Między miłością a prawdą: Dylemat matki z Giżycka

— Zosiu, czyś ty zwariowała? — głos Hanny odbił się echem w mojej kuchni, gdzie zapach świeżo parzonej kawy mieszał się z ciężarem moich myśli. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy starym, dębowym stole, a ja bawiłam się nerwowo łyżeczką, nie mogąc spojrzeć jej w oczy.

— Nie wiem już, Haniu. Może tak. Może zwariowałam — wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Ale jak mam patrzeć na tę dziewczynę, kiedy wiem, że mój własny syn nie czuje do niej nic poza wdzięcznością?

Hanna westchnęła ciężko i pokręciła głową. — Zofia, to nie twoja sprawa. Oni są dorośli. Nie mieszaj się.

Ale jak mam się nie mieszać? Przecież to ja widzę codziennie Martę, jak z uśmiechem przynosi ciasto na niedzielny obiad, jak patrzy na mojego Pawła z nadzieją i czułością. To ja słyszę, jak w nocy płacze w łazience, myśląc, że nikt jej nie słyszy. I to ja wiem, że Paweł… Mój syn… On już dawno przestał ją kochać. Jeśli w ogóle kiedykolwiek ją kochał.

Mieszkamy w Giżycku od zawsze. Nasz dom stoi nad samym jeziorem Niegocin, gdzie latem turyści tłumnie przyjeżdżają żeglować i odpoczywać. Dla mnie to miejsce zawsze było ostoją spokoju, ale od kilku miesięcy czuję się tu jak w klatce. Każdy dzień zaczyna się od tego samego pytania: czy powinnam powiedzieć Marcie prawdę?

Paweł poznał Martę na studiach w Olsztynie. Była wtedy taka nieśmiała, a on — mój jedyny syn — zawsze miał serce na dłoni. Pomógł jej z przeprowadzką, potem z egzaminami… Z czasem zaczęli być razem. Myślałam, że to miłość. Ale kiedy wrócili do Giżycka po studiach i zamieszkali u nas na piętrze, coś zaczęło się psuć.

Pewnej nocy usłyszałam ich kłótnię przez cienką ścianę. Marta płakała: — Paweł, powiedz mi prawdę! Kochasz mnie jeszcze?

A on milczał długo. W końcu wyszeptał: — Nie wiem.

To „nie wiem” rozbrzmiewało mi w głowie przez tygodnie. Potem Paweł coraz częściej wracał późno do domu, tłumacząc się pracą w porcie. Marta próbowała ratować ich związek — gotowała jego ulubione potrawy, kupowała bilety do kina, planowała wspólne wyjazdy. Ale on był coraz bardziej nieobecny.

Któregoś wieczoru znalazłam go na tarasie z telefonem w ręku. Rozmawiał z kimś cicho, śmiejąc się tak, jak już dawno nie słyszałam. Kiedy mnie zobaczył, spłoszył się i szybko zakończył rozmowę.

— To była tylko koleżanka z pracy — rzucił bez przekonania.

Nie pytałam więcej. Ale wiedziałam swoje.

Marta zaczęła coraz częściej pytać mnie o Pawła. — Pani Zofio, czy on jest szczęśliwy? Czy coś się stało?

Co miałam jej odpowiedzieć? Że mój syn już jej nie kocha? Że być może ma kogoś innego? Że ich ślub, który planują na przyszły rok, to tylko teatr dla rodziny?

Próbowałam rozmawiać z Pawłem. — Synku, jeśli jej nie kochasz, powiedz jej to. Nie możesz tak żyć.

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. — Mamo, nie chcę jej ranić. Ona nie ma nikogo poza nami. Jej rodzice nie żyją, a ja… Ja po prostu nie potrafię jej zostawić.

— Ale czy to jest życie? — zapytałam cicho.

Nie odpowiedział.

Od tamtej pory noszę ten ciężar sama. Hanna mówi: „Nie mieszaj się”. Mąż milczy — zawsze był człowiekiem prostych zasad: „To ich sprawa”. Ale ja nie potrafię patrzeć na cierpienie Marty i udawać, że wszystko jest w porządku.

Kilka dni temu Marta przyszła do mnie wieczorem. Miała zaczerwienione oczy i drżące ręce.

— Pani Zofio… Czy ja zrobiłam coś nie tak? Paweł jest taki daleki… Boję się, że go stracę.

Objęłam ją mocno i poczułam jej łzy na ramieniu.

— Jesteś dobrą dziewczyną, Marto — powiedziałam tylko. — Czasem życie układa się inaczej niż byśmy chcieli.

Wiedziałam jednak, że to za mało.

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na jezioro. Woda jest spokojna, ale we mnie szaleje burza. Czy mam prawo niszczyć iluzję Marty? Czy powinnam być lojalna wobec syna czy wobec prawdy? Czy milczenie jest gorsze od kłamstwa?

Może gdybym była odważniejsza, powiedziałabym Marcie wszystko i pozwoliła jej odejść zanim będzie za późno. Może wtedy Paweł też by się obudził i zrozumiał, czego naprawdę chce od życia.

Ale czy mam prawo decydować za nich? Czy matka powinna ingerować w życie dorosłego dziecka?

Czasem myślę: co byście zrobili na moim miejscu? Czy prawda zawsze jest najlepszym rozwiązaniem? A może czasem lepiej pozwolić ludziom żyć w błogiej nieświadomości?

Nie wiem już nic. Wiem tylko jedno: serce matki nigdy nie przestaje się martwić.