Przypadkowe spotkanie, które zmieniło wszystko: Jadwiga i prawda, której nie chciała znać

— Jadwiga, nie zapomnij o prezentacji dla zarządu! — głos szefa rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak zamknęłam drzwi hotelowego pokoju. Byłam wykończona. Wrocław przywitał mnie deszczem i korkami, a potem czekały mnie godziny spotkań, negocjacji i niekończących się telefonów. Ostatkiem sił napisałam do męża: „Wszystko w porządku. Strasznie jestem zmęczona. Idę spać.” Bogdan odpisał natychmiast: „Ja też.”

Zawsze był szybki w odpowiedziach. Czasem aż za szybki, jakby czekał na moje wiadomości z niecierpliwością. Ale tej nocy coś było inaczej. Przez chwilę patrzyłam na ekran telefonu, czując dziwny niepokój. Odrzuciłam go jednak — przecież to tylko zmęczenie.

Rano obudziłam się przed budzikiem. Zrobiłam sobie kawę i spojrzałam przez okno na szare ulice Wrocławia. Praca była dla mnie zawsze ucieczką od problemów, ale tego dnia czułam się jak aktorka grająca rolę, która już dawno przestała ją bawić. Prezentacja poszła dobrze, zebrałam pochwały, ale w środku czułam pustkę.

Po południu koleżanka z pracy, Marta, zaproponowała wspólną kolację. Zgodziłam się bez przekonania. Chciałam tylko wrócić do hotelu i zasnąć, ale nie chciałam być nieuprzejma. Siedziałyśmy w małej restauracji na Nadodrzu, rozmawiając o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Marta spojrzała za moje plecy i zamilkła.

— Jadwiga… czy to nie twój mąż? — zapytała cicho.

Odwróciłam się powoli, jakby bała się tego, co zobaczę. I wtedy go zobaczyłam — Bogdan stał przy barze, obejmując młodą kobietę w czerwonym płaszczu. Śmiali się do siebie, a on gładził ją po włosach w sposób, którego nigdy nie widziałam u niego wobec mnie.

Serce zamarło mi w piersi. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko złudzenie, że to ktoś podobny do niego. Ale nie — znałam każdy gest, każdy ruch jego dłoni.

— Jadwiga…? — Marta dotknęła mojej ręki, ale ja już wstałam i ruszyłam w stronę baru.

— Bogdan — powiedziałam cicho, gdy byłam już tuż obok niego.

Odwrócił się gwałtownie. Na jego twarzy pojawił się wyraz przerażenia i wstydu.

— Jadzia… co ty tutaj robisz?

— To ja powinnam zapytać — odpowiedziałam drżącym głosem.

Kobieta obok niego spojrzała na mnie zaskoczona i odsunęła się o krok.

— Jadwiga… to nie tak… — zaczął Bogdan, ale przerwałam mu ruchem ręki.

— Ile to już trwa? — zapytałam zimno.

Nie odpowiedział. Patrzył na mnie błagalnie, jakby szukał ratunku. W jego oczach zobaczyłam strach i coś jeszcze — ulgę? Czy naprawdę czekał na ten moment?

Wyszłam z restauracji bez słowa. Marta pobiegła za mną, próbując mnie pocieszyć, ale nie słyszałam jej słów. Szłam przez mokre ulice Wrocławia, czując jak łzy mieszają się z deszczem na mojej twarzy.

W hotelu długo siedziałam na łóżku wpatrzona w ścianę. Telefon dzwonił raz za razem — Bogdan, potem matka, potem znowu Bogdan. Nie odebrałam ani razu.

Następnego dnia wróciłam do Warszawy pierwszym pociągiem. W domu panowała cisza. Bogdan siedział przy stole z kubkiem kawy, jakby nic się nie stało.

— Jadwiga… pozwól mi wyjaśnić — zaczął cicho.

— Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień — przerwałam mu ostro. — Chcę wiedzieć tylko jedno: czy ją kochasz?

Milczał długo. W końcu skinął głową.

— Przepraszam… Nie chciałem cię skrzywdzić… To wszystko wymknęło się spod kontroli…

Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.

— A ja? Co ze mną? Co z naszymi dwudziestoma latami razem?

Bogdan spuścił wzrok.

— Nie wiem… Sam już nie wiem…

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Ja zamykałam się w pracy, on wychodził coraz częściej z domu. Czułam się jak cień samej siebie.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie matka.

— Jadziu, musisz walczyć o swoje małżeństwo! — powiedziała stanowczo.

— Mamo… a jeśli nie ma już o co walczyć?

— Zawsze jest o co walczyć! — upierała się matka. — Ludzie popełniają błędy!

Ale czy zdrada to tylko błąd? Czy można wybaczyć coś takiego?

Zaczęły się rozmowy z Bogdanem — długie, bolesne, pełne łez i wzajemnych pretensji. On twierdził, że nie wie czego chce; ja czułam się coraz bardziej zagubiona.

W pracy zaczęto zauważać moją zmianę. Szef zaprosił mnie na rozmowę.

— Jadwiga, co się dzieje? Zawsze byłaś silna i opanowana…

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Po raz pierwszy poczułam się naprawdę słaba.

Któregoś dnia Bogdan spakował walizkę i wyszedł bez słowa. Zostawił mi tylko krótką wiadomość: „Przepraszam.”

Siedziałam wtedy długo przy oknie, patrząc na światła miasta i zastanawiając się nad swoim życiem. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały?

Dziś jestem sama. Uczę się żyć na nowo — bez Bogdana, bez złudzeń. Czasem myślę o tym przypadkowym spotkaniu we Wrocławiu i zastanawiam się: czy lepiej byłoby nie wiedzieć prawdy? Czy prawda zawsze wyzwala… czy czasem po prostu niszczy?