Nie mogłem zapłacić za urodziny córki — aż obca osoba zrobiła coś niesamowitego
— Złóż życzenie, kochanie — powiedziałem cicho, patrząc na Zosię, która z zachwytem wpatrywała się w płomienie świeczek na torcie. Siedzieliśmy w przytulnej restauracji w centrum Krakowa, a ja czułem, jak serce bije mi coraz szybciej. Zosia kończyła dziewięć lat. Od śmierci jej ojca robiłem wszystko, by choć w ten jeden dzień w roku mogła poczuć się wyjątkowo. Ale dziś… dziś wszystko miało się zawalić.
Zosia zamknęła oczy i wyszeptała życzenie. Wiem, że pewnie znów prosiła o to samo — żeby mama była szczęśliwa. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie z uśmiechem. — Mamusiu, czy mogę już zdmuchnąć? — zapytała.
— Oczywiście, skarbie — odpowiedziałam, starając się ukryć drżenie głosu. Zdmuchnęła świeczki, a ja klasnęłam w dłonie razem z jej koleżankami. Przez chwilę zapomniałam o wszystkim — o rachunkach, o pustce w portfelu, o tym, że od tygodnia nie mogłam spać ze strachu przed kolejnym listem od komornika.
Kiedy kelnerka przyniosła rachunek, poczułam jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Spojrzałam na kwotę: 183 złote. Wiedziałam, że na karcie mam może 40 złotych. Próbowałam nie panikować. Może uda mi się zapłacić część gotówką, a resztę kartą? Może kelnerka nie zauważy? Może uda mi się jakoś wyjaśnić sytuację?
Zosia biegała między stolikami z koleżankami, śmiejąc się i pokazując im nową lalkę. Patrzyłam na nią i czułam narastający wstyd. Jak mogłam do tego dopuścić? Przecież obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę jej poczuć biedy. Że zawsze dam radę.
Kelnerka podeszła do stolika. — Czy wszystko smakowało? — zapytała uprzejmie.
— Tak, bardzo dziękujemy — odpowiedziałam automatycznie, próbując uśmiechnąć się naturalnie.
Wyciągnęłam portfel i zaczęłam gorączkowo liczyć drobne. Ręce mi się trzęsły. W końcu podałam jej kartę i powiedziałam cicho:
— Przepraszam, czy mogłaby pani spróbować najpierw kartą? Może… może przejdzie.
Kelnerka skinęła głową i odeszła do terminala. Czułam na sobie wzrok innych gości. Wydawało mi się, że wszyscy wiedzą. Że widzą moją porażkę.
Po chwili kelnerka wróciła z zakłopotaniem na twarzy.
— Niestety… transakcja została odrzucona — powiedziała szeptem.
Zrobiło mi się gorąco. Zosia podbiegła do mnie z koleżanką.
— Mamusiu, możemy jeszcze lody?
— Za chwilkę, kochanie — odpowiedziałam drżącym głosem.
Kelnerka spojrzała na mnie ze współczuciem. — Może… może spróbujemy jeszcze raz?
W tym momencie usłyszałam za sobą męski głos:
— Przepraszam, czy mogę pomóc?
Odwróciłam się i zobaczyłam starszego pana w eleganckim płaszczu. Uśmiechał się ciepło.
— Proszę wybaczyć, ale słyszałem… Jeśli to nie problem, chciałbym zapłacić za państwa rachunek.
Zaniemówiłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wstyd ścisnął mnie jeszcze mocniej.
— Nie mogę tego przyjąć… — zaczęłam niepewnie.
— Proszę mi pozwolić. Mam wnuczkę w wieku pani córki. Wiem, jak ważne są takie chwile. Proszę nie odmawiać — powiedział stanowczo.
Zosia patrzyła na mnie pytająco. Koleżanki zaczęły szeptać między sobą.
— Dziękuję… naprawdę dziękuję — wyszeptałam ze łzami w oczach.
Starszy pan zapłacił rachunek i jeszcze zamówił dla dziewczynek lody. Usiadł przy naszym stoliku i zaczął opowiadać historie ze swojego dzieciństwa. Zosia słuchała go jak zaczarowana.
Po wszystkim podszedł do mnie i powiedział cicho:
— Proszę pamiętać: czasem trzeba pozwolić innym sobie pomóc. To nie jest powód do wstydu.
Wróciłyśmy z Zosią do domu późnym wieczorem. Ona zasypiała z uśmiechem na twarzy, a ja siedziałam przy kuchennym stole i płakałam z ulgi i wdzięczności.
Całą noc myślałam o tym, jak łatwo można kogoś ocenić po pozorach. Jak trudno jest prosić o pomoc — i jak bardzo jej czasem potrzebujemy.
Czy naprawdę musimy tak bardzo się wstydzić swoich słabości? Czy nie lepiej byłoby częściej okazywać sobie nawzajem serce?