Pod płaszczem pozorów: Moje życie między miłością a oczekiwaniami ojca
– Nie możesz tego zrobić, Iwona! – głos ojca odbijał się echem od ścian naszego salonu, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi. Stałam naprzeciwko niego, z dłońmi zaciśniętymi w pięści, próbując nie pokazać łez. – To nie jest tylko twoje życie! Myślisz, że firma sama się utrzyma? Amir jest najlepszym, co mogło nas spotkać!
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo te słowa będą mnie prześladować. Miałam dwadzieścia sześć lat i całe życie podporządkowane oczekiwaniom ojca – właściciela dużej firmy budowlanej w Poznaniu. Od dziecka słyszałam, że jestem jego „oczkiem w głowie”, ale z wiekiem coraz częściej czułam się jak pionek w jego grze. Amir pojawił się w naszym życiu nagle – młody, ambitny, zawsze uśmiechnięty. Ojciec od razu go polubił. Ja… początkowo nie zwracałam na niego uwagi.
Pamiętam ten wieczór, kiedy Amir po raz pierwszy zaprosił mnie na kolację. Siedzieliśmy w małej włoskiej restauracji na Jeżycach. On opowiadał o swoich marzeniach, ja słuchałam i śmiałam się z jego żartów. Był czarujący, a ja – spragniona czułości i uwagi – pozwoliłam sobie uwierzyć, że to coś więcej niż tylko przypadkowa sympatia.
Zaręczyny były szybkie. Ojciec był zachwycony, matka płakała ze wzruszenia. – Wreszcie ktoś cię doceni – szeptała mi do ucha podczas rodzinnej kolacji. Ja czułam dziwny ucisk w żołądku, ale tłumaczyłam sobie, że to tylko stres.
Pierwsze miesiące małżeństwa były jak z bajki. Amir przynosił mi kwiaty do pracy, gotował kolacje i codziennie powtarzał, jak bardzo mnie kocha. Ojciec był dumny – „Teraz jesteśmy prawdziwą rodziną biznesową!” – powtarzał przy każdej okazji. Ale bajka szybko zaczęła pękać.
Zaczęło się od drobiazgów. Amir coraz częściej wracał późno do domu, tłumacząc się spotkaniami służbowymi. W telefonie pojawiały się nieznane numery, a ja coraz częściej łapałam go na kłamstwach. Pewnego wieczoru usłyszałam jego rozmowę przez telefon:
– Tak, kochanie… Nie martw się, ona niczego się nie domyśla.
Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że źle usłyszałam. Ale potem zobaczyłam wiadomości na jego telefonie – serduszka, zdjęcia, obietnice spotkań. Świat mi się zawalił.
Próbowałam z nim rozmawiać.
– Amir, kim jest ta kobieta? – zapytałam pewnego wieczoru, patrząc mu prosto w oczy.
Zbladł.
– Iwona… To nie tak jak myślisz…
– Więc jak? – głos mi drżał.
– To tylko przyjaciółka z pracy…
Kłamał. Wiedziałam to. Ale jeszcze bardziej bolało mnie to, że ojciec nie chciał słuchać moich podejrzeń.
– Przestań wymyślać! Amir jest lojalny wobec rodziny! – krzyczał.
Matka milczała, patrząc na mnie z troską i bezradnością.
Zaczęłam zamykać się w sobie. Każdy dzień był walką – z własnymi emocjami, z ojcem, z Amirem. W pracy czułam się jak cień samej siebie; w domu – jak intruz we własnym życiu. Pewnego dnia usiadłam na ławce w parku Sołackim i rozpłakałam się jak dziecko. Obok mnie przysiadła starsza kobieta.
– Dziecko, czasem trzeba wybrać siebie – powiedziała cicho.
Te słowa zostały ze mną na długo.
Wkrótce potem odkryłam kolejne kłamstwa Amira. Okazało się, że nie tylko mnie zdradzał – wykorzystywał też firmowe pieniądze do własnych interesów. Gdy powiedziałam o tym ojcu, wybuchła awantura stulecia.
– Kłamiesz! Chcesz zniszczyć wszystko, co budowałem! – wrzeszczał ojciec.
– To nie ja niszczę rodzinę! To on! – krzyczałam przez łzy.
Matka próbowała nas pogodzić, ale wiedziałam już, że muszę podjąć decyzję sama. Przez kilka tygodni mieszkałam u przyjaciółki Magdy na Wildzie. Tam po raz pierwszy od dawna poczułam spokój.
Amir próbował mnie przekonać do powrotu:
– Iwona, proszę… Wiem, że zawaliłem. Ale możemy zacząć od nowa…
Patrzyłam na niego i widziałam już tylko obcego człowieka.
– Nie chcę żyć pod czyimś dyktando – odpowiedziałam cicho.
Ojciec długo nie mógł mi wybaczyć tej decyzji. Przez miesiące nie odbierał moich telefonów. Matka odwiedzała mnie ukradkiem, przynosząc domowe pierogi i ciepłe słowa otuchy.
Zaczęłam układać życie na nowo – bez Amira, bez ojcowskich oczekiwań. Znalazłam pracę w małym biurze architektonicznym i po raz pierwszy poczułam się wolna. Czasem bolało – szczególnie gdy widziałam zdjęcia rodzinnych spotkań bez mojego udziału. Ale wiedziałam już jedno: nie chcę żyć pod maską cudzych marzeń.
Dziś patrzę na swoje odbicie w lustrze i pytam siebie: czy można naprawdę być szczęśliwym, jeśli ciągle spełniamy cudze oczekiwania? Czy odwaga do bycia sobą to egoizm czy jedyna droga do prawdziwego życia?
A Ty? Czy kiedykolwiek musiałeś wybrać między własnym szczęściem a tym, czego chcą od Ciebie inni?