Kiedy matka musi wybrać: Historia o zdradzie, bólu i rodzinnych ranach
– Krzysztof, proszę cię, nie rób tego… – mój głos drżał, a dłonie ściskały klamkę drzwi wejściowych tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Stał naprzeciwko mnie, z oczami pełnymi gniewu i rozczarowania. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Nie wiem, kiedy zaczęliśmy się tak bardzo od siebie oddalać. Może wtedy, gdy Krzysztof po raz pierwszy wrócił pijany do domu i rzucił w moją stronę przekleństwo? A może wtedy, gdy po śmierci ojca zamknął się w sobie i przestał rozmawiać ze mną i z Martą? Próbowałam być dla niego wsparciem, ale on coraz częściej traktował mnie jak wroga.
Ostatnie miesiące były nie do zniesienia. Krzysztof miał już trzydzieści lat, ale wciąż mieszkał ze mną w naszym starym mieszkaniu na Pradze. Nie pracował regularnie, pieniądze przepuszczał na imprezy i hazard. Marta, jego młodsza siostra, kończyła właśnie studia i marzyła o własnym kącie. Chciałam jej pomóc – oddać jej to mieszkanie, żeby mogła zacząć dorosłe życie bez długów i strachu o jutro.
Wiedziałam jednak, że Krzysztof nie zgodzi się na wyprowadzkę bez walki. Próbowałam z nim rozmawiać: – Synu, musisz się usamodzielnić. Marta potrzebuje tego mieszkania bardziej niż ty. Ty jesteś dorosły, dasz sobie radę.
– A ty co? Chcesz mnie wyrzucić na bruk? – krzyczał wtedy. – Zawsze byłaś po stronie Marty! Nigdy mnie nie kochałaś!
Te słowa bolały mnie bardziej niż cokolwiek innego. Przecież całe życie starałam się być sprawiedliwa. Ale Krzysztof nie chciał słuchać. Z dnia na dzień atmosfera w domu stawała się coraz bardziej napięta. Dochodziło do awantur, trzaskania drzwiami, cichych dni i łez w poduszkę.
W końcu podjęłam decyzję – poprosiłam go o wyprowadzkę. Dałam mu dwa miesiące na znalezienie mieszkania i pracy. Myślałam naiwnie, że zrozumie, że to dla jego dobra. Że może w końcu dorośnie.
Ale on tylko się zaśmiał: – Ty naprawdę myślisz, że możesz tak po prostu mnie wyrzucić? Zobaczysz jeszcze, jak to się skończy.
Przez kilka tygodni unikaliśmy się nawzajem. Marta bała się wracać do domu sama. Ja nie spałam po nocach, martwiąc się o przyszłość naszej rodziny. W końcu nadszedł dzień wyprowadzki.
Wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. Już na klatce schodowej poczułam dziwny zapach – coś jak spalenizna i alkohol. Drzwi były uchylone. Weszłam do środka i… zamarłam.
Mieszkanie wyglądało jak po przejściu huraganu. Szafy powywracane, lustra rozbite na drobne kawałki, ściany porysowane markerem i sprayem. W kuchni leżały potłuczone talerze i resztki jedzenia rozmazane po podłodze. W salonie ktoś powyrywał gniazdka ze ścian i porozrzucał książki po całym pokoju.
Znalazłam Krzysztofa siedzącego na podłodze wśród gruzu i szkła. Był pijany, oczy miał czerwone od płaczu albo od alkoholu.
– Dlaczego? – wyszeptałam tylko.
– Bo mnie zostawiłaś – odpowiedział cicho. – Bo nigdy nie byłem dla ciebie ważny.
Nie miałam już siły krzyczeć ani płakać. Usiadłam obok niego i przez chwilę milczeliśmy razem w tym chaosie.
Marta przyszła godzinę później. Kiedy zobaczyła zniszczenia, rozpłakała się jak dziecko.
– Mamo… co teraz będzie?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się winna wszystkiemu: temu, że nie umiałam pomóc synowi; temu, że nie ochroniłam córki; temu, że nasza rodzina rozpadła się na kawałki jak te lustra na podłodze.
Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy z Martą posprzątać mieszkanie i naprawić szkody. Krzysztof zniknął – nie odbierał telefonów, nie dawał znaku życia. Każdego dnia budziłam się z nadzieją, że zadzwoni albo napisze chociaż SMS-a: „Przepraszam”. Ale telefon milczał uparcie.
Sąsiedzi patrzyli na mnie z litością albo z pogardą – nie wiem co gorsze. W pracy unikałam rozmów o rodzinie. Czułam się jak matka, która zawiodła na całej linii.
Marta próbowała mnie pocieszać:
– Mamo, to nie twoja wina. Krzysiek sam wybrał swoją drogę.
Ale ja nie potrafiłam przestać się obwiniać.
Minęły miesiące zanim udało nam się doprowadzić mieszkanie do porządku. Marta zamieszkała tu sama – ja przeniosłam się do siostry na jakiś czas, żeby dać jej przestrzeń do dorosłego życia.
Czasem wieczorami siadam przy oknie i patrzę na światła miasta. Zastanawiam się, gdzie jest teraz Krzysztof. Czy żałuje tego co zrobił? Czy kiedyś wróci? Czy jeszcze będziemy rodziną?
Może powinnam była być dla niego surowsza? A może bardziej wyrozumiała? Czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego?
Czasem myślę: czy każda matka musi kiedyś wybierać między dziećmi? I czy ten wybór zawsze musi boleć aż tak bardzo?