Prezent, który zmienił wszystko: Jak jeden gest odmienił moje relacje z teściową

— No i co to za żona z ciebie? Ani gotować, ani sprzątać, całymi dniami przed ekranem siedzi jak zombie! Z jakimiś facetami w internecie gada, jeszcze dziwnie się wyraża: bugi, pytony, jakaś kopiuj-wklej… — głos pani Haliny, mojej teściowej, rozbrzmiewał w całym mieszkaniu, jakby chciała, żeby usłyszał ją cały blok. Siedziałam przy kuchennym stole, z laptopem na kolanach, próbując dokończyć kodowanie formularza dla klienta. Palce drżały mi na klawiaturze, bo wiedziałam, że zaraz nie wytrzymam i coś jej odpowiem. Ale nie chciałam robić sceny przy mężu.

— Mamo, Magda pracuje — próbował mnie bronić Tomek, mój mąż. — To jej praca, a nie zabawa.

— Praca? Praca to jest w sklepie, albo w szkole! A nie takie siedzenie i klikanie! — teściowa nie dawała za wygraną. — Ja w twoim wieku już miałam dwójkę dzieci i dom na głowie! A ty? Nawet obiadu nie ugotujesz bez przepisu z internetu!

Zacisnęłam zęby. Ile razy jeszcze będę musiała słuchać tych samych wyrzutów? Przez dwa lata naszego małżeństwa pani Halina nie przegapiła ani jednej okazji, żeby mi wypomnieć, że nie jestem „prawdziwą” żoną. Że komputer to mój kochanek. Że przez moje „dziwactwa” Tomek chodzi głodny i nieszczęśliwy. A przecież to ja utrzymuję nasz dom — moje projekty informatyczne przynoszą więcej pieniędzy niż jego praca w urzędzie.

Ale dla niej to się nie liczyło. Liczyło się tylko to, że nie stoję przy garach i nie ścieram kurzu z półek.

Pewnego dnia przyszła do nas niezapowiedziana. Zastała mnie przy komputerze, w dresie, z kubkiem kawy. Spojrzała na mnie z pogardą.

— Znowu siedzisz przy tym swoim komputerze? — westchnęła teatralnie. — Może chociaż okna byś umyła przed świętami?

— Mamo, Magda ma dzisiaj ważny projekt do oddania — powiedział Tomek, ale wiedziałam, że jest już zmęczony tymi kłótniami.

— Ważny projekt… — powtórzyła z ironią teściowa. — Ciekawe, czy ten twój projekt ugotuje ci obiad.

Wtedy coś we mnie pękło.

— Pani Halino — powiedziałam spokojnie, choć w środku aż się gotowałam. — Może kiedyś pokażę pani, czym się zajmuję. Może wtedy pani zrozumie.

Prychnęła tylko i wyszła do łazienki. Ale ja już wiedziałam, co zrobię.

Kilka dni później była jej sześćdziesiąta piąta rocznica urodzin. Zawsze dawałam jej kwiaty albo jakieś kosmetyki, ale tym razem postanowiłam zrobić coś innego. Kupiłam jej nowy tablet — taki prosty w obsłudze, z dużym ekranem i specjalną aplikacją do rozmów wideo. Wiedziałam, że jej siostra mieszka w Niemczech i rzadko się widują.

Zapakowałam prezent w kolorowy papier i wręczyłam jej podczas rodzinnego obiadu. Była wyraźnie zaskoczona.

— Co to jest? — zapytała podejrzliwie.

— Tablet. Żeby mogła pani rozmawiać z ciocią Krysią przez internet. I oglądać zdjęcia wnuków — uśmiechnęłam się delikatnie.

Początkowo patrzyła na urządzenie jak na bombę zegarową. Ale Tomek pomógł jej je uruchomić i pokazał podstawowe funkcje. Przez cały wieczór siedziała cicho, klikając ostrożnie palcem po ekranie.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie o dziewiątej rano.

— Magda… a jak się tu dodaje zdjęcia? I jak zadzwonić do Krysi?

Przez kolejne dni byłam jej osobistym wsparciem technicznym. Tłumaczyłam wszystko po sto razy: jak wysłać wiadomość, jak zrobić zdjęcie tabletem, jak znaleźć przepis na sernik w internecie. Po raz pierwszy od lat rozmawiałyśmy bez kłótni.

A potem stało się coś niesamowitego. Pewnego popołudnia usłyszałam śmiech z salonu. Weszłam tam i zobaczyłam panią Halinę rozmawiającą przez wideorozmowę z ciocią Krysią. Obie były rozpromienione.

— Magda! Ty to jesteś złota dziewczyna! — powiedziała teściowa po zakończonej rozmowie. — Gdyby nie ty, nigdy bym się tego nie nauczyła!

Od tego dnia coś się zmieniło. Zamiast narzekać na mój komputer, zaczęła mnie prosić o pomoc przy swoim tablecie. Pytała o nowe aplikacje, chciała wiedzieć więcej o internecie. Nawet zaczęła chwalić się koleżankom na osiedlu, że „jej synowa to taka nowoczesna kobieta”.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole i przeglądałyśmy stare zdjęcia rodzinne zeskanowane do chmury.

— Wiesz co, Magda? — powiedziała cicho pani Halina. — Ja cię chyba nigdy nie rozumiałam… Ale teraz widzę, że ten komputer to nie tylko zabawka. Dzięki niemu mogę być bliżej rodziny.

Poczułam łzy pod powiekami. Przez tyle lat walczyłam o akceptację tej kobiety… a wystarczył jeden gest, jeden prezent, żeby wszystko się zmieniło.

Czasem myślę: dlaczego tak trudno nam zaakceptować to, czego nie rozumiemy? Czy naprawdę musimy czekać na cudowny prezent, żeby zobaczyć drugiego człowieka takim, jaki jest? Może wystarczy odrobina otwartości…