Nikt nie ma prawa sprawić, byś czuł się mniej wart – tylko jeśli na to pozwolisz: Historia polskiej rodziny
– Znowu dostałaś czwórkę z matematyki? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc talerze po obiedzie, a jej słowa uderzyły mnie mocniej niż kiedykolwiek.
– Przepraszam, starałam się… – zaczęłam nieśmiało, ale przerwała mi ruchem ręki.
– Starałaś się? To za mało, Marto. Twoja kuzynka Ania ma same piątki. Dlaczego ty nie możesz?
Wtedy poczułam znajome ukłucie w żołądku. To nie był pierwszy raz. Odkąd pamiętam, mama porównywała mnie do innych – do kuzynki, do sąsiadki, do córki koleżanki z pracy. Zawsze ktoś był lepszy, mądrzejszy, ładniejszy. Ja byłam tą przeciętną. Tą, która nigdy nie spełnia oczekiwań.
Ojciec milczał. Siedział przy stole z gazetą i udawał, że nie słyszy. Wiedziałam jednak, że słyszy wszystko. Zawsze słyszał, ale nigdy nie wtrącał się w nasze rozmowy. Czasem miałam wrażenie, że jestem w tym domu sama.
W szkole też nie było łatwo. Nauczyciele wymagali coraz więcej, a ja czułam się coraz bardziej zagubiona. Najgorsze były lekcje matematyki z panią Nowak. Siedziałam w ostatniej ławce i modliłam się, żeby mnie nie zapytała. Pewnego dnia jednak podeszła do mnie po lekcji.
– Marto, mogę ci coś powiedzieć? – zapytała cicho.
Skinęłam głową, gotowa na kolejną porcję krytyki.
– Wiesz… Nikt nie ma prawa sprawić, byś czuła się mniej wart – tylko jeśli na to pozwolisz. Pamiętaj o tym.
Te słowa zapadły mi w pamięć jak żadne inne. Powtarzałam je sobie w myślach przez całą drogę do domu. Ale jak miałam nie pozwolić? Jak miałam być silna, skoro codziennie słyszałam, że jestem niewystarczająca?
W domu sytuacja tylko się pogarszała. Mama coraz częściej podnosiła głos, a ja coraz częściej zamykałam się w swoim pokoju. Zaczęłam pisać pamiętnik. To była moja ucieczka. W nim mogłam być sobą – bez oceniania, bez porównań.
Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię rodziców przez cienką ścianę.
– Przestań ją tak naciskać! – powiedział ojciec niespodziewanie stanowczo.
– Musi się starać! Świat nie jest łatwy! – odparła mama.
– Ale ona jest dzieckiem! Potrzebuje wsparcia, nie presji!
Zamarłam. Nigdy wcześniej ojciec nie stanął po mojej stronie. Poczułam łzy napływające do oczu. Może jednak komuś na mnie zależy?
Następnego dnia rano mama była milcząca i spięta. Ojciec spojrzał na mnie z troską.
– Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
Chciałam odpowiedzieć „tak”, ale coś we mnie pękło.
– Nie… Nie radzę sobie…
Objął mnie niezgrabnie. To był pierwszy raz od lat, kiedy poczułam jego bliskość.
W liceum poznałam Olę. Była zupełnie inna niż ja – pewna siebie, głośna, śmiała. Zazdrościłam jej tej odwagi. Pewnego dnia zaprosiła mnie do siebie na nocowanie.
– Twoja mama zawsze taka jest? – zapytała wieczorem, gdy opowiadałam jej o domu.
– Tak… Chyba tak już musi być – odpowiedziałam bez przekonania.
– Nie musi. Możesz być inna niż ona. Możesz żyć po swojemu.
Te słowa długo we mnie rezonowały. Czy naprawdę mogę być inna? Czy mogę żyć po swojemu?
Zaczęłam próbować. Zapisałam się na zajęcia teatralne mimo sprzeciwu mamy.
– Po co ci to? Lepiej ucz się matematyki! – krzyczała.
Ale tym razem nie ustąpiłam.
Na scenie czułam się wolna. Tam nikt mnie nie oceniał. Tam mogłam być kimkolwiek chciałam – nawet sobą.
Z czasem zaczęłam zdobywać pewność siebie. Poznałam ludzi, którzy mnie akceptowali. Zaczęłam wierzyć w siebie.
Matura poszła mi przeciętnie – z matematyki ledwo zdałam. Mama była rozczarowana.
– Zawiodłaś mnie…
Te słowa bolały najbardziej. Ale wtedy przypomniałam sobie zdanie pani Nowak: „Nikt nie ma prawa sprawić, byś czuła się mniej wart – tylko jeśli na to pozwolisz.”
Nie pozwoliłam.
Wybrałam studia humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Mama przez miesiące nie rozmawiała ze mną normalnie.
– Po co ci te bzdury? Co z tego będziesz miała?
– Szczęście…
To był pierwszy raz, kiedy powiedziałam jej prawdę prosto w oczy.
Studia były trudne, ale dawały mi radość. Poznałam ludzi podobnych do siebie. Znalazłam chłopaka – Michała – który kochał mnie taką, jaka jestem.
Po latach wróciłam do domu na święta jako inny człowiek. Mama była chłodna, ale już nie miała nade mną tej władzy co kiedyś.
– Dobrze wyglądasz – powiedziała sztywno podczas kolacji.
– Dziękuję – odpowiedziałam spokojnie.
Ojciec uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo.
Dziś wiem, że droga do akceptacji siebie jest trudna i wyboista. Ale warto ją przejść.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy naprawdę musimy żyć według cudzych oczekiwań? A może wystarczy odważyć się być sobą?