Miłość po sześćdziesiątce: Gorzka tajemnica pana Antoniego

– Znowu zapomniałaś kupić mleka? – usłyszałam głos mojej córki, Agaty, który przebił się przez ciszę kuchni. Spojrzałam na nią zaskoczona, jakbym wróciła z bardzo dalekiej podróży. Przez chwilę nie wiedziałam nawet, o czym mówi. Mleko? Przecież od śmierci mojego męża, Zbyszka, nie piłam już kawy z mlekiem. Wszystko się zmieniło. Nawet smak herbaty.

Ostatnie lata mojego życia to był ocean ciszy. Odkąd zmarł mój mąż, żyłam jak w bańce – wszystko wokół toczyło się dalej, a ja tkwiłam w miejscu, oglądając z boku świat, w którym już nie miałam swojej roli. Przez pierwsze miesiące po pogrzebie każdego dnia budziłam się z myślą, że muszę zrobić herbatę dla dwóch osób. Potem patrzyłam na pusty fotel przy stole i czułam, jakby ktoś wyciął mi kawałek serca.

Agata próbowała mnie wyciągnąć do ludzi. Zapisała mnie na zajęcia w domu kultury, namawiała na spacery z sąsiadkami. Ale ja nie chciałam rozmawiać o pogodzie ani o tym, jak drożeje chleb. Wolałam siedzieć w domu i patrzeć przez okno na dzieci bawiące się na podwórku. Czułam się stara i przezroczysta.

Wszystko zmieniło się pewnego marcowego popołudnia. Poszłam do biblioteki oddać książki, których nawet nie przeczytałam. Stałam przy regale z powieściami, kiedy usłyszałam za sobą cichy głos:

– Jeśli lubi pani Szymborską, polecam też tomik Miłosza. – Odwróciłam się i zobaczyłam starszego pana z siwymi włosami i łagodnym uśmiechem. – Antoni – przedstawił się, wyciągając rękę.

Nie wiem dlaczego, ale poczułam coś dziwnego w żołądku. Jakby motyle obudziły się po latach snu. Rozmawialiśmy o książkach, potem o filmach i o tym, jak trudno jest znaleźć kogoś do rozmowy w tym wieku. Antoni zaproponował kawę w pobliskiej kawiarni. Zgodziłam się bez wahania.

Spotykaliśmy się coraz częściej. Chodziliśmy na spacery po parku, rozmawialiśmy godzinami o dawnych czasach i marzeniach, których nie zdążyliśmy spełnić. Antoni był wdowcem od kilku lat. Mówił o swojej żonie z czułością, ale bez goryczy. Czułam, że rozumie mój ból.

Po raz pierwszy od śmierci Zbyszka poczułam się żywa. Znowu zaczęłam dbać o siebie – kupiłam nową sukienkę, zaczęłam malować usta szminką. Agata zauważyła zmianę.

– Mamo, co się dzieje? – zapytała pewnego wieczoru.
– Poznałam kogoś – odpowiedziałam cicho.
– Kogo? – Jej głos był pełen niepokoju.
– Antoniego. Jest wdowcem, bardzo miły…
– Uważaj na siebie – powiedziała tylko i wyszła z kuchni.

Nie przejęłam się jej reakcją. Byłam szczęśliwa pierwszy raz od lat.

Pewnego dnia Antoni zaprosił mnie do siebie na kolację. Jego mieszkanie było przytulne, pełne książek i starych fotografii. Wypiliśmy wino, słuchaliśmy muzyki z winyli. Kiedy pocałował mnie pierwszy raz, poczułam się młoda jak nigdy wcześniej.

Zaczęliśmy planować wspólne wakacje nad morzem. Już widziałam nas spacerujących po plaży o zachodzie słońca.

Wszystko runęło pewnego popołudnia, kiedy zadzwoniła do mnie sąsiadka Antoniego.

– Pani Haniu… Muszę pani coś powiedzieć…

Głos jej drżał.

– Antoni… On nie jest tym, za kogo się podaje…

Serce mi zamarło.

Okazało się, że Antoni miał drugą rodzinę. Żona żyła – była ciężko chora i leżała w domu opieki pod Warszawą. Antoni odwiedzał ją raz w tygodniu, a resztę czasu spędzał w naszym mieście. Jego „wdowieństwo” było kłamstwem.

Nie mogłam uwierzyć. Przez kilka dni nie wychodziłam z domu. Płakałam jak dziecko i przeklinałam własną naiwność.

Kiedy w końcu spotkałam się z Antonim, patrzył mi prosto w oczy:
– Haniu… Przepraszam cię. Nie chciałem cię zranić. Moja żona od lat nie poznaje nikogo… Ja… Ja też chciałem jeszcze poczuć się kochany…

Nie potrafiłam mu wybaczyć. Czułam się zdradzona przez los i przez własne serce.

Agata była przy mnie przez te trudne dni.
– Mamo… Może lepiej być samą niż żyć w kłamstwie? – zapytała cicho.

Nie wiem, czy miała rację. Czasem myślę o Antonim i o tym, co mogliśmy razem przeżyć. Ale potem przypominam sobie jego kłamstwo i czuję zimno w sercu.

Czy można jeszcze zaufać komuś po takim zawodzie? Czy miłość po sześćdziesiątce to tylko złudzenie? A może każdy ma prawo do szczęścia – nawet jeśli czasem trzeba za nie zapłacić wysoką cenę?