Babka Julii: Decyzja, która zmieniła wszystko. Czy rodzina przetrwa burzę?
— Mamo, nie mam już siły… — głos Ani drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Stała na progu mojego mieszkania w bloku z wielkiej płyty na obrzeżach Radomia, trzymając za rękę moją sześcioletnią wnuczkę Lejkę. W jednej chwili poczułam, jak świat mi się wali. Wszystko wróciło: strach, bezradność, wstyd. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć.
— Wejdźcie — powiedziałam cicho, robiąc miejsce w ciasnym przedpokoju. Lejka przytuliła się do mnie mocno, a Ania usiadła na kanapie i zaczęła opowiadać. O tym, jak Paweł — jej mąż, mój zięć — coraz częściej wracał do domu pijany. Jak krzyczał, wyzywał ją od najgorszych, a ostatnio nawet podniósł rękę. O tym, jak sąsiedzi słyszeli awantury i zaczęli szeptać za jej plecami. O tym, jak teściowa powiedziała jej wprost: „Samaś sobie winna”.
Słuchałam tego wszystkiego i czułam, jak narasta we mnie gniew. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo na wsi pod Kozienicami. Ojciec pił, matka płakała po nocach, a ja obiecałam sobie wtedy, że nigdy nie pozwolę, by moje dzieci przechodziły przez to samo piekło. Ale życie napisało inny scenariusz.
— Mamo, ja nie wiem co robić… — Ania patrzyła na mnie błagalnie. — Wszyscy mówią, żebym wróciła do Pawła. Że dziecko potrzebuje ojca. Ale ja się boję…
Popatrzyłam na nią i poczułam ukłucie winy. Czy to moja wina? Czy mogłam ją lepiej wychować? Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały? Przez chwilę chciałam ją po prostu przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale wiedziałam, że to nie wystarczy.
— Aniu — zaczęłam ostrożnie — nikt nie ma prawa cię bić ani poniżać. Nawet jeśli wszyscy wokół będą mówić inaczej. Ja ci pomogę. Nie wrócisz tam.
Lejka patrzyła na nas wielkimi oczami. — Babciu, czy mama będzie już zawsze smutna?
Zacisnęłam zęby. Nie mogłam pozwolić, żeby ta mała dziewczynka dorastała w cieniu przemocy i strachu.
Następne dni były jak koszmar na jawie. Paweł dzwonił co chwilę, groził Ani, błagał o powrót, potem znowu wyzywał. Teściowa Ani przyszła do mnie do pracy (pracuję w sklepie spożywczym na osiedlu) i zrobiła mi awanturę przy klientach:
— Pani córka rozbija rodzinę! Co ludzie powiedzą?!
Czułam na sobie spojrzenia sąsiadek i koleżanek z pracy. Jedna z nich szepnęła mi potem: — Julia, lepiej żeby Ania wróciła do męża. Takie rzeczy się załatwia między sobą.
Ale ja wiedziałam swoje. Zaczęłyśmy z Anią szukać pomocy — najpierw u psychologa w poradni rodzinnej, potem u prawnika w MOPS-ie. Każdy krok był walką z własnym wstydem i lękiem przed tym, co powiedzą inni.
W domu atmosfera była napięta. Mój mąż Marek nie rozumiał całej sytuacji:
— Julia, może rzeczywiście przesadzacie? Każdy czasem się pokłóci…
— Marek! — wybuchłam któregoś wieczoru. — Ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje?!
Przez chwilę patrzył na mnie z wyrzutem, potem wyszedł trzaskając drzwiami.
Lejka zaczęła mieć koszmary. Budziła się w nocy z krzykiem: — Tato krzyczy! Tato bije mamę!
Serce mi pękało za każdym razem.
W końcu Paweł przyszedł pod nasze drzwi. Był pijany, walił pięściami i krzyczał:
— Oddajcie mi dziecko! Anka, wracaj do domu!
Wezwałam policję. Sąsiedzi patrzyli przez wizjerki drzwi, ktoś nagrał filmik telefonem i wrzucił do lokalnej grupy na Facebooku. Zaczęły się plotki: „Ania rozbiła rodzinę”, „Paweł taki dobry chłopak”, „Dziecko bez ojca to tragedia”.
Czułam się coraz bardziej osaczona przez ludzi i własne myśli. Czy dobrze robię? Czy nie powinnam była namawiać Ani do powrotu? Może rzeczywiście przesadzam?
Ale kiedy zobaczyłam Lejkę bawiącą się spokojnie w moim pokoju po raz pierwszy od miesięcy — uśmiechniętą, śmiejącą się z koleżankami z przedszkola — wiedziałam, że podjęłyśmy właściwą decyzję.
Po kilku tygodniach Ania dostała mieszkanie socjalne od miasta. Pomagałam jej je urządzać: stare meble od sąsiadki, firanki od cioci Krysi, trochę garnków ode mnie. Było skromnie, ale bezpiecznie.
Paweł próbował jeszcze kilka razy „odbić” Anię i Lejkę. Groził sądem o opiekę nad dzieckiem, szantażował alimentami. Ale tym razem Ania była silniejsza. Zaczęła terapię, znalazła pracę w żłobku.
Ja też musiałam nauczyć się żyć z nowym ciężarem: plotkami sąsiadów, chłodem męża i własnym lękiem o przyszłość córki i wnuczki.
Czasem siadam wieczorem przy oknie i patrzę na światła miasta. Myślę o wszystkich kobietach takich jak Ania — które boją się odejść albo nie mają dokąd pójść. Myślę o sobie sprzed lat: cichej dziewczynie ze wsi, która bała się sprzeciwić ojcu.
Czy zrobiłam dobrze? Czy miałam prawo decydować za Anię? A może powinnam była pozwolić jej wrócić do Pawła?
Może wy mi powiecie… Czy naprawdę można wygrać walkę o rodzinę bez względu na cenę? Czy warto być silną kobietą w świecie pełnym osądów?