Lekcja, której nie zapomnę – historia babci i wnuka
– Piotrek! – wrzasnęłam przez otwarte okno, widząc, jak mój wnuk razem z Jankiem przeskakują przez płot sąsiada. – Jeśli zaraz nie wrócisz, to ci tak przyłożę, że będziesz pamiętał do końca życia!
Palce aż mnie świerzbiły. Czułam w sobie gniew, jakiego dawno nie czułam. Może to przez upał, może przez zmęczenie, a może przez to, że Piotrek coraz częściej patrzył na mnie z wyzwaniem w oczach. Miał dopiero dwanaście lat, a już potrafił wyprowadzić mnie z równowagi jednym spojrzeniem.
Przez chwilę stałam przy oknie, zaciskając pięści. Widziałam, jak chłopcy chowają się za stodołą pana Nowaka. Wiedziałam, co tam jest – stare rowery, które Piotrek od dawna chciał rozebrać na części. Zawsze powtarzałam mu: „Nie ruszaj cudzej własności!”. Ale on miał w sobie tę przekorę, której nie potrafiłam zrozumieć.
Wrócił po godzinie. Brudny, spocony, z rozdartymi kolanami i uśmiechem na ustach. – Babciu, zobacz! – wyciągnął w moją stronę zardzewiały dzwonek od roweru. – Znalazłem skarb!
Nie wytrzymałam. Chwyciłam go za ramię i zanim zdążył się wyrwać, wymierzyłam mu klapsa. Mocnego, takiego, żeby zapamiętał. On spojrzał na mnie z niedowierzaniem – pierwszy raz w życiu podniosłam na niego rękę.
– Jak możesz?! – krzyknął. – Przecież to tylko kawałek metalu!
– To nie o dzwonek chodzi! – głos mi się załamał. – To o szacunek! O to, żebyś wiedział, co wolno, a czego nie!
Piotrek wybiegł z domu trzaskając drzwiami. Zostałam sama w kuchni, czując jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę pobiec za nim i przeprosić, ale duma mi nie pozwoliła.
Wieczorem wrócił jego ojciec – mój syn Marek. Od razu zauważył napiętą atmosferę.
– Co się stało? – zapytał cicho.
Opowiedziałam mu wszystko. Marek westchnął ciężko i usiadł naprzeciwko mnie.
– Mamo… Ty zawsze byłaś twarda. Ale pamiętasz, jak ja byłem mały? Ile razy płakałem przez twoje klapsy?
Zamilkłam. Przypomniały mi się tamte czasy – samotność po śmierci męża, ciężka praca w polu i dzieci, które czasem były dla mnie jedynym powodem do uśmiechu… i jedynym powodem do łez.
– Myślisz, że to coś daje? – Marek patrzył mi prosto w oczy. – Ja przez lata bałem się cię bardziej niż kochałem.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez chwilę chciałam się bronić, powiedzieć mu, że robiłam wszystko dla jego dobra. Ale czy naprawdę?
Noc była niespokojna. Słyszałam, jak Piotrek przewraca się z boku na bok w swoim pokoju. Sama też nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia – własne dzieciństwo na wsi pod Lublinem, ojciec z ciężką ręką i matka, która zawsze powtarzała: „Dzieci trzeba trzymać krótko”.
Rano Piotrek nie przyszedł na śniadanie. Znalazłam go dopiero w ogrodzie, siedzącego pod jabłonią.
– Babciu…
Usiadłam obok niego na trawie. Przez chwilę milczeliśmy.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie powinienem był kraść tego dzwonka.
– Ja też przepraszam – odpowiedziałam równie cicho. – Nie powinnam była cię uderzyć.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Wiesz… kiedy byłam mała, moja mama też mnie biła. Myślałam, że tak trzeba. Ale chyba się myliłam.
Piotrek uśmiechnął się smutno.
– To co teraz?
– Teraz pójdziemy do pana Nowaka i oddamy dzwonek. I przeprosimy.
Szliśmy razem przez wieś. Ludzie patrzyli na nas ciekawie – wszyscy wiedzieli o wszystkim w tej małej społeczności. Pan Nowak przyjął nas bez słowa wyrzutu. Piotrek oddał dzwonek i przeprosił drżącym głosem.
Wróciliśmy do domu w milczeniu. Czułam się lżejsza, jakby spadł ze mnie ciężar wielu lat.
Wieczorem usiedliśmy całą rodziną przy stole. Marek spojrzał na mnie z wdzięcznością.
– Dziękuję, mamo – powiedział cicho.
Piotrek przytulił się do mnie niespodziewanie mocno.
Dziś wiem jedno: czasem najtrudniej jest przyznać się do błędu przed samym sobą i przed tymi, których kochamy najbardziej. Czy jedna lekcja może naprawdę zmienić całe życie? Czy potrafimy przerwać łańcuch dawnych błędów? Może warto spróbować…