Kiedy przytuliłem Martę: Dobroć, która zmieniła wszystko – prawdziwa historia z polskiej szkoły
– Nie płacz, proszę… – powiedziałem cicho, siadając obok Marty na zimnej, metalowej ławce pod salą biologii. Moje serce waliło jak oszalałe, bo sam byłem nowy w tej szkole i nie znałem tu nikogo. Ale jej łzy były jak lustro – widziałem w nich własny strach i samotność.
Marta spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie spodziewała się, że ktoś się nią zainteresuje. Miała rozmazany tusz pod oczami i drżała z zimna albo z nerwów. Przez chwilę milczeliśmy, aż w końcu wyszeptała:
– Oni… oni znowu się śmiali. Powiedzieli, że jestem dziwna.
Poczułem wściekłość. Widziałem już wcześniej, jak kilku chłopaków z klasy – Bartek, Kacper i ten wiecznie uśmiechnięty Michał – rzucali w jej stronę głupie żarty. Ale nie wiedziałem, że to aż tak ją boli.
– Nie jesteś dziwna – odpowiedziałem stanowczo. – Jesteś odważna, że tu siedzisz i nie uciekasz.
Marta spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Wtedy zrobiłem coś, czego sam się po sobie nie spodziewałem – objąłem ją ramieniem. Przez chwilę trwała w bezruchu, a potem wtuliła się we mnie i zaczęła płakać jeszcze mocniej.
Tego dnia wszystko się zmieniło. Zaczęliśmy spędzać razem przerwy, a ja coraz bardziej poznawałem Martę. Była cicha, ale miała niesamowitą wyobraźnię – rysowała komiksy o superbohaterach, którzy ratowali świat przed smutkiem. Często przynosiła do szkoły stare zeszyty pełne szkiców.
Z czasem zauważyłem, że Marta nie tylko w szkole jest smutna. Często miała podkrążone oczy i unikała rozmów o domu. Pewnego dnia, kiedy odprowadzałem ją po lekcjach, zobaczyłem jej ojca – wysokiego, szorstkiego mężczyznę z wiecznie zmarszczonym czołem. Marta natychmiast spuściła wzrok.
– Wszystko w porządku? – zapytałem cicho.
– Lepiej nie pytać… – odpowiedziała szeptem.
Zrozumiałem wtedy, że jej samotność ma głębsze korzenie niż tylko szkolne dokuczanie. Zacząłem coraz częściej zapraszać ją do siebie do domu. Moja mama od razu ją polubiła – częstowała ją ciastem i pytała o rysunki. Marta rozkwitała przy nas, ale gdy tylko miała wracać do siebie, znów gasła.
W klasie zaczęły się plotki. Bartek i Kacper śmiali się ze mnie:
– Zakochałeś się w tej dziwaczce? Uważaj, bo cię zarazi!
Starałem się ich ignorować, ale bolało mnie to. Wiedziałem jednak, że nie mogę zostawić Marty samej.
Pewnego dnia przyszła do szkoły z podrapaną ręką. Powiedziała, że przewróciła się na rowerze, ale nie wierzyłem jej. Po lekcjach zapytałem wprost:
– Marta… kto ci to zrobił?
Zamilkła na długą chwilę. W końcu wyszeptała:
– Tata był zły…
Serce mi pękło. Nie wiedziałem, co robić. Bałem się powiedzieć komukolwiek – przecież to nie moja sprawa… Ale nie mogłem spać po nocach, myśląc o tym, co przeżywa Marta.
W końcu zebrałem się na odwagę i powiedziałem o wszystkim mojej mamie. Była wstrząśnięta.
– Musimy to zgłosić wychowawczyni – powiedziała stanowczo.
Bałem się reakcji Marty, ale kiedy jej o tym powiedziałem, tylko skinęła głową i wyszeptała:
– Dziękuję…
Od tego momentu wszystko potoczyło się szybko. Szkoła zgłosiła sprawę do opieki społecznej. Ojciec Marty dostał zakaz zbliżania się do niej i jej mamy. Przez kilka tygodni Marta mieszkała u nas.
W klasie wybuchł skandal. Bartek i Kacper przestali żartować – chyba po raz pierwszy zobaczyli w Marcie człowieka, a nie „dziwaczkę”. Michał przeprosił ją za swoje zachowanie.
Marta zaczęła się uśmiechać coraz częściej. Jej rysunki stały się kolorowe i pełne nadziei. Z czasem wróciła do swojego mieszkania z mamą – jej ojciec wyprowadził się na drugi koniec miasta.
Minął rok. Dziś Marta jest jedną z najpopularniejszych osób w klasie – prowadzi szkolny klub komiksowy i organizuje warsztaty dla młodszych dzieci. Ja też się zmieniłem – nauczyłem się, że czasem wystarczy jeden gest dobroci, by zmienić czyjeś życie.
Często wracam myślami do tamtego dnia na ławce pod salą biologii. Zastanawiam się: co by było, gdybym wtedy przeszedł obojętnie? Ile osób wokół nas cierpi w milczeniu? Czy mamy odwagę wyciągnąć do nich rękę?