Wakacje, które nas rozdzieliły: Jak moja teściowa zamieniła marzenie w koszmar

– Naprawdę musisz znowu tak długo spać, Karolino? – głos teściowej rozległ się tuż za moimi plecami, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć oczy. Było ledwie po siódmej rano, a ja czułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przez chwilę udawałam, że śpię dalej, ale jej obecność była zbyt namacalna. – Dzieci już się bawią na dworze, a ty leżysz. Michał już dawno wstał.

To miał być nasz pierwszy wspólny urlop nad jeziorem. Dom letniskowy pod Olsztynem, cisza, śpiew ptaków i zapach świeżo skoszonej trawy. Wyobrażałam sobie, jak z Michałem i naszymi bliźniakami będziemy łowić ryby, robić pikniki i wieczorami grać w planszówki. Ale już pierwszego dnia okazało się, że nie będziemy sami. Moja teściowa, pani Jadwiga, przyjechała z nami „na chwilę”, by „pomóc z dziećmi”.

Z początku próbowałam być wdzięczna. W końcu to tylko kilka dni – powtarzałam sobie. Ale każdy dzień zamieniał się w pole minowe. Jadwiga komentowała wszystko: co jem, jak ubieram dzieci, jak rozmawiam z Michałem. – Karolino, nie powinnaś tyle solić zupy. Michał tego nie lubi – rzuciła pewnego popołudnia, kiedy starałam się ugotować coś na szybko po całym dniu nad wodą.

– Mamo, daj spokój – próbował interweniować Michał, ale jego głos był cichy i niepewny. Wiedziałam, że nie chce konfliktu. Zawsze był między nami rozpięty jak lina – balansował między mną a swoją matką, nigdy nie stając po żadnej stronie na dłużej.

Wieczorami siadałam na tarasie i patrzyłam na jezioro. Czułam się coraz bardziej samotna. Dzieci biegały wokół babci, a Michał naprawiał coś przy samochodzie albo znikał z telefonem na długie rozmowy. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ja jestem problemem. Może jestem zbyt przewrażliwiona? Może powinnam być bardziej wyrozumiała?

Ale potem przychodziły kolejne drobne upokorzenia. – Karolino, dzieci są brudne! Jak możesz pozwolić im tak chodzić? – krzyczała Jadwiga pewnego popołudnia, kiedy wróciliśmy z lasu. – Kiedy Michał był mały, zawsze był czysty i zadbany.

Czułam narastającą złość i bezsilność. Próbowałam rozmawiać z Michałem wieczorem, kiedy dzieci już spały. – Musisz coś powiedzieć swojej mamie – prosiłam szeptem. – Nie mogę tak dłużej.

– Karolina, ona chce dobrze… Po prostu taka jest – odpowiadał wymijająco. – Nie chcę robić jej przykrości.

Wtedy poczułam pierwszy raz prawdziwy żal do niego. Czy naprawdę nasze małżeństwo miało być zawsze na drugim miejscu? Czy zawsze będę musiała walczyć o swoje miejsce w tej rodzinie?

Kolejnego dnia doszło do wybuchu. Jadwiga weszła do kuchni akurat wtedy, gdy próbowałam nakarmić dzieci obiadem. – Znowu makaron? Ty naprawdę nie umiesz gotować niczego innego? – zapytała z pogardą.

Nie wytrzymałam. – Pani Jadwigo, proszę przestać mnie krytykować przy dzieciach! Staram się jak mogę! – głos mi zadrżał.

Zapadła cisza. Michał wbiegł do kuchni i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

– Karolina…

– Nie! – przerwałam mu. – Albo coś się zmieni, albo wracam do domu sama.

Jadwiga patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Przez chwilę myślałam, że zaraz wybuchnie płaczem albo zacznie krzyczeć. Ale ona tylko odwróciła się na pięcie i wyszła.

Wieczorem Michał przyszedł do mnie na taras.

– Przesadziłaś – powiedział cicho.

– Naprawdę tak uważasz? – spojrzałam mu prosto w oczy. – Od tygodni pozwalasz jej mnie poniżać. Nie mam już siły.

Milczał długo.

– Moja mama… ona nie potrafi inaczej…

– A ja nie potrafię już tego znosić – odpowiedziałam.

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez ścianę cichy płacz Jadwigi i szeptane rozmowy Michała z nią. Czułam się winna i jednocześnie wściekła. Czy naprawdę to ja jestem tą złą?

Następnego dnia spakowałam walizkę i powiedziałam dzieciom, że wracamy do domu wcześniej. Michał patrzył na mnie bez słowa.

W drodze powrotnej łzy same płynęły mi po policzkach. Dzieci pytały: „Mamo, dlaczego babcia płakała? Dlaczego tata został?” Nie umiałam odpowiedzieć.

Minęły tygodnie zanim Michał wrócił do domu. Próbował tłumaczyć się tym, że musiał „wszystko przemyśleć”. Ja też musiałam przemyśleć wiele rzeczy.

Czy warto było postawić granicę? Czy można budować szczęście tam, gdzie nie ma szacunku? Do dziś nie znam odpowiedzi na te pytania… Ale wiem jedno: czasem trzeba zawalczyć o siebie, nawet jeśli oznacza to rozpad rodziny.