Pomogłam byłej synowej i straciłam syna? Moja rodzina na zakręcie życia

– Mamo, nie wierzę, że to zrobiłaś! – głos Pawła rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak trzasnął drzwiami i wyszedł z mieszkania. Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą, a łzy same napływały mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę pobiec za nim, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. Paweł był uparty jak jego ojciec – kiedy się obraził, nie było z nim rozmowy.

A wszystko zaczęło się tak niewinnie. Kiedy Ania – moja była synowa – zadzwoniła do mnie późnym wieczorem, jej głos był cichy i drżący.

– Pani Zosiu… Przepraszam, że tak późno. Nie wiem, do kogo się zwrócić. Muszę się wyprowadzić z mieszkania… Nie stać mnie na nowy wynajem, a nie chcę wracać do rodziców na wieś. Mogłabym… czy mogłabym się u pani zatrzymać na jakiś czas?

Nie zastanawiałam się długo. Zawsze traktowałam Anię jak córkę. Po rozwodzie z Pawłem nie przestałam jej kochać – to nie ona była winna temu, że ich małżeństwo się rozpadło. Wiedziałam, że Paweł znalazł sobie nową partnerkę i układa sobie życie na nowo. Ania została sama z kredytem i pustką w sercu.

– Oczywiście, Aniu. Przyjedź jutro rano. Zrobię ci śniadanie – odpowiedziałam bez wahania.

Nie przewidziałam tylko jednego: reakcji własnego syna.

Paweł dowiedział się o wszystkim przypadkiem. Przyszedł do mnie po pracy, jak co tydzień na obiad. Kiedy zobaczył Anię w moim salonie, z walizką przy nodze i zapuchniętymi oczami, zamarł w progu.

– Co ona tu robi? – zapytał lodowatym tonem.

– Paweł… Ania potrzebuje pomocy. Nie mogłam jej odmówić – próbowałam tłumaczyć.

– To już nie jest twoja rodzina! – wykrzyczał. – Rozwiedliśmy się! Chcesz mi powiedzieć, że ważniejsza jest dla ciebie ona niż ja?

To był początek końca naszej relacji. Paweł przestał dzwonić, nie odbierał moich wiadomości. Widziałam go tylko raz – przypadkiem na rynku, kiedy szedł z nową dziewczyną. Odwrócił wzrok.

Ania mieszkała u mnie już trzeci tydzień. Starała się być jak najmniej widoczna – wychodziła wcześnie do pracy, wracała późno, pomagała mi w domu. Czasem wieczorami siadałyśmy razem przy stole i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.

– Pani Zosiu… Przepraszam, że narobiłam tyle zamieszania – powiedziała pewnego wieczoru, patrząc na swoje dłonie. – Może powinnam już poszukać czegoś innego…

– Nie mów tak, dziecko – pogładziłam ją po ramieniu. – Jesteś dla mnie jak córka. Zawsze będziesz miała tu miejsce.

Ale w środku czułam coraz większy ciężar. Tęskniłam za Pawłem. Za naszymi rozmowami przy kawie, za jego żartami i nawet za jego narzekaniem na politykę. Czułam się rozdarta – czy naprawdę zrobiłam coś złego? Czy pomagając Ani zdradziłam własnego syna?

Pewnej soboty zadzwoniła do mnie moja siostra, Teresa.

– Zosia, co ty wyprawiasz? Słyszałam od sąsiadki, że trzymasz u siebie byłą synową! Paweł jest wściekły!

– Teresa, ona nie miała dokąd pójść…

– Ale to nie twoja sprawa! Musisz wybrać: rodzina to rodzina!

Zaczęłam się zastanawiać: czym właściwie jest rodzina? Czy więzy krwi są ważniejsze niż lojalność wobec człowieka w potrzebie? Przecież Ania przez lata była częścią naszego życia. Czy rozwód naprawdę przekreśla wszystko?

Wieczorem usiadłam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Wspominałam czasy, kiedy Paweł był mały – jak biegał po podwórku z rozbitym kolanem i zawsze wracał do mnie po pocieszenie. Teraz ja byłam tą osobą, która potrzebowała wsparcia.

Następnego dnia postanowiłam napisać do Pawła list:

„Synku,
Wiem, że jesteś na mnie zły i pewnie czujesz się zdradzony. Ale musisz wiedzieć, że zawsze będziesz dla mnie najważniejszy. Pomogłam Ani nie dlatego, że ciebie mniej kocham – ale dlatego, że nie umiem przejść obojętnie obok czyjegoś nieszczęścia. Wiem, że to trudne dla ciebie i dla mnie też jest ciężko. Chciałabym cię przytulić i porozmawiać… Proszę, odezwij się.”

Nie odpowiedział przez kilka dni. W końcu zadzwonił.

– Mamo… Musimy pogadać.

Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko mojego domu. Paweł był spięty, unikał mojego wzroku.

– Wiesz… Czuję się zdradzony – powiedział cicho. – Jakbyś wybrała ją zamiast mnie.

– Pawełku… Ty zawsze będziesz moim dzieckiem. Ale Ania była częścią naszej rodziny przez tyle lat… Nie mogłam jej zostawić samej.

Milczał długo.

– Może masz rację… Ale to boli.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Wiedziałam już, że nie ma prostych odpowiedzi. Każdy wybór rani kogoś bliskiego.

Dziś siedzę przy oknie i myślę: czy można naprawić rodzinę po takich ranach? Czy lojalność wobec jednego członka rodziny zawsze musi oznaczać zdradę drugiego? A może prawdziwa rodzina to ta, która potrafi wybaczać?