Telefon, który zmienił wszystko: Moja walka o prawdę po wypadku męża

Siedziałam w kuchni, popijając herbatę i patrząc przez okno na szarą, deszczową ulicę. Było już późno, dzieci spały, a Jakub miał wrócić z delegacji dopiero za kilka godzin. Nagle zadzwonił telefon. Dźwięk był tak przenikliwy, że aż podskoczyłam. Odebrałam niemal odruchowo, nie spodziewając się niczego złego.

— Dobry wieczór, czy rozmawiam z panią Anną Nowak? — zapytał męski głos, poważny i zimny.

— Tak, to ja…

— Tu aspirant Kowalski z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Pani mąż, Jakub Nowak, miał poważny wypadek samochodowy. Proszę natychmiast przyjechać do szpitala na ul. Kopernika.

W jednej chwili moje serce przestało bić. Z trudem złapałam oddech. W głowie miałam tylko jedno: muszę jechać. Wybiegłam z domu, zostawiając dzieci pod opieką sąsiadki. Droga do szpitala była jak koszmar na jawie — światła uliczne rozmazywały się przez łzy, a każda sekunda wydawała się wiecznością.

Gdy dotarłam na miejsce, zobaczyłam Jakuba leżącego na łóżku szpitalnym, nieprzytomnego, z bandażami na głowie i rękach. Lekarz powiedział mi, że jego stan jest ciężki, ale stabilny. Usiadłam przy nim i ścisnęłam jego dłoń. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to dopiero początek mojej walki.

Następnego dnia przyszła do mnie policjantka. — Pani Anno, musimy zadać kilka pytań dotyczących wypadku męża. Czy wie pani, dlaczego był w tej okolicy o tak późnej porze?

Zdziwiłam się. — Przecież Jakub wracał z delegacji…

— Delegacja skończyła się o 16:00. Pani mąż był widziany w centrum miasta po 21:00.

Poczułam zimny dreszcz na plecach. Jakub nigdy nie kłamał… Przynajmniej tak myślałam. Po powrocie do domu zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. W torbie znalazłam paragon z restauracji „Pod Zegarem” — na godzinę 20:45. Z kim tam był? Dlaczego nic mi nie powiedział?

Przez kolejne dni Jakub leżał nieprzytomny, a ja próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Zaczęły do mnie docierać plotki — sąsiadka widziała go kilka razy z jakąś kobietą pod blokiem. Moja teściowa zaczęła wypytywać mnie o nasze małżeństwo, sugerując, że może powinnam być bardziej wyrozumiała dla Jakuba.

— Aniu, mężczyźni czasem potrzebują oddechu… — powiedziała cicho podczas jednej z wizyt.

— Oddechu? — wybuchłam płaczem. — On miał wypadek! A ja nawet nie wiem, kim się stał!

W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa patrzyła na mnie ze współczuciem, ale wiedziałam, że plotki już krążą po biurze. Koleżanka z działu kadr podeszła do mnie na korytarzu.

— Aniu… słyszałam, że Jakub był z tą nową dziewczyną z marketingu…

Zrobiło mi się niedobrze. Czy wszyscy wiedzieli więcej ode mnie? Każda rozmowa była jak cios prosto w serce.

Po tygodniu Jakub się obudził. Był słaby i zdezorientowany. Usiadłam przy jego łóżku i spojrzałam mu prosto w oczy.

— Jakubie… powiedz mi prawdę. Co się stało tamtej nocy?

Odwrócił wzrok.

— Aniu… to nie jest takie proste…

— Proste?! — głos mi się załamał. — Kto był z tobą w samochodzie?

Milczał przez długą chwilę.

— Była ze mną Marta…

Zamarłam. Marta — ta sama dziewczyna z marketingu, o której mówiły koleżanki? Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.

— Dlaczego? — wyszeptałam.

— Nie wiem… Byłem zmęczony… zagubiony… Ona po prostu była obok…

Łzy płynęły mi po policzkach. Wszystko nagle straciło sens: nasze wspólne plany, dom, dzieci…

Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy ludzie. Teściowa próbowała mnie przekonać do wybaczenia Jakubowi.

— Aniu, pomyśl o dzieciach…

Ale ja nie mogłam przestać myśleć o sobie — o tym, jak bardzo zostałam zdradzona i jak bardzo boli mnie ta prawda.

Pewnego wieczoru usiadłam sama w kuchni i spojrzałam na telefon leżący na stole. To on wszystko zmienił. To jeden telefon sprawił, że moje życie rozsypało się na kawałki.

Czy można odbudować zaufanie po czymś takim? Czy można jeszcze kiedyś poczuć się bezpiecznie obok osoby, która tak bardzo zraniła? Nie wiem… Ale wiem jedno: już nigdy nie będę tą samą Anną co kiedyś.