Brat, którego już nie znam: Opowieść o zazdrości, rodzinie i utraconej bliskości
— Nie wierzę, że to przyjęłaś, Magda! — głos Pawła drżał od wściekłości, gdy stał na progu mojego pokoju. — Wiesz, jak bardzo chciałem ten samochód! Wiesz, ile pracowałem całe wakacje!
Stałam pośrodku pokoju, kluczyki do nowego srebrnego Opla jeszcze w dłoni. Serce waliło mi jak oszalałe. — Paweł, ja nie prosiłam… To mama i tata zdecydowali. Nawet nie wiedziałam, dopóki nie wrócili z salonu.
— Jasne! — przerwał mi, twarz miał czerwoną, a oczy pełne łez, których nie chciał pokazać. — Tobie zawsze wszystko spada z nieba! Jestem starszy, zawsze musiałem oszczędzać, pracować, prosić! A ty… ty tylko czekasz, aż ci wszystko podadzą na tacy.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się jak intruz we własnym domu. Paweł trzasnął drzwiami i od tego dnia już się do mnie nie odezwał. Przechodziliśmy obok siebie jak obcy. Mama próbowała udawać, że wszystko jest w porządku, ale napięcie można było kroić nożem.
Nasi rodzice, Elżbieta i Andrzej, nie rozumieli skali szkód. — Przejdzie mu, wiesz jacy są chłopcy w tym wieku — mówiła mama podczas zmywania naczyń. Tata tylko machał ręką: — Niech się nauczy radzić sobie z niesprawiedliwością, życie nie jest fair. Ale mnie to nie było obojętne. Paweł był moim najlepszym przyjacielem, osobą, której powierzałam wszystko — od pierwszych zauroczeń po strach przed maturą.
Pamiętam dzień, kiedy razem jechaliśmy rowerami nad Wisłę, śmialiśmy się do łez, bo burza pokrzyżowała nam plany na ognisko. Teraz każde nasze spotkanie było zimne, pełne milczenia i spojrzeń boleśniejszych niż jakiekolwiek słowo.
Któregoś wieczoru siedziałam w samochodzie przed blokiem i patrzyłam, jak deszcz bębni o szybę. Paweł wyszedł z klatki. Spojrzał na mnie krótko i poszedł dalej bez słowa. Nie wytrzymałam — wybiegłam za nim.
— Paweł! Proszę cię, zatrzymaj się!
Odwrócił się powoli. Twarz miał zmęczoną, oczy czerwone od niewyspania albo łez.
— Czego chcesz? — zapytał cicho.
— Nie mogę już tak… Brakuje mi ciebie. Wiem, że jesteś zły, ale to nie moja wina, że oni tak zdecydowali. Gdybym mogła oddać samochód i żebyśmy znów byli jak dawniej — zrobiłabym to natychmiast.
Uśmiechnął się gorzko. — Łatwo ci to mówić, kiedy masz wszystko. Wiesz jak to jest patrzeć, jak rodzice zawsze stawiają cię na pierwszym miejscu? Jak to jest czuć się niewystarczającym?
Nie miałam odpowiedzi. Stałam tam mokra od deszczu i własnej winy.
Dni mijały, a sytuacja się nie poprawiała. Paweł zaczął wychodzić z ludźmi, których nie znałam. Wracał późno, często pijany albo wściekły. Mama płakała po nocach, tata stawał się coraz bardziej nerwowy.
Pewnego dnia przyszedł do domu z siniakiem na twarzy. Mama zapytała co się stało, ale tylko machnął ręką: — Nic ważnego. Wiedziałam — Paweł tonie, a ja nie wiem jak mu pomóc.
Próbowałam rozmawiać z rodzicami.
— Może popełniliście błąd dając mi samochód przed nim? — zapytałam ich.
Tata się zdenerwował: — Nie bądź śmieszna! Jesteś bardziej odpowiedzialna, lepiej jeździsz, potrzebujesz auta na studia! On by go tylko rozbił!
Mama milczała, ale widziałam po niej, że coś ją gryzie.
Któregoś wieczoru Paweł nie wrócił do domu. Minęła północ… druga… Mama dzwoniła po jego znajomych — nikt go nie widział. Serce miałam w gardle całą noc.
Rano pojawił się — wyczerpany, zziębnięty i bez życia w oczach. Usiadłam obok niego na kanapie.
— Paweł… Proszę cię, powiedz mi co mam zrobić, żebyśmy znów byli rodzeństwem jak dawniej?
Spojrzał na mnie pierwszy raz od miesięcy bez nienawiści w oczach.
— Nie wiem… Może gdybyś była starszą siostrą, która raz by mi coś oddała? Może gdyby oni zapytali mnie jak się czuję? Może gdybym całe życie nie był tym drugim…
Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek wcześniej. Zaczęłam myśleć o wszystkim — o tym jak rodzice często nieświadomie robią różnice między dziećmi; jak zazdrość potrafi zniszczyć najtrwalsze więzi.
Mijały tygodnie. Paweł i ja zaczęliśmy rozmawiać — najpierw o drobiazgach, potem o poważniejszych sprawach. Zaufanie wracało powoli; każdy uśmiech był zwycięstwem.
Dziś wciąż czuję ciężar tego wszystkiego co się wydarzyło. Samochód stoi pod blokiem — często nawet nim nie jeżdżę; przypomina mi o tym co straciliśmy.
Czasem pytam siebie: Czy było warto? Czy jedna rzecz materialna może zniszczyć coś budowanego latami? Ilu z nas w Polsce żyje z takim poczuciem niesprawiedliwości między rodzeństwem?
Czy rodzina może przetrwać takie rany czy zostają one na zawsze? Co wy o tym myślicie?