Cena niewdzięcznego czasu: Historia Lejli z Warszawy
– Lejla, ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz liczyć na innych? – głos mojej matki odbił się echem po kuchni, kiedy znowu wróciłam do domu późno, zmęczona po pracy i jeszcze bardziej po rozmowie z Magdą. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po jej kawie, i czułam, jak w gardle rośnie mi gula.
– Mamo, to nie tak… – zaczęłam, ale ona już była w swoim świecie rozczarowań i pretensji. – Zawsze tylko ty się starasz. Zawsze ty dzwonisz, ty pytasz, ty pomagasz. A co dostajesz w zamian? – Jej słowa bolały bardziej niż chciałam przyznać.
Od dziecka wierzyłam, że dobro wraca. Że jeśli dam z siebie wszystko – czas, uwagę, serce – to świat mi to odda. Ale Warszawa szybko nauczyła mnie, że to nie zawsze działa. Przeprowadziłam się tu z Białegostoku pięć lat temu, pełna nadziei i planów. Magda była moją pierwszą przyjaciółką w nowym mieście. Razem wynajęłyśmy mieszkanie na Pradze, razem śmiałyśmy się z naszych porażek na randkach i razem płakałyśmy po rozstaniach.
Ale coś się zmieniło. Najpierw przestała odbierać telefony. Potem zaczęła odwoływać spotkania w ostatniej chwili. W końcu, kiedy najbardziej jej potrzebowałam – po śmierci mojego taty – nie przyszła nawet na pogrzeb. Tłumaczyła się pracą, zmęczeniem, życiem. A ja… ja tłumaczyłam ją przed samą sobą.
W pracy też nie było lepiej. Byłam tą osobą, która zawsze zostawała po godzinach, żeby pomóc komuś skończyć projekt. Tą, która pamiętała o urodzinach wszystkich kolegów i przynosiła ciasto do biura. Ale kiedy sama potrzebowałam wsparcia – kiedy szef niesprawiedliwie mnie skrytykował albo kiedy zachorowałam – nikt nawet nie zapytał, jak się czuję.
Pamiętam jedną szczególną noc. Siedziałam na balkonie naszego mieszkania, patrząc na światła miasta i zastanawiając się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt naiwna? Czy za bardzo chciałam być lubiana? Wtedy zadzwonił telefon. To był mój brat, Tomek.
– Lejla, mama znowu płacze przez ciebie – powiedział bez powitania. – Czemu nie możesz być bardziej jak Kasia? Ona przynajmniej nie robi problemów.
Zacisnęłam pięści. Kasia była naszą młodszą siostrą – zawsze cicha, zawsze posłuszna, zawsze „ta dobra”. Ja byłam tą trudną. Tą, która wyjechała do Warszawy zamiast zostać w domu i pomagać mamie po śmierci taty.
– Tomek, ja też mam swoje życie – odpowiedziałam cicho. – Próbuję… naprawdę próbuję.
Ale on już mnie nie słuchał. Rozłączył się bez słowa.
Z czasem nauczyłam się ukrywać swoje rozczarowanie pod maską uśmiechu. W pracy byłam „Lejla od wszystkiego”, w domu „Lejla problematyczna”, a dla Magdy… chyba już nikim. Próbowałam nowych znajomości – spotkania na jogę, kurs hiszpańskiego, wolontariat w schronisku dla zwierząt. Ale wszędzie czułam się jak ktoś obcy.
Najgorsze były święta. Mama dzwoniła codziennie przez tydzień przed Wigilią:
– Przyjedziesz w tym roku? Tomek już zapowiedział, że będzie z rodziną Kasi…
– Mamo, mam dyżur w pracy…
– Zawsze masz wymówki! – krzyczała do słuchawki.
A ja płakałam do poduszki jak dziecko.
W końcu przyszedł dzień, kiedy poczułam, że nie dam rady dłużej udawać. Po kolejnym dniu pełnym pretensji i obojętności wróciłam do pustego mieszkania i usiadłam na podłodze w kuchni. Przez godzinę patrzyłam w sufit i zastanawiałam się: czy to wszystko ma sens?
Wtedy zadzwoniła Magda. Po miesiącach ciszy.
– Lejla… przepraszam – jej głos był cichy i drżący. – Wiem, że zawiodłam. Miałam trudny czas…
Chciałam powiedzieć jej wszystko: jak bolało mnie jej milczenie, jak bardzo potrzebowałam choćby jednego słowa wsparcia. Ale tylko westchnęłam:
– Rozumiem…
Rozmawiałyśmy długo tej nocy. O tym, co nas oddaliło, o tym, jak trudno być dorosłym w wielkim mieście bez rodziny i prawdziwych przyjaciół. Magda płakała, ja płakałam razem z nią. Ale coś we mnie pękło – już nie potrafiłam być tą samą Lejlą co kiedyś.
Kilka tygodni później dostałam propozycję awansu w pracy. Szef w końcu zauważył moje zaangażowanie. Ale tym razem postawiłam warunek: żadnych nadgodzin bez zapłaty i jasny podział obowiązków.
W domu też zaczęłam stawiać granice. Kiedy mama zaczynała narzekać przez telefon, mówiłam spokojnie:
– Mamo, kocham cię, ale nie mogę brać odpowiedzialności za twoje emocje.
Tomek przestał dzwonić prawie całkiem. Kasia napisała mi krótkiego maila z życzeniami na urodziny – pierwszy raz od lat.
Nie było łatwo nauczyć się myśleć o sobie najpierw. Czułam się winna za każdym razem, gdy mówiłam „nie”. Ale powoli zaczęłam dostrzegać różnicę: mniej łez wieczorami, więcej spokoju rano.
Czasem jeszcze łapię się na tym, że tęsknię za dawną bliskością z rodziną czy Magdą. Ale wiem już jedno: nie można ciągle dawać siebie tym, którzy tego nie doceniają.
Czy warto walczyć o relacje za wszelką cenę? Czy może lepiej nauczyć się kochać siebie i pozwolić innym odejść? Może właśnie to jest prawdziwa cena niewdzięcznego czasu…