Pobłażanie dzieciom – tylko my mamy na to prawo!

– Magda, czy możesz dziś odebrać Olę z przedszkola? – głos Kingi w słuchawce był jak zawsze uprzejmy, ale w jej tonie wyczułam nutę oczekiwania, której nie potrafiłam już zignorować. To nie był pierwszy raz. Właściwie, od kiedy poślubiłam Piotra, takie prośby stały się naszą codziennością.

Piotr, mój mąż, jest człowiekiem, którego serce nie zna granic. Zawsze gotowy pomóc, zawsze pierwszy do poświęceń. Kiedy się poznaliśmy, zakochałam się w tej jego wrażliwości. Ale wtedy nie wiedziałam jeszcze, że ta cecha stanie się źródłem mojego największego rodzinnego dramatu.

Kinga – jego starsza siostra – od początku naszej znajomości była obecna w naszym życiu bardziej, niż bym sobie tego życzyła. Kobieta o nieograniczonej wyobraźni i zdolności do przekształcania każdego zwykłego zdania w subtelną prośbę. „Magda, ty tak świetnie pieczesz ciasta, może upieczesz coś na urodziny Oli?” „Piotrze, tylko ty potrafisz naprawić ten kran, przyjedziesz?” Zawsze z uśmiechem, zawsze z wdzięcznością – i zawsze z przekonaniem, że to właśnie my jesteśmy od tego, by jej pomagać.

Na początku nawet mi to nie przeszkadzało. Lubiłam jej dzieci – Olę i Kubusia – i czułam satysfakcję, mogąc być dla nich ciocią na medal. Ale z czasem zaczęłam zauważać, że Kinga traktuje nas jak darmową obsługę. Każda nasza odmowa spotykała się z jej rozczarowaniem lub – co gorsza – z cichym wyrzutem.

Pewnego dnia, gdy Piotr wrócił z pracy zmęczony i ledwo trzymał się na nogach, Kinga zadzwoniła z kolejną prośbą: „Piotrek, Kubuś chce jechać na rowerze do parku, a ja muszę pilnie coś załatwić. Przyjedziesz?” Spojrzałam na Piotra. Widziałam w jego oczach walkę – chciał pomóc siostrze, ale był wykończony. „Może tym razem powiesz 'nie’?” – zapytałam cicho. On tylko westchnął i wyszedł.

Zaczęłam czuć się jak niewidzialna służąca w tej rodzinnej układance. Każdy weekend planowany był pod dyktando Kingi i jej dzieci. Gdy próbowałam zaproponować coś dla siebie lub nas dwojga, słyszałam: „Ale przecież Ola tak lubi być u was!” albo „Kubuś nie wyobraża sobie niedzieli bez twoich naleśników!”. Czułam się winna za każdym razem, gdy próbowałam postawić granicę.

Najgorsze przyszło w zeszłe święta Bożego Narodzenia. Kinga zadzwoniła dwa dni przed Wigilią: „Magda, czy mogłabyś przygotować barszcz i pierogi dla wszystkich? Ja mam tyle pracy… A dzieci tak uwielbiają twoje jedzenie!” Zgodziłam się – jak zwykle – choć miałam już dość. W Wigilię siedziałam przy stole zmęczona i rozdrażniona. Kinga uśmiechała się szeroko: „No widzisz, Magda? Tylko ty potrafisz tak zadbać o rodzinę!”

Po kolacji Piotr podszedł do mnie i powiedział cicho: „Wiem, że jesteś zmęczona. Przepraszam.” Wtedy po raz pierwszy wybuchłam: „Piotrze, czy ty naprawdę nie widzisz, że twoja siostra wykorzystuje nas na każdym kroku? Czy my jesteśmy tylko po to, żeby spełniać jej zachcianki?” Piotr milczał długo. Widziałam w jego oczach ból i bezradność.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Kingą. Spotkałyśmy się w kawiarni. „Kinga, muszę ci coś powiedzieć. Czuję się wykorzystywana. Mam wrażenie, że oczekujesz od nas więcej niż od kogokolwiek innego w rodzinie.” Kinga spojrzała na mnie zdziwiona: „Ale przecież wy jesteście najbliżej! Zawsze mogłam na was liczyć… Ola i Kubuś was kochają!”

– Kochają nas, bo zawsze im pobłażamy – odpowiedziałam ostrożnie. – Ale to nie znaczy, że mamy być na każde twoje skinienie.

Kinga skrzywiła się lekko: „Myślałam, że robicie to z serca…”

– Robimy – powiedziałam cicho – ale serce też ma swoje granice.

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Widziałam, że Kinga nie rozumie mojego punktu widzenia. Dla niej nasze poświęcenie było czymś naturalnym.

Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Kinga zaczęła rzadziej dzwonić z prośbami. Ola i Kubuś czasem pytają przez telefon: „Ciociu Magdo, kiedy nas odwiedzisz?” Czuję ukłucie winy za każdym razem, gdy mówię: „Może za tydzień…”

Piotr też się zmienił. Częściej pyta mnie o zdanie zanim zgodzi się na kolejną przysługę dla siostry. Zaczynamy powoli odzyskiwać nasze życie.

Ale czasem zastanawiam się: czy można postawić granicę rodzinie i nie czuć się przy tym egoistą? Czy miłość do bliskich musi oznaczać rezygnację z siebie?

Może każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź na to pytanie…