„To kobiece sprawy, ty to zrób!” – Jak mój siedmioletni syn odmówił sprzątania zabawek i coś we mnie pękło

– Mamo, to kobiece sprawy, ty to zrób! – usłyszałam od swojego siedmioletniego syna, Stasia, kiedy poprosiłam go, żeby posprzątał swoje klocki z podłogi w salonie. Zamarłam z mopem w ręku. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. W głowie dudniły mi słowa mojej mamy: „Dom musi być czysty, dzieci zadbane, mąż najedzony. To twoja rola.”

Staś patrzył na mnie wyczekująco, z miną niewiniątka. W tle telewizor cicho brzęczał, a zapach przypalającego się obiadu drażnił moje nozdrza. Mój mąż, Tomek, siedział przy stole z laptopem i nawet nie podniósł wzroku. Poczułam, jak narasta we mnie fala gniewu i bezsilności.

– Staś, posprzątaj po sobie – powtórzyłam cicho, ale stanowczo.

– Ale babcia mówiła, że to kobiety sprzątają! – odparł z uporem.

Wtedy coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie wszystkie te lata, kiedy starałam się być idealną żoną i matką. Moja mama, Barbara, zawsze powtarzała: „Twoja babcia potrafiła upiec chleb, wyprać ręcznie firanki i jeszcze zarobić na nową sukienkę dla ciebie. Ty też musisz umieć wszystko.”

Babcia Zofia była legendą w naszej rodzinie. Nawet teraz, mając 82 lata, codziennie o szóstej rano podlewa ogródek i piecze drożdżówki dla sąsiadów. Mama nigdy nie pozwalała sobie na słabość – dom lśnił, tata miał zawsze wyprasowaną koszulę, a ja i moja siostra Ania chodziłyśmy do szkoły w idealnie wyprasowanych fartuszkach.

Ale ja… Ja od lat czuję się zmęczona. Pracuję na pełen etat jako księgowa w urzędzie miasta. Wracam do domu po siedemnastej i marzę tylko o chwili ciszy. Zamiast tego czeka na mnie sterta prania, nieodrobione lekcje Stasia i wiecznie niezadowolony Tomek.

– Kochanie, gdzie są moje skarpetki? – woła Tomek z sypialni.

– W szufladzie! – odpowiadam przez zaciśnięte zęby.

– Nie mogę znaleźć tych czarnych! – narzeka dalej.

Wchodzę do pokoju i widzę go siedzącego na łóżku z telefonem w ręku. Skarpetki leżą tuż obok niego. Czuję, jak coś we mnie wrze.

– Może sam poszukasz? – rzucam ostro.

Patrzy na mnie zdziwiony. – Co się stało?

Nie odpowiadam. Wracam do kuchni i zaczynam płakać nad garnkiem zupy. Wspomnienia wracają jak bumerang: mama krzątająca się po domu, babcia z wałkiem do ciasta, siostra Ania chwalona za idealny porządek w swoim mieszkaniu.

W weekend odwiedzamy rodziców. Mama już od progu komentuje:

– Ojej, Staś ma plamę na spodniach! Nie masz czasu dopilnować dziecka?

Czuję się jak dziewczynka przyłapana na ściąganiu. Tata milczy, czyta gazetę. Ania uśmiecha się pobłażliwie.

Przy obiedzie rozmowa schodzi na domowe obowiązki:

– Tomek pomaga ci w domu? – pyta mama.

Tomek śmieje się nerwowo:

– No coś ty, Basia! Ja nie mam do tego ręki.

Mama kiwa głową z aprobatą:

– Mężczyzna powinien zarabiać na dom, a kobieta dbać o ognisko.

Zaciskam pięści pod stołem. Chciałabym krzyknąć: „A co ze mną? Ja też pracuję! Też jestem zmęczona!”

Wieczorem dzwoni do mnie Ania:

– Słyszałam, że Staś nie chce sprzątać po sobie. Może powinnaś być bardziej konsekwentna?

Mam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Zawsze byłam tą gorszą siostrą – mniej zorganizowaną, mniej cierpliwą, mniej perfekcyjną.

Następnego dnia Staś znów rozrzuca zabawki po całym salonie. Siadam obok niego na podłodze.

– Staś, dlaczego uważasz, że sprzątanie to tylko kobieca sprawa?

Wzrusza ramionami:

– Bo tak mówi babcia i tata nigdy nie sprząta.

Patrzę mu prosto w oczy:

– A czy uważasz, że mama jest szczęśliwa?

Zamyśla się. Milczy długo.

Wieczorem próbuję porozmawiać z Tomkiem:

– Tomek, czuję się zmęczona. Chciałabym, żebyś mi pomógł w domu.

Patrzy na mnie zdziwiony:

– Ale przecież zawsze dawałaś radę…

– Już nie daję rady – mówię cicho.

Cisza między nami jest gęsta jak śmietana. Widzę w jego oczach niepewność i strach przed zmianą.

Następnego dnia po pracy zostawiam wszystko i idę na spacer sama. Po raz pierwszy od lat pozwalam sobie na chwilę oddechu. Siadam na ławce w parku i płaczę bezgłośnie. Przechodzi obok starsza pani i patrzy na mnie ze współczuciem.

Wracam do domu późno. Tomek i Staś siedzą przy stole – kuchnia wygląda jak pobojowisko.

– Mamo! Zrobiliśmy kolację! – woła Staś dumnie.

Tomek uśmiecha się niepewnie:

– Chciałem ci pomóc…

Patrzę na nich i czuję ulgę pomieszaną z żalem. Czy naprawdę musiałam się załamać, żeby ktoś zauważył moje zmęczenie?

Wieczorem leżę w łóżku i myślę o babci Zofii. Czy ona też czasem płakała po nocach? Czy mama kiedykolwiek miała dość?

Może nadszedł czas przerwać ten łańcuch perfekcyjnych kobiet? Może warto być po prostu wystarczającą?

Czy naprawdę musimy być idealne? Czy ktoś z was też czuje się czasem niewidzialny we własnym domu?