Wróciłam wcześniej do domu i zastałam teściową przy prasowaniu moich rzeczy: od tego dnia nic już nie było takie samo
Gdy tylko przekręciłam klucz w zamku, poczułam, że coś jest nie tak. W moim mieszkaniu unosił się zapach świeżo wypranej pościeli i… płynu do płukania, którego nigdy nie używałam. Weszłam do salonu i zamarłam. Moja teściowa, pani Halina, stała przy desce do prasowania, a na niej – moje sukienki, bluzki, nawet bielizna. Obok niej siedziała jej sąsiadka, pani Wiesia, popijając herbatę z mojej ulubionej filiżanki. Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię.
– Dzień dobry, Martynko! – zawołała teściowa z uśmiechem, jakby nic się nie stało. – Przyszłyśmy trochę ogarnąć, bo widziałam, że masz dużo pracy ostatnio.
Nie mogłam wydusić słowa. Stałam jak wryta, patrząc na swoje rzeczy rozłożone na kanapie, na stół, na podłogę. Moje najbardziej intymne ubrania leżały na widoku, a obce osoby dotykały ich bez pytania.
– Mamo… – zaczęłam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Skąd pani ma klucz?
– A co to za pytanie? – oburzyła się Halina. – Twój mąż dał mi na wszelki wypadek! Przecież nigdy nie wiadomo, co się może stać.
– Ale ja nie prosiłam o pomoc… – wyszeptałam, próbując nie wybuchnąć płaczem.
Pani Wiesia spojrzała na mnie z niesmakiem:
– Oj, młoda jesteś, jeszcze nie rozumiesz, jak to jest mieć rodzinę. Halinka tylko chciała dobrze!
Nie wytrzymałam. Wybiegłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Siedziałam na zimnych kafelkach i czułam się jak intruz we własnym domu. Po chwili usłyszałam głosy:
– Widzisz? Mówiłam ci, że ona jest przewrażliwiona – szepnęła Wiesia.
– Przesadza. Ja w jej wieku to bym się cieszyła z takiej pomocy – odpowiedziała Halina.
Kiedy wyszły, długo jeszcze siedziałam w łazience. Przeglądałam swoje rzeczy – kilka delikatnych bluzek było przypalonych żelazkiem. Moja ulubiona koronkowa bielizna leżała niedbale na krześle. Poczułam obrzydzenie i wstyd.
Wieczorem wrócił mój mąż, Paweł. Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami.
– Przesadzasz – powiedział zmęczonym głosem. – Mama chciała pomóc. Poza tym to moja matka! Nie zrobiłaby nic złego.
– Ale to MOJE rzeczy! Moja prywatność! – krzyknęłam. – Nie rozumiesz?
– Martyna, nie rób afery o jakieś ciuchy… – machnął ręką i poszedł pod prysznic.
Całą noc nie mogłam spać. Czułam się zdradzona przez własnego męża. Następnego dnia po pracy zmieniłam zamki w drzwiach. Paweł był wściekły:
– Oszalałaś?! Co powiem mamie?
– Powiedz jej prawdę! Że nie chcę, żeby ktoś bez pytania wchodził do naszego mieszkania!
Od tego dnia atmosfera w domu była napięta jak struna. Paweł coraz częściej wychodził „na piwo z kolegami”, a ja zamykałam się w sypialni i płakałam po cichu. Teściowa dzwoniła codziennie:
– Martynko, może chociaż pranie ci zrobię? Albo ugotuję rosół?
– Dziękuję, dam sobie radę – odpowiadałam chłodno.
W końcu przyszła sobota i Paweł oznajmił:
– Mama przyjdzie na obiad.
Zgodziłam się niechętnie. Przy stole Halina zaczęła swoje:
– Wiesz, Martynko, ja tylko chciałam pomóc… Ty taka delikatna jesteś… A Paweł zawsze miał wszystko wyprasowane…
– Mamo! – przerwał jej Paweł. – Daj już spokój.
Ale ona ciągnęła dalej:
– Ja wiem najlepiej, co dla was dobre! Ty powinnaś być wdzięczna!
Wybuchłam:
– Wdzięczna? Za co? Za to, że grzebie mi pani w szafkach? Że dotyka pani mojej bielizny? Że czuję się jak gość we własnym domu?!
Halina zerwała się od stołu:
– Niewdzięcznica! Ja dla was wszystko! A ty tak mnie traktujesz?!
Wybiegła trzaskając drzwiami. Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Musiałaś tak ostro?
– Tak, musiałam! Bo nikt mnie tu nie słucha!
Od tamtej pory teściowa przestała przychodzić. Paweł był coraz bardziej zamknięty w sobie. Zaczęliśmy się oddalać od siebie. Każda rozmowa kończyła się kłótnią o granice i szacunek.
Pewnego wieczoru usiadł naprzeciwko mnie:
– Martyna… Może przesadziłem z tą mamą. Ale ona całe życie była taka… Ja po prostu nie umiem jej odmówić.
– A ja nie umiem żyć bez prywatności – odpowiedziałam cicho.
Zaczęliśmy chodzić na terapię dla par. Było ciężko. Paweł musiał nauczyć się stawiać granice matce, a ja musiałam nauczyć się mówić o swoich potrzebach bez krzyku i łez.
Minął rok. Nasze małżeństwo przetrwało, ale już nigdy nie było takie samo. Zaufanie zostało nadszarpnięte. Do dziś boję się zostawiać w mieszkaniu nawet bieliznę na widoku.
Czasem patrzę na Pawła i zastanawiam się: czy naprawdę można odbudować coś, co zostało tak głęboko naruszone? Czy wy też mieliście kiedyś poczucie, że wasza prywatność została wam brutalnie odebrana przez najbliższych?