Cudze pochwały, moje łzy: Historia z wioski pod Lublinem
— Mamo, wszyscy byli zachwyceni twoimi ogórkami! — usłyszałam przez telefon głos mojej synowej, Magdy. — Ale wiesz, pozwoliłam sobie powiedzieć, że to ja je zrobiłam. Tak jakoś wyszło…
Zamarłam z łyżką w dłoni. W kuchni pachniało koperkiem i czosnkiem, a ja właśnie kończyłam kolejną partię przetworów na zimę. Przez okno widziałam ogród, w którym rosły pomidory, ogórki i cebula — wszystko, co dawało mi poczucie sensu i bezpieczeństwa. Ziemia była moją terapią, moim azylem od świata, który często wydawał się zbyt głośny i wymagający. Ale teraz poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi spod nóg tę ziemię.
— Magda… — zaczęłam cicho, ale ona już się rozłączyła.
Całe życie spędziłam w wiosce pod Lublinem. Mam na imię Jadwiga. Ziemia dla mnie to nie tylko praca, ale prawdziwa ucieczka od trosk. Leczy, daje siłę, gdy świat wydaje się walić na głowę. Gdy dłonie grzebią w ziemi, a plecy bolą od wysiłku, umysł odpoczywa. Tak płyną moje dni: wiosną siewy, latem walka z chwastami, jesienią zbiory i przetwory. Zimą — czekanie na powrót życia.
Mój syn, Tomek, wyjechał do Lublina zaraz po studiach. Tam poznał Magdę — dziewczynę z miasta, która nigdy nie widziała, jak wygląda prawdziwy wiejski ogród. Kiedy przyjeżdżali do mnie na weekendy, Magda zawsze patrzyła z podziwem na moje spiżarnie pełne słoików. — Pani Jadwigo, to wszystko pani sama? — pytała z niedowierzaniem.
— Sama — odpowiadałam z dumą i lekkim uśmiechem.
Często pakowałam im do bagażnika torby pełne przetworów: ogórki małosolne, dżemy z malin i śliwek, kompoty z wiśni. Wiedziałam, że w mieście takie smaki są na wagę złota. Nigdy nie żałowałam — przecież to dla rodziny.
Ale teraz… Teraz okazało się, że Magda chwali się moją pracą przed swoimi znajomymi i rodziną. Przypisuje sobie zasługi za coś, co było moim życiem i dumą. Poczułam się zdradzona i upokorzona.
Wieczorem zadzwonił Tomek.
— Mamo, Magda mówiła ci o tych ogórkach? Wszyscy byli zachwyceni! Nawet jej mama poprosiła o przepis.
— A czy powiedziała im, kto je naprawdę zrobił? — zapytałam ostrożnie.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Mamo… To tylko takie gadanie przy stole. Magda chciała się poczuć doceniona. Wiesz, ona nie ma takich umiejętności jak ty…
— Ale to nie jest w porządku — przerwałam mu. — To moja praca. Moje ręce, mój czas.
Tomek westchnął ciężko.
— Mamo, nie rób z tego afery…
Afera? Czy naprawdę przesadzam? Czy to takie ważne, kto zrobił te ogórki? Może dla innych nie, ale dla mnie — tak. Bo w tych słoikach zamknęłam całe swoje życie: samotność po śmierci męża, zmęczenie po ciężkim dniu na polu, radość z pierwszych plonów i dumę z tego, że jeszcze coś potrafię.
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W ogrodzie wszystko wydawało się jakieś obce. Nawet ziemia pod paznokciami nie dawała już ukojenia. Sąsiadka Zosia zauważyła moją zmianę.
— Jadwiga, co ci jest? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła.
Opowiedziałam jej wszystko przy herbacie.
— Oj kochana… — pokiwała głową Zosia. — Młodzi teraz wszystko chcą mieć łatwo. Ale ty musisz walczyć o swoje. Nie pozwól im zabrać ci tego, co twoje!
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: powinnam porozmawiać z Magdą? A może przestać dawać im przetwory? Ale przecież to mój syn…
W końcu postanowiłam działać. Następnego dnia zadzwoniłam do Magdy.
— Magda, chciałabym cię prosić o jedno: jeśli chcesz chwalić się przetworami przed znajomymi, powiedz prawdę. To dla mnie ważne.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Pani Jadwigo… Ja nie chciałam pani urazić. Po prostu… Czasem czuję się taka niepotrzebna w tej rodzinie. Tomek zawsze mówi o pani z takim podziwem… Chciałam też być doceniona.
Zaskoczyła mnie jej szczerość. Przez chwilę milczałyśmy obie.
— Magda… Ja rozumiem twoje uczucia. Ale nie musisz kłamać, żeby być ważna dla Tomka czy dla nas wszystkich. Jesteś częścią rodziny i to się liczy.
Magda westchnęła cicho.
— Przepraszam panią… Obiecuję więcej tak nie robić.
Po tej rozmowie poczułam ulgę, ale też smutek. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo brakuje mi bliskości z własnym synem i jego żoną. Może za bardzo zamknęłam się w swoim świecie? Może powinnam częściej zapraszać ich do wspólnej pracy w ogrodzie?
Kilka dni później Tomek przyjechał sam.
— Mamo… Przepraszam za wszystko. Magda mi powiedziała o waszej rozmowie. Chciałem ci tylko powiedzieć… Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. I nikt nigdy cię nie zastąpi.
Objął mnie mocno i poczułam łzy napływające do oczu.
Dziś znów siedzę w kuchni nad słoikami ogórków. Ale już inaczej patrzę na swoje życie i rodzinę. Czy warto było tak długo milczeć? Czy czasem nie lepiej powiedzieć głośno o swoich uczuciach — zanim ktoś inny zacznie pisać naszą historię?