Siostra jak obca: walka o dziedzictwo i rodzinne więzi
— Nie rozumiesz, Michał! To wszystko należy się mnie! — krzyknęła Agata, trzaskając drzwiami do salonu. Stałem w kuchni z kubkiem zimnej już kawy, próbując zrozumieć, kiedy moja siostra stała się dla mnie kimś zupełnie obcym. Jeszcze pół roku temu śmialiśmy się razem z głupich żartów taty, a dziś patrzyła na mnie jak na wroga.
Przykro mi, przyjaciele. Niełatwo mi zacząć tę opowieść, bo przez ostatnie miesiące doświadczyłem tyle bólu, ile nie przeżyłem nigdy wcześniej. Jeśli zdecydowałem się to wszystko opisać, to dlatego, że dłużej nie mogę tego trzymać w sobie. Potrzebuję się wygadać, może wtedy poczuję się lżej. Przez niemal trzy dekady mieszkałem w Polsce. Z mojego rodzinnego miasteczka pod Lublinem wyjechałem tylko na studia do Warszawy, ale zawsze wracałem do domu na święta, na imieniny mamy, na urodziny taty. Nasz dom był pełen śmiechu, zapachu świeżo pieczonego chleba i ciepła, które dawała nam mama.
Wszystko zmieniło się w ciągu jednego roku. Najpierw tata zachorował — rak trzustki. Potem mama nie wytrzymała tej presji i dostała udaru. W ciągu kilku miesięcy zostałem sierotą. Wtedy myślałem, że najgorsze już za mną. Nie wiedziałem jeszcze, że prawdziwy dramat dopiero się zacznie.
Agata zawsze była tą bardziej przebojową z nas dwojga. Ja — cichy, trochę wycofany, ona — dusza towarzystwa, wiecznie w biegu. Po śmierci rodziców wydawało mi się, że będziemy trzymać się razem. Przecież tylko my zostaliśmy sobie nawzajem. Jednak już podczas pierwszej rozmowy o spadku poczułem chłód w jej głosie.
— Michał, ty przecież masz mieszkanie w Warszawie. Dom rodziców i działka pod miastem powinny zostać dla mnie — powiedziała pewnego wieczoru, patrząc mi prosto w oczy.
— Agata, to nie tak działa… To wszystko należy do nas obojga. Tak chcieli rodzice — odpowiedziałem spokojnie.
— Ale ja tu zostaję! Ty masz swoje życie w stolicy! Po co ci dom na wsi? — jej głos stawał się coraz bardziej ostry.
Nie chciałem się kłócić. Próbowałem tłumaczyć, że dom to nie tylko cegły i dach nad głową. To wspomnienia, miejsce, do którego zawsze mogę wrócić. Ale Agata była nieugięta. Zaczęła rozmawiać z notariuszem za moimi plecami, spotykać się z sąsiadami i przekonywać wszystkich wokół, że to ona powinna dostać wszystko.
Z dnia na dzień czułem się coraz bardziej wykluczony z własnej rodziny. Nawet ciotka Basia zaczęła mówić: „Agatka tu była zawsze bliżej rodziców… Ty przecież masz swoje życie”. Jakby moje uczucia nic nie znaczyły.
Pewnego dnia wróciłem do domu rodzinnego po pracy. Zastałem zmienione zamki w drzwiach i kartkę przyklejoną taśmą: „Nie masz tu czego szukać”. Zadzwoniłem do Agaty z drżącymi rękami.
— Co ty wyprawiasz?! — krzyknąłem do słuchawki.
— Michał, pogódź się z tym. Ja tu zostaję. Ty masz swoje życie gdzie indziej — odpowiedziała zimno.
Wtedy coś we mnie pękło. Przez kilka dni nie wychodziłem z mieszkania w Warszawie. Nie odbierałem telefonów od znajomych. Czułem się zdradzony przez własną siostrę i opuszczony przez całą rodzinę.
Przyjaciele próbowali mnie pocieszać:
— Michał, walcz o swoje! Nie możesz pozwolić jej tak po prostu wszystkiego zabrać!
Ale ja nie miałem siły na walkę. Każda myśl o sądzie czy kolejnych kłótniach odbierała mi resztki energii.
W pracy też nie było łatwo. Szef zaczął zauważać moją nieobecność duchem:
— Michał, co się z tobą dzieje? Zawsze byłeś solidny…
Nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Jak miałem powiedzieć komuś obcemu, że własna siostra traktuje mnie jak intruza?
Minęły tygodnie. Agata przysłała mi pismo od prawnika: „Prosimy o podpisanie zgody na przekazanie całego majątku spadkowego na rzecz pani Agaty Nowak”. Nawet nie zadzwoniła osobiście.
Wtedy zadzwoniła do mnie babcia Helena:
— Michałku, nie daj się tak po prostu wypchnąć z rodziny…
Rozpłakałem się przy niej jak dziecko. Babcia była jedyną osobą, która naprawdę rozumiała mój ból.
Zebrałem się w sobie i pojechałem jeszcze raz do rodzinnego domu. Agata była tam ze swoim narzeczonym Pawłem.
— Michał, po co tu przyjechałeś? — zapytała bez cienia emocji.
— Chcę porozmawiać. O nas… O rodzicach… O tym domu — odpowiedziałem cicho.
— Tu nie ma już o czym rozmawiać — rzuciła i odwróciła się na pięcie.
Poczułem wtedy, że straciłem nie tylko dom i wspomnienia, ale też siostrę. Kogoś najbliższego.
Dziś siedzę w swoim mieszkaniu w Warszawie i piszę te słowa z nadzieją, że ktoś mnie zrozumie. Że może ktoś przeżył coś podobnego i podpowie mi, jak pogodzić się z tym bólem.
Czy naprawdę wszystko w życiu można przeliczyć na złotówki? Czy więzy krwi znaczą cokolwiek w obliczu pieniędzy? Może to ja jestem naiwny…