Zbyt kosztowne kłamstwo – historia Kasi i Romana
Myłam wannę, kiedy do mieszkania wpadł Roman – jak burza, z twarzą wykrzywioną od furii i paniki. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a echo tego dźwięku rozniosło się po całym naszym małym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. — Co ty narobiłaś?! — wrzasnął, a jego głos był tak obcy, jakby mówił do mnie ktoś zupełnie inny. Zamarłam z gąbką w ręku, woda kapała mi po nadgarstku. — Co się stało?! — zapytałam, próbując ukryć narastający niepokój. — Po co do niej poszłaś?!
Przez chwilę nie mogłam zrozumieć, o kim mówi. Ale potem wszystko wróciło do mnie z całą mocą. Wczoraj odwiedziłam jego matkę, panią Halinę. Chciałam tylko porozmawiać, wyjaśnić pewne sprawy, które od dawna wisiały między nami jak ciężka, wilgotna mgła. — Roman, ja tylko… — zaczęłam, ale przerwał mi gwałtownym gestem. — Nie masz pojęcia, co zrobiłaś! — krzyknął. — Teraz wszystko się posypało!
Wtedy poczułam, jak ogarnia mnie fala wstydu i lęku. Przecież chciałam dobrze. Chciałam tylko, żeby Halina przestała traktować mnie jak intruza w tej rodzinie. Od początku naszego związku czułam się jak ktoś nieproszony przy stole, nawet kiedy gotowałam jej ulubiony rosół czy pomagałam w ogrodzie na działce pod Piasecznem. Ale Roman nigdy nie miał odwagi powiedzieć jej prawdy o naszej sytuacji finansowej. Udawaliśmy przed nią szczęśliwe małżeństwo z własnym mieszkaniem i stabilną pracą, choć tak naprawdę ledwo wiązaliśmy koniec z końcem.
— Powiedziałaś jej o kredycie?! — Roman patrzył na mnie z niedowierzaniem. — O tym wszystkim?!
Poczułam łzy pod powiekami. — Nie mogłam już dłużej udawać… Ona ciągle pytała, kiedy kupimy samochód, kiedy pojedziemy na wakacje… My nawet nie mamy na czynsz! — głos mi się załamał.
Roman opadł na krzesło w kuchni i ukrył twarz w dłoniach. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywało tylko tykanie starego zegara po babci. — Kasia… Ty nie rozumiesz… Ona teraz wszystkim powie. Moim siostrom, ojcu… Wszyscy będą wiedzieć, że jestem nieudacznikiem.
— To nieprawda! — zaprotestowałam słabo. — Pracujesz ciężko, robisz wszystko, co możesz…
— Ale to nie wystarczy! — przerwał mi z goryczą. — W tej rodzinie liczy się tylko sukces. Tylko to, co można pokazać innym.
Wtedy zrozumiałam, że nasze życie było jednym wielkim przedstawieniem. Każda niedziela u Haliny to była rola do odegrania: szczęśliwa synowa, zaradny syn, idealna rodzina. A ja byłam już tym zmęczona do granic możliwości.
Przez następne dni Roman prawie się do mnie nie odzywał. Chodził po mieszkaniu jak cień, rzucał krótkie odpowiedzi i unikał mojego wzroku. Ja próbowałam zająć się codziennością – pracą w biurze rachunkowym, zakupami, gotowaniem – ale wszystko wydawało się jakieś puste i bez sensu.
W piątek zadzwoniła Halina. Jej głos był chłodny jak lód: — Kasiu, chciałabym porozmawiać. Przyjdź dziś po pracy.
Bałam się tej rozmowy bardziej niż matury czy pierwszego dnia w nowej pracy. Ale poszłam – nie mogłam już dłużej uciekać.
Halina siedziała przy stole w kuchni, obok niej leżały dokumenty bankowe i wyciągi z konta Romana. Spojrzała na mnie surowo: — Dlaczego mi nie powiedzieliście?
— Bałam się… Bałam się, że pani mnie znienawidzi jeszcze bardziej — wyszeptałam.
— Kasiu… Ja też kiedyś byłam młoda i biedna. Ale kłamstwo zawsze jest droższe niż prawda — powiedziała cicho.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu.
— Pomogę wam spłacić część kredytu — powiedziała nagle Halina. — Ale pod jednym warunkiem: nigdy więcej nie okłamujcie mnie ani siebie nawzajem.
Wróciłam do domu roztrzęsiona i zmęczona jak po maratonie. Roman czekał na mnie w przedpokoju. Spojrzał pytająco.
— Powiedziała, że nam pomoże… Ale musimy być wobec niej szczerzy.
Roman długo milczał. W końcu objął mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułam, że jesteśmy razem naprawdę – bez masek i udawania.
Ale czy to wystarczy? Czy jedno kłamstwo może przekreślić wszystko? A może właśnie prawda jest tym, co ratuje nawet najbardziej poplątane relacje? Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich kosztownych kłamstw kryje się w naszych rodzinach?