Kocham syna, ale córki nie potrafię znieść: Boomerang życia w Warszawie. Moja spowiedź matki.
— Znowu wróciłaś po północy? — mój głos drżał, kiedy zobaczyłam Martę w drzwiach. Stała tam, z rozwianymi włosami, w czarnej kurtce, z papierosem w dłoni. — Mamo, mam dwadzieścia dwa lata, nie musisz mnie pilnować jak dziecka — odpowiedziała chłodno, nawet na mnie nie patrząc.
To był kolejny wieczór, kiedy czekałam na nią z bijącym sercem, a w środku gotowała się we mnie złość. Zawsze byłam dumna z Pawła, mojego starszego syna. Skończył politechnikę, znalazł dobrą pracę w IT, zaręczył się z miłą dziewczyną. Zawsze był odpowiedzialny, spokojny, taki… mój. Marta była jego przeciwieństwem. Od dziecka sprawiała kłopoty: wagarowała, wdawała się w bójki, przynosiła do domu dwóje i uwagi od nauczycieli. Nigdy nie rozumiałam jej świata.
Kiedyś próbowałam być dla niej dobrą matką. Pamiętam, jak miała sześć lat i przyszła do mnie z rysunkiem: „Mamo, to my dwie na placu zabaw!” Uśmiechnęłam się wtedy tylko półgębkiem, bo spieszyłam się do pracy. Zawsze spieszyłam się do pracy albo do Pawła na kolejne zajęcia dodatkowe. Marta patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i chyba już wtedy wiedziała, że nie jestem dla niej taka jak dla brata.
— Dlaczego nie możesz być jak Paweł? — powtarzałam jej przez całe dzieciństwo. — On nigdy nie sprawia problemów.
— Bo nie jestem Pawłem! — krzyczała czasem, trzaskając drzwiami.
Mój mąż, Andrzej, próbował łagodzić sytuację. — Ela, daj jej trochę luzu. Każde dziecko jest inne.
— Ale ona mnie prowokuje! — odpowiadałam ze łzami w oczach. — Nie rozumiem jej.
Z biegiem lat przepaść między nami rosła. Paweł wyprowadził się na swoje, a Marta coraz częściej znikała z domu na całe noce. Zaczęły do mnie dochodzić plotki: że widziano ją z jakimś chłopakiem spod ciemnej gwiazdy, że rzuciła studia po pierwszym semestrze. Czułam wstyd przed sąsiadkami i rodziną.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni Martusi z liceum:
— Pani Elżbieto, czy wie pani, że Marta od dwóch tygodni nie pojawiła się na zajęciach?
Zamarłam. Po raz pierwszy poczułam prawdziwy strach. Wróciłam do domu i czekałam na nią całą noc. Kiedy przyszła nad ranem, była blada i zapuchnięta od płaczu.
— Co się stało? — zapytałam chłodno.
— Nic cię to nie obchodzi — odpowiedziała i zamknęła się w swoim pokoju.
Nie spałam już tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, gdzie popełniłam błąd. Czy to możliwe, że nigdy jej nie kochałam tak jak Pawła? Czy matka może mieć ulubione dziecko?
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Basia, zapytała:
— Coś się stało?
— Moja córka… Nie potrafię jej zrozumieć. Wszystko robi na przekór.
Basia spojrzała na mnie uważnie:
— Może ona po prostu chce być zauważona? Może czeka na twoją akceptację?
Te słowa wracały do mnie przez kolejne dni jak echo. Próbowałam rozmawiać z Martą, ale ona zamykała się coraz bardziej. W końcu pewnego wieczoru wybuchła:
— Wiesz co? Nigdy mnie nie kochałaś! Zawsze byłam gorsza od Pawła! Nawet nie próbowałaś mnie poznać!
Zatkało mnie. Chciałam zaprzeczyć, ale zabrakło mi słów.
— To nieprawda… — wyszeptałam bez przekonania.
Marta wybiegła z domu i przez dwa dni nie dawała znaku życia. Andrzej próbował ją znaleźć, dzwonił do jej znajomych, ale nikt nic nie wiedział. Wtedy pierwszy raz poczułam prawdziwą panikę. Co jeśli coś jej się stało? Co jeśli już nigdy jej nie zobaczę?
Kiedy wróciła trzeciego dnia, była wyczerpana i milcząca. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
— Przepraszam — powiedziałam cicho. — Nie umiałam być dla ciebie dobrą matką. Zawsze porównywałam cię do Pawła…
Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
— Chciałam tylko, żebyś była ze mnie dumna…
Wtedy pierwszy raz od lat przytuliłyśmy się naprawdę mocno.
Ale życie nie jest bajką. Nasza relacja nadal jest trudna. Marta próbuje ułożyć sobie życie po swojemu: pracuje dorywczo w kawiarni, wynajmuje pokój ze znajomymi. Paweł rzadko odwiedza dom rodzinny — jest zajęty własną rodziną i karierą.
Często siedzę sama przy kuchennym stole i myślę: czy można naprawić błędy sprzed lat? Czy matka może nauczyć się kochać swoje dziecko inaczej niż dotąd? Czy wybaczenie przychodzi łatwo?
Czasem patrzę na Martę i widzę w niej siebie sprzed lat: zagubioną dziewczynę szukającą akceptacji. Może właśnie dlatego tak trudno było mi ją pokochać — bo przypomina mi o moich własnych słabościach?
Dziś wiem jedno: życie zawsze wraca jak bumerang. To, co dajemy innym — wraca do nas ze zdwojoną siłą.
Czy można jeszcze naprawić relację matki i córki? Czy wy też czasem czujecie się winni wobec swoich dzieci? Jak znaleźć drogę do przebaczenia?