzroku.

Pięć lat temu, kiedy teściowie przyszli do nas z prośbą o pożyczkę, nie wahałam się ani chwili. Wtedy byliśmy świeżo po ślubie, pełni wiary w ludzi i w siebie. Michał był moim bohaterem, a ja jego wsparciem. Pożyczyliśmy im 80 tysięcy złotych — oszczędności na nasze mieszkanie. Teściowa płakała ze wzruszenia, teść ściskał Michała za ramię. „Oddamy wam wszystko, co do grosza!” — powtarzali.

Czas płynął. Najpierw były telefony z zapewnieniami, potem coraz rzadsze wiadomości. Zamiast rat, dostawaliśmy zaproszenia na obiad i uśmiechy pełne wdzięczności. Z każdym miesiącem czułam coraz większy ciężar na sercu. Michał powtarzał: „Dajmy im czas”. Ja milczałam, bo nie chciałam być tą złą synową.

Moja mama od początku była sceptyczna. „Aniu, pamiętaj — pieniądze i rodzina to mieszanka wybuchowa. Zawsze ktoś zostaje z żalem.” Przewracałam oczami na jej mądrości, ale dziś jej słowa dźwięczą mi w głowie jak wyrok.

Dziś Michał wrócił z pracy wcześniej. Usiadł naprzeciwko mnie i powiedział: — Chcę im darować ten dług. Nie chcę już o tym rozmawiać ani myśleć. To nas niszczy.

Poczułam się zdradzona. Przecież to były nasze pieniądze! Nasze marzenia o własnym kącie, o dziecku, które ciągle odkładaliśmy „na później” przez brak stabilizacji. Czy naprawdę miałam tak po prostu zrezygnować?

Wieczorem zadzwoniłam do mamy. — Mamo… Michał chce darować rodzicom dług.

Po drugiej stronie zapadła cisza, a potem usłyszałam jej stanowczy ton:

— Aniu, nie pozwól na to. Oni cię wykorzystali! Ty zawsze jesteś ta dobra, a potem zostajesz z niczym. Pomyśl o sobie!

Zacisnęłam powieki. Z jednej strony miałam męża, który chciał ulżyć swoim rodzicom i zakończyć ten rozdział. Z drugiej — matkę, która widziała we mnie ofiarę i nie pozwalała mi zapomnieć o poczuciu krzywdy.

Kolejne dni były pełne napięcia. Michał chodził zamyślony, unikał rozmów o pieniądzach. Ja coraz częściej zamykałam się w łazience i płakałam po cichu. Czułam się jak między młotem a kowadłem.

W końcu postanowiłam porozmawiać z teściami. Zaprosiłam ich na kawę.

— Wiecie… minęło już pięć lat — zaczęłam niepewnie, patrząc na swoje dłonie.

Teściowa spuściła wzrok.

— Aniu… My wiemy, że to trudne… Ale naprawdę nie mamy jak wam oddać tych pieniędzy…

Teść chrząknął nerwowo:

— Gdyby nie ta choroba… Gdyby nie remont dachu…

Słuchałam ich wymówek i czułam narastającą złość. Ale kiedy spojrzałam na ich zmęczone twarze, poczułam też litość i żal.

Po ich wyjściu zadzwoniła mama:

— I co? Oddadzą?

— Nie mają z czego — odpowiedziałam cicho.

— A ty co zamierzasz zrobić? — zapytała ostro.

Nie wiedziałam. Chciałam być dobrą żoną i córką, ale miałam wrażenie, że każda decyzja będzie zdradą wobec jednej z rodzin.

Wieczorem usiedliśmy z Michałem przy kuchennym stole. Milczeliśmy długo.

— Aniu… Ja wiem, że to boli. Ale ja nie chcę już żyć w tym napięciu. Wolę stracić pieniądze niż rodzinę — powiedział cicho.

Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach zmęczenie i smutek. Może miał rację? Może ten dług był tylko pretekstem do pielęgnowania żalu?

Ale czy potrafię wybaczyć? Czy potrafię zapomnieć o marzeniach, które musieliśmy odłożyć przez cudze błędy?

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły jak oszalałe: czy jestem złą córką, jeśli zgodzę się na darowanie długu? Czy jestem złą żoną, jeśli będę walczyć o swoje?

Rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę rozdwojoną między dwoma światami.

Czy naprawdę muszę wybierać? Czy lojalność wobec jednej rodziny zawsze musi oznaczać zdradę drugiej?

Może ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji? Jak poradzić sobie z ciężarem cudzych oczekiwań i własnych pragnień? Czy można znaleźć kompromis tam, gdzie każdy czuje się skrzywdzony?