Za długo pod matczynymi skrzydłami – historia rozpadu mojego małżeństwa
– Magda, nie przesadzaj, mama tylko chce pomóc – usłyszałam po raz setny od Krzysztofa, kiedy po raz kolejny próbowałam wyjaśnić mu, że nie mogę już dłużej wytrzymać w tym domu. Stałam w kuchni, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, zmywając talerze po kolacji, którą – jak zwykle – przygotowała jego mama. W powietrzu unosił się zapach pieczonego kurczaka i… czegoś jeszcze. Może to była gorycz, która od miesięcy narastała we mnie i nie pozwalała mi oddychać.
Kiedy Krzysztof i ja wzięliśmy ślub, byliśmy młodzi i pełni nadziei. Nie mieliśmy własnego mieszkania ani pieniędzy na wynajem. Jego rodzice, zamożni mieszkańcy przestronnego trzypokojowego mieszkania w Krakowie, zaproponowali, byśmy na początku zamieszkali z nimi. Wtedy wydawało się to rozsądne: teściowa zawsze była uprzejma, a teść – cichy i nieco wycofany. Myślałam, że to tylko na chwilę, że szybko staniemy na nogi.
Pierwsze tygodnie były nawet przyjemne. Teściowa, pani Helena, codziennie pytała mnie o samopoczucie, przynosiła do pokoju świeże ręczniki i gotowała obiady. Krzysztof był szczęśliwy – miał wszystko podane na tacy. Ja jednak czułam się coraz bardziej jak gość we własnym życiu. Każda decyzja – od tego, co zjemy na śniadanie, po wybór koloru zasłon w naszym pokoju – była konsultowana z Heleną. Nawet kiedy chciałam kupić nową lampkę nocną, usłyszałam: „Ale po co? Ta stara jeszcze dobrze świeci”.
Z czasem zaczęły się drobne spięcia. Kiedy wracałam zmęczona po pracy i chciałam odpocząć w ciszy, teściowa wpadała do pokoju bez pukania: „Magda, może napijesz się herbaty? Magda, a może pomogłabyś mi obrać ziemniaki?”. Krzysztof nigdy nie reagował. „Mama jest taka troskliwa” – powtarzał. Czułam się coraz bardziej osaczona.
Najgorsze były wieczory. Siedzieliśmy razem w salonie, oglądając telewizję. Helena komentowała każdy program, a Krzysztof śmiał się z jej żartów. Kiedy próbowałam wtrącić coś od siebie, słyszałam tylko: „Oj, Magda, ty to zawsze masz inne zdanie”. Zaczęłam unikać wspólnych wieczorów, zamykałam się w naszym pokoju z książką lub laptopem. Krzysztof przychodził późno i był zdziwiony moim zachowaniem.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W kuchni usłyszałam rozmowę Heleny z sąsiadką:
– Ona nie potrafi nawet dobrze ugotować rosołu! Wszystko robi inaczej niż ja…
– Ale Krzysiek ją kocha?
– Kocha… Ale to jeszcze dziecko. Bez mojej pomocy by sobie nie poradziła.
Poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę byłam dla niej tylko nieudolną dziewczyną? Czy Krzysztof też tak o mnie myślał?
Wieczorem próbowałam porozmawiać z mężem:
– Krzysiek, musimy coś zmienić. Nie mogę tak żyć.
– Ale co ci przeszkadza? Przecież mamy wszystko! Mama gotuje, sprząta…
– Ale ja chcę być twoją żoną, a nie współlokatorką twojej mamy!
Widziałam w jego oczach niezrozumienie i… strach? Może bał się konfrontacji z matką? Może nigdy nie chciał dorosnąć?
Z czasem zaczęliśmy się od siebie oddalać. Każda próba rozmowy kończyła się kłótnią lub milczeniem. Krzysztof coraz częściej wychodził z kolegami albo zostawał dłużej w pracy. Ja czułam się coraz bardziej samotna.
Najgorszy był dzień moich urodzin. Marzyłam o romantycznej kolacji we dwoje. Zamiast tego Krzysztof zaprosił rodziców i kilku znajomych do domu. Helena przygotowała tort i wręczyła mi prezent – fartuszek kuchenny z napisem „Najlepsza gospodyni”. Poczułam się upokorzona.
Po tej nocy długo płakałam w łazience. Wiedziałam już, że nic się nie zmieni. Krzysztof nie potrafił postawić granicy między nami a swoją matką.
Kilka tygodni później podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i wyprowadziłam się do koleżanki. Krzysztof był w szoku:
– Magda, co ty robisz? Przecież wszystko było dobrze!
– Nie było dobrze! Ty nigdy nie byłeś moim mężem… zawsze byłeś synkiem swojej mamy.
Nie płakał. Po prostu patrzył na mnie bez słowa.
Minęły dwa lata od tamtego dnia. Mieszkam sama w małym mieszkaniu na Podgórzu. Czasem spotykam Krzysztofa na ulicy – wygląda na jeszcze bardziej zagubionego niż kiedyś. Słyszałam od znajomych, że nadal mieszka z mamą.
Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć mocniej? A może są ludzie, którzy nigdy nie dorosną do prawdziwej miłości? Może czasem trzeba odejść, żeby odnaleźć siebie…