Nieznajomy w moim domu: Prawda, której nikt nie chciał znać

– Kto tam? – zapytałam, ściskając klamkę tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Był listopadowy wieczór, a przez okno mojego mieszkania na warszawskim Mokotowie sączyło się blade światło latarni. Za drzwiami panowała cisza, która wydawała się gęsta jak śmietana.

– Marta, otwórz. To ja, Paweł – usłyszałam głos, którego nie słyszałam od lat. Mój brat. Ten sam, który zniknął z naszego życia po awanturze z ojcem. Ten sam, o którym mama mówiła szeptem, jakby jego imię było przekleństwem.

Otworzyłam drzwi. Stał przede mną wyższy, szczuplejszy niż go zapamiętałam, z zarostem i oczami podkrążonymi jakby nie spał od tygodni. W rękach trzymał starą torbę podróżną.

– Co ty tu robisz? – spytałam ostrożnie, czując jak serce wali mi w piersi.

– Muszę z tobą porozmawiać. To ważne – odpowiedział cicho.

Wpuściłam go do środka. Przez chwilę staliśmy naprzeciw siebie w milczeniu. W końcu usiedliśmy w kuchni. Paweł patrzył na mnie uważnie, jakby szukał w mojej twarzy odpowiedzi na pytania, których jeszcze nie zadał.

– Marta… Tata nie żyje – powiedział nagle.

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Ojciec… Ostatni raz widziałam go dwa lata temu, kiedy odwiedziłam rodziców na święta. Wtedy pokłócili się z Pawłem tak bardzo, że brat wybiegł z domu trzaskając drzwiami. Od tamtej pory nie rozmawialiśmy o nim prawie wcale.

– Jak to? Kiedy? – zapytałam, a głos mi się załamał.

– Wczoraj. Zawał. Byłem przy nim…

Zaniemówiłam. Przez chwilę słyszałam tylko tykanie zegara i szum ulicy za oknem.

– Mama wie? – spytałam w końcu.

Paweł pokręcił głową.

– Nie miałem odwagi jej powiedzieć. Chciałem najpierw porozmawiać z tobą…

Zacisnęłam pięści na blacie stołu. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: ojciec krzyczący na Pawła za złe oceny, mama płacząca po nocach, ja próbująca być niewidzialna. Nasza rodzina nigdy nie była szczęśliwa, ale zawsze wierzyłam, że mimo wszystko jesteśmy razem.

– Dlaczego przyszedłeś do mnie? – spytałam ostrożnie.

Paweł spuścił wzrok.

– Bo musisz wiedzieć coś jeszcze…

Zanim zdążyłam zapytać co, rozległ się dźwięk mojego telefonu. Mama.

– Marta, czy coś się stało? – jej głos był drżący.

– Mamo… musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.

Po godzinie siedzieliśmy już wszyscy troje w mojej kuchni. Mama była blada jak ściana, ręce jej drżały. Paweł patrzył na nią z mieszaniną żalu i gniewu.

– Dlaczego nie powiedzieliście mi wcześniej? – wyszeptała mama.

– Bałem się… – odpowiedział Paweł. – Ale to nie wszystko…

Zapanowała cisza tak ciężka, że miałam wrażenie, iż zaraz nas przygniecie.

– Tata… on miał drugą rodzinę – powiedział Paweł nagle.

Mama spojrzała na niego jakby nie rozumiała słów. Ja poczułam, jakby ziemia usunęła mi się spod nóg.

– Co ty mówisz? – zapytałam drżącym głosem.

Paweł wyjął z torby kopertę i położył ją na stole. W środku były zdjęcia: tata z jakąś kobietą i dwójką dzieci. Uśmiechnięci, szczęśliwi. Inni niż go znałam.

– Znalazłem to w jego rzeczach. Byłem u niego w mieszkaniu…

Mama zaczęła płakać bezgłośnie. Ja patrzyłam na zdjęcia i czułam narastającą wściekłość i rozpacz jednocześnie.

– Przez całe życie nas okłamywał… – wyszeptałam.

Paweł skinął głową.

– Musimy zdecydować co dalej. Tamte dzieci… są naszym rodzeństwem.

Nie mogłam tego pojąć. Przez lata żyliśmy w cieniu ojcowskiej surowości i milczenia mamy. Teraz okazało się, że wszystko było kłamstwem.

Mama siedziała nieruchomo przez długi czas. W końcu podniosła głowę i spojrzała na nas ze łzami w oczach.

– Nie wiem czy potrafię mu wybaczyć…

Następne dni były jak koszmar. Musieliśmy zorganizować pogrzeb ojca, a jednocześnie zdecydować czy poinformować o nim jego drugą rodzinę. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub płaczem.

Pamiętam jedną noc szczególnie wyraźnie. Siedziałam sama w kuchni, patrząc na stare zdjęcia naszej trójki: ja, Paweł i tata na Mazurach. Wtedy jeszcze wierzyłam, że jesteśmy normalną rodziną.

Paweł przyszedł do mnie nad ranem.

– Myślisz, że powinniśmy ich poznać? – zapytał cicho.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Bałam się konfrontacji z ludźmi, którzy byli częścią życia mojego ojca przez tyle lat, a o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia.

Pogrzeb był skromny. Przyszło kilku sąsiadów i znajomych z pracy taty. W pewnym momencie zobaczyłam kobietę stojącą z boku z dwójką nastolatków. Wiedziałam od razu kim są.

Po uroczystości podeszli do nas niepewnie.

– Przepraszam… jestem Anna – powiedziała kobieta cicho. – To Bartek i Zosia…

Patrzyliśmy na siebie przez długą chwilę w milczeniu. Czułam gniew i żal, ale też ciekawość i współczucie dla tych ludzi, którzy stracili tego samego człowieka co my.

Mama nie odezwała się ani słowem przez całą ceremonię. Po powrocie do domu zamknęła się w swoim pokoju i długo nie wychodziła.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Spotkałam się kilka razy z Anną i jej dziećmi. Okazało się, że tata prowadził podwójne życie przez ponad piętnaście lat. Byli dla niego równie ważni jak my – przynajmniej tak twierdziła Anna.

Paweł miał do mnie pretensje o to, że próbuję ich poznać.

– Jak możesz im wybaczyć? Jak możesz chcieć mieć z nimi kontakt? – krzyczał pewnego wieczoru.

– To nie ich wina! Oni też zostali oszukani! – odpowiedziałam równie głośno.

Mama przestała jeść i spać. Zaczęła chodzić do psychologa, ale niewiele to pomagało. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec niej a potrzebą poznania prawdy o ojcu i jego drugim życiu.

Któregoś dnia Anna zadzwoniła do mnie zapraszając na kawę do swojej kawalerki na Pradze.

– Chciałabym ci pokazać kilka rzeczy po twoim tacie…

Poszłam tam pełna obaw i ciekawości jednocześnie. Anna pokazała mi listy od taty, zdjęcia z wakacji nad morzem, rysunki Bartka i Zosi podpisane „Dla najlepszego taty”.

Poczułam ukłucie zazdrości i smutku jednocześnie. Mój ojciec był dla nich innym człowiekiem niż dla mnie i Pawła – ciepłym, troskliwym, obecnym.

Wróciłam do domu późnym wieczorem i długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim co straciliśmy przez jego kłamstwa – ale też o tym co moglibyśmy jeszcze odzyskać.

Minęły miesiące zanim mama zaczęła powoli wracać do życia. Paweł wyjechał za granicę do pracy; kontaktujemy się rzadko i krótko. Ja czasem spotykam się z Anną i jej dziećmi – próbujemy budować coś na gruzach tego co zostawił po sobie ojciec.

Czasem zastanawiam się czy można naprawdę wybaczyć taką zdradę? Czy można zbudować nową rodzinę na prawdzie po latach kłamstw? Czy wy bylibyście w stanie spojrzeć takim ludziom w oczy?