Ucieczka od teściowej – czy można naprawdę się uwolnić?
– Nie sądzisz, że powinnaś się bardziej postarać? – głos Róży Janowej przeszył powietrze niczym zimowy wiatr, który tego dnia smagał okna naszego mieszkania na Ochocie. Stałam przy kuchennym blacie, próbując nie rozlać herbaty z nerwów. Jacek, mój narzeczony, udawał, że nie słyszy. Zawsze tak robił, kiedy jego matka wbijała we mnie kolejne szpile.
– Staram się, pani Różo – odpowiedziałam cicho, choć w środku gotowałam się ze złości. – Naprawdę robię wszystko, żeby było dobrze.
– Dobrze? – prychnęła. – Dla kogo dobrze? Dla ciebie? Bo dla Jacka chyba nie. On nigdy nie wyglądał na tak zmęczonego.
Zacisnęłam pięści. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że to tylko pogorszy sprawę. Jacek spojrzał na mnie z ukosa, jakby chciał powiedzieć: „Wytrzymaj jeszcze trochę”. Ale ile można wytrzymać?
Od pierwszego dnia wiedziałam, że Róża mnie nie zaakceptuje. Była kobietą z zasadami – twardą, chłodną i bezwzględną. Wszystko musiało być po jej myśli: obiad o siedemnastej, firanki wyprasowane na kant, a syn – jej oczko w głowie – miał słuchać tylko jej rad. Ja byłam intruzem. Kimś, kto zabiera jej dziecko.
Przez pierwsze tygodnie próbowałam się dostosować. Gotowałam jej ulubione potrawy, sprzątałam mieszkanie tak, jak lubiła. Nawet zaczęłam chodzić z nią na zakupy do Hali Mirowskiej, choć nienawidziłam tłumów i zapachu ryb. Ale nic nie pomagało. Każde moje potknięcie było dla niej dowodem na to, że się nie nadaję.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez przypadek rozmowę Jacka z matką. Stałam za drzwiami kuchni i słyszałam każde słowo.
– Mamo, proszę cię… Daj jej szansę. Kocham ją.
– Ty nie wiesz jeszcze, co to znaczy kochać. Ona cię tylko wykorzystuje. Zobaczysz, zostawi cię przy pierwszej lepszej okazji.
Poczułam się jak zbędny mebel. Jakby moje uczucia nie miały znaczenia. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o ucieczce.
2 stycznia podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i wyszłam z mieszkania o świcie, zanim ktokolwiek się obudził. Warszawa była jeszcze pogrążona w śnie i mrozie. Pojechałam do koleżanki na Pragę – Magdy, która zawsze powtarzała: „Nie pozwól nikomu siebie zniszczyć”.
Magda przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Przez kilka dni czułam się wolna. Bez oceniających spojrzeń Róży, bez jej kąśliwych uwag. Zaczęłam nawet szukać pracy w innej dzielnicy i rozważać wynajem własnego pokoju.
Ale los miał dla mnie inny plan.
Pewnego popołudnia Magda wróciła do domu blada jak ściana.
– Muszę ci coś powiedzieć… Moja mama przyjeżdża na kilka tygodni. Nie wiedziałam wcześniej… Ona… ona jest trochę jak twoja teściowa.
Zaśmiałam się nerwowo.
– Przesadzasz.
Ale już pierwszego dnia przekonałam się, że Magda nie żartowała. Pani Helena była kobietą o stalowym spojrzeniu i języku ostrym jak brzytwa.
– A ty kim jesteś? – zapytała mnie na wejściu.
– Przyjaciółką Magdy…
– Przyjaciółką czy pasożytem? – rzuciła bez cienia uśmiechu.
Zamarłam. Przez kolejne dni czułam się coraz gorzej. Pani Helena komentowała wszystko: mój wygląd, sposób mówienia, nawet to, jak jem śniadanie.
– W twoim domu nie nauczyli cię manier?
Magda próbowała mnie bronić, ale jej matka była nie do zatrzymania. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: czasem to, od czego uciekamy, znajduje nas wszędzie tam, gdzie nie potrafimy postawić granic.
Po tygodniu spakowałam walizkę po raz drugi. Tym razem nie miałam już dokąd pójść. Siedziałam na ławce w parku Skaryszewskim i płakałam jak dziecko. Zadzwoniłam do Jacka.
– Nie mogę już tak żyć – powiedziałam przez łzy. – Twoja mama… ona mnie niszczy.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Wiem – odpowiedział cicho. – Ale ja też nie potrafię się jej przeciwstawić.
To był moment przełomowy. Zrozumiałam, że jeśli sama o siebie nie zawalczę, nikt tego za mnie nie zrobi.
Znalazłam pokój do wynajęcia w starej kamienicy na Mokotowie. Było tam zimno i wilgotno, ale po raz pierwszy od miesięcy poczułam się wolna. Zaczęłam nową pracę w kawiarni i powoli odbudowywałam swoje życie bez Jacka i jego matki.
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy naprawdę można uciec od problemów? Czy to my wybieramy ludzi wokół siebie, czy oni wybierają nas? Może najważniejsze jest to, żeby nauczyć się stawiać granice i walczyć o siebie – nawet jeśli oznacza to samotność.