Złamane więzi: Moja mama zawsze wybierała moją siostrę
– Nie rozumiem, mamo, dlaczego to zrobiłaś! – mój głos drżał, a łzy cisnęły mi się do oczu, kiedy patrzyłam na mamę stojącą w kuchni. Pachniało świeżo upieczonym sernikiem, ale w powietrzu wisiało napięcie, które można było kroić nożem.
Mama odwróciła się powoli, jakby nie chciała patrzeć mi w oczy. – Marto, przesadzasz. To tylko prezenty. Dzieci Ewy też się ucieszyły.
Poczułam, jak w środku coś we mnie pęka. To nie były tylko prezenty. To były starannie wybrane zabawki dla moich dzieci – dla Kuby i Zosi – które znalazłam pod choinką u Ewy, mojej młodszej siostry. Jej dzieci rozpakowywały je z szerokimi uśmiechami, a moje patrzyły na to z boku, nie rozumiejąc, dlaczego ich prezenty trafiły do kuzynów.
Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Ewa zawsze była tą „delikatniejszą”, „bardziej potrzebującą opieki”. Ja – starsza, „rozsądna”, „samodzielna”. Kiedy Ewa coś przeskrobała, mama tłumaczyła: „Ona jest młodsza, nie rozumie jeszcze”. Gdy ja płakałam po kłótni z koleżanką, słyszałam: „Nie przesadzaj, musisz być silna”.
Ale teraz nie byłam już dzieckiem. Byłam matką dwójki dzieci, które właśnie zostały zignorowane przez własną babcię. I nie potrafiłam tego przełknąć.
– Mamo, to nie jest sprawiedliwe – powiedziałam cicho. – Kuba i Zosia czuli się okropnie. Dlaczego zawsze wybierasz Ewę?
Mama westchnęła ciężko i zaczęła wycierać blat kuchenny, jakby chciała zetrzeć całą tę rozmowę. – Nie wybieram nikogo. Po prostu… Ewa ma teraz trudniej. Wiesz, jak ciężko jej po rozwodzie.
Poczułam falę gniewu. – A ja? Czy moje dzieci są gorsze? Czy ja jestem mniej ważna?
W tym momencie do kuchni weszła Ewa. Miała na sobie nowy sweter – pewnie prezent od mamy. Spojrzała na mnie z niepokojem.
– Co się dzieje?
– Nic – powiedziała mama szybko. – Rozmawiamy tylko.
Ale Ewa już wiedziała. Zawsze wiedziała. I zawsze była tą, którą trzeba chronić.
Wyszłam na balkon, żeby złapać oddech. Zimowe powietrze szczypało w policzki. Przypomniałam sobie święta sprzed lat: jak Ewa dostała wymarzoną lalkę Barbie, a ja książkę o astronomii, bo „to bardziej rozwijające”. Jak mama tuliła Ewę po upadku z roweru, a mnie mówiła: „Nie płacz, przecież nic się nie stało”.
Zawsze byłam tą silną. Ale czy ktoś kiedyś zapytał mnie, czy chcę być silna?
Wieczorem wróciłam do domu z dziećmi. Kuba był cichy, Zosia pytała: – Mamo, dlaczego babcia dała nasze prezenty Antosiowi i Julce?
Nie umiałam odpowiedzieć. Przytuliłam ich mocno i obiecałam sobie, że nigdy nie sprawię im takiego bólu.
Przez kolejne dni unikałam rozmów z mamą. Dzwoniła kilka razy, ale nie odbierałam. W końcu napisała SMS: „Marto, nie rób sceny. Przesadzasz”.
To bolało jeszcze bardziej niż cała ta sytuacja z prezentami.
Mój mąż Michał próbował mnie pocieszać:
– Może ona po prostu nie zdaje sobie sprawy…
– Michał, ona zawsze taka była! – wybuchłam. – Zawsze Ewa była ważniejsza!
Zaczęłam analizować całe swoje życie pod kątem tej jednej relacji. Ile razy rezygnowałam z siebie? Ile razy tłumiłam żal? Ile razy udawałam, że wszystko jest w porządku?
Pewnego wieczoru zadzwoniła Ewa.
– Marta… możemy pogadać?
Nie chciałam rozmawiać, ale zgodziłam się.
– Wiem, że jesteś zła – zaczęła cicho. – Ale ja też nie mam łatwo. Mama zawsze mnie wyręcza, ale czasem czuję się przez to… słaba.
Zaskoczyło mnie to wyznanie.
– Myślisz, że ja tego chciałam? Że dobrze mi z tym?
Milczałyśmy przez chwilę.
– Może powinniśmy jej powiedzieć, jak się czujemy? – zaproponowała Ewa.
– Myślisz, że to coś zmieni?
– Nie wiem… Ale może warto spróbować.
Spotkałyśmy się u mamy tydzień później. Siedziałyśmy przy stole jak na przesłuchaniu. Mama patrzyła na nas podejrzliwie.
– O co chodzi?
Ewa zaczęła pierwsza:
– Mamo… czuję się czasem jak dziecko, które nic nie potrafi bez twojej pomocy.
Mama spojrzała na nią zdziwiona.
– Ale przecież chcę ci pomóc…
– A ja? – przerwałam jej. – Ja czuję się niewidzialna. Moje dzieci też.
Mama spuściła wzrok.
– Nie wiedziałam… Myślałam, że jesteście silne obie na swój sposób.
– Ale my też potrzebujemy ciebie – powiedziałam cicho.
Nie było wielkiego pojednania ani łez wzruszenia jak w filmach. Mama obiecała się postarać, ale wiedziałam, że to będzie trudne. Przez lata wypracowała swoje schematy i trudno je zmienić z dnia na dzień.
Wyszłam od niej z mieszanymi uczuciami. Było mi lżej, ale też czułam żal za stracone lata i za to wszystko, czego nie dostałam jako dziecko.
Czasem patrzę na moje dzieci i zastanawiam się: czy potrafię być dla nich sprawiedliwa? Czy umiem dać im tyle samo miłości? Czy można naprawić to, co zostało złamane dawno temu?
Może każdy z nas niesie w sobie jakieś rodzinne rany. Ale czy potrafimy je uleczyć zanim przekażemy je dalej?