W samolocie dziewczyna zażądała, żebym wysiadła przez moją wagę – ale pokazałam jej, że nie można tak traktować ludzi
– Proszę pani, czy mogłaby się pani przesunąć? – usłyszałam zirytowany głos tuż nad swoją głową. Spojrzałam w górę i zobaczyłam młodą dziewczynę z idealnie ułożonymi blond włosami i spojrzeniem, które mogłoby zamrozić Bałtyk. Stała nade mną w przejściu samolotu, trzymając bilet w dłoni i patrząc na mnie z wyraźną niechęcią.
Wiedziałam, co się święci. Zawsze staram się nie sprawiać nikomu dyskomfortu. Tak, jestem pełniejszą kobietą – mam swoje problemy zdrowotne, z którymi żyję od lat. Ale żeby nie zwracać na siebie uwagi, zawsze kupuję dwa bilety w samolocie – jeden dla siebie, drugi dla „niewidzialnego pasażera”, żeby nikt nie musiał się ze mną tłoczyć. Tym razem było tak samo. Siedziałam przy oknie, a miejsce obok mnie było puste.
– To moje miejsce – powiedziała dziewczyna, wskazując na numer na bilecie.
– Przepraszam, ale wykupiłam oba miejsca – odpowiedziałam spokojnie, pokazując swoje bilety.
Dziewczyna spojrzała na mnie z pogardą.
– Serio? Musi pani zajmować dwa miejsca? Może powinna pani po prostu schudnąć, a nie zabierać przestrzeń innym ludziom! – Jej głos był głośny, kilka osób odwróciło głowy.
Poczułam, jak robi mi się gorąco na twarzy. Zawsze starałam się być niewidzialna, nie rzucać się w oczy. Ale teraz czułam się jak pod mikroskopem. Stewardesa podeszła do nas z zatroskaną miną.
– Czy jest jakiś problem? – zapytała.
Dziewczyna natychmiast zaczęła się żalić:
– Ta pani zajmuje dwa miejsca! To niesprawiedliwe! Ja też zapłaciłam za swój bilet!
Stewardesa spojrzała na moje bilety i skinęła głową.
– Pani rzeczywiście wykupiła oba miejsca. Proszę poszukać innego wolnego fotela – powiedziała do dziewczyny.
Ale ona nie odpuszczała:
– To absurd! Dlaczego ktoś taki jak ona może latać samolotem? Przez nią inni muszą stać w kolejce!
W tym momencie poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Ale nie pozwoliłam im popłynąć. Przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Nie pozwól nigdy nikomu odebrać ci godności”.
– Proszę pani – powiedziałam cicho, ale stanowczo – to nie jest pani sprawa, ile ważę ani ile miejsc wykupiłam. Zapłaciłam za oba fotele i mam do nich prawo. Proszę mnie zostawić w spokoju.
Dziewczyna prychnęła i odeszła w głąb samolotu, szukając innego miejsca. Ludzie wokół patrzyli na mnie z różnymi minami – współczucie, ciekawość, a nawet rozbawienie. Czułam się jak zwierzę w klatce.
Lot trwał dwie godziny. Przez cały czas czułam na sobie spojrzenia innych pasażerów. W głowie kłębiły mi się myśli: „Może rzeczywiście powinnam schudnąć? Może nie powinnam latać samolotami?” Ale potem przypomniałam sobie wszystkie lata walki z chorobą tarczycy, z depresją, z brakiem akceptacji nawet we własnej rodzinie.
Mój ojciec zawsze powtarzał: „Gdybyś tylko bardziej się starała…”, a mama milczała, patrząc na mnie z troską i smutkiem. Brat wyśmiewał mnie przy stole: „Znowu dokładka? Nie boisz się, że pękniesz?”
Przez lata próbowałam wszystkich diet świata. Chodziłam do dietetyków, ćwiczyłam do upadłego, płakałam po nocach z głodu i bezsilności. Ale moje ciało nie chciało współpracować. Lekarze rozkładali ręce: „To genetyka, to hormony”.
A mimo to zawsze starałam się być uprzejma, uśmiechnięta, pomocna. W pracy byłam tą „miłą Ewą”, która nigdy nie odmawia nadgodzin i zawsze przynosi ciasto na urodziny kolegów. Ale nikt nie widział moich łez w domu.
Po wylądowaniu wysiadałam jako jedna z ostatnich. Przy wyjściu czekała ta sama dziewczyna. Stała z telefonem w ręku i nagrywała mnie ukradkiem.
– O, patrzcie wszyscy! To ta pani, przez którą musiałam siedzieć koło toalety! – krzyknęła do swoich znajomych.
Wtedy coś we mnie pękło.
Odwróciłam się do niej i powiedziałam głośno:
– Czy naprawdę uważa pani, że ma prawo oceniać innych ludzi po wyglądzie? Czy to daje pani satysfakcję? Może następnym razem warto pomyśleć o tym, że każdy z nas ma swoje problemy i nie wszystko w życiu jest takie proste jak pani fryzura!
Ludzie wokół zaczęli klaskać. Dziewczyna speszyła się i schowała telefon.
Wyszłam z samolotu z podniesioną głową. Po raz pierwszy od dawna poczułam dumę z siebie.
Wieczorem zadzwoniłam do mamy i opowiedziałam jej wszystko. Milczała przez chwilę, a potem powiedziała:
– Jestem z ciebie dumna, Ewa. W końcu stanęłaś za sobą.
Leżąc w łóżku tej nocy, długo myślałam o tym wszystkim. Ile razy jeszcze będę musiała walczyć o swoje miejsce w świecie? Czy kiedykolwiek ludzie nauczą się patrzeć głębiej niż tylko na powierzchnię?
Może to właśnie jest najważniejsze pytanie: czy mamy odwagę być sobą nawet wtedy, gdy świat próbuje nas złamać?