Przez lata wierzyłam w jego kłamstwo: O tym, jak odkryłam, że żony też mogą iść na firmowe imprezy

– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie możesz mnie zabrać na tę imprezę, Piotr – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. Było już późno, dzieci spały, a w kuchni unosił się zapach świeżo zaparzonej herbaty. Piotr nawet nie podniósł wzroku znad ekranu telefonu.

– Przecież mówiłem ci już sto razy, że polityka firmy jest jasna. Żadnych osób towarzyszących. To nie jest bal sylwestrowy, tylko spotkanie pracownicze – odpowiedział chłodno, niemal automatycznie.

Zacisnęłam dłonie na kubku. Zawsze powtarzał to samo. Przez lata przyzwyczaiłam się do tej odpowiedzi. Nie nalegałam. Nigdy nie przepadałam za hałaśliwymi imprezami, a Piotr był człowiekiem zasad – przynajmniej tak mi się wydawało. Ale tego wieczoru coś we mnie pękło. Może to przez rozmowę z Martą, moją sąsiadką, której mąż pracował w tej samej firmie co Piotr. Może przez to, jak opowiadała o wspólnych wyjściach, o tym, jak dobrze się bawią razem z innymi parami.

– A Marta? – zapytałam cicho. – Jej mąż zabiera ją na firmowe imprezy. Mówiła mi dzisiaj, że wybierają się razem w piątek.

Piotr zamarł. Po raz pierwszy od dawna zobaczyłam na jego twarzy cień niepokoju. Przez chwilę milczał, jakby szukał odpowiednich słów.

– Może u nich w dziale jest inaczej – rzucił w końcu, ale już bez przekonania.

– Przecież pracujecie w tym samym dziale – odparłam spokojnie, choć w środku czułam narastający gniew i rozczarowanie.

Wtedy po raz pierwszy poczułam, że coś tu nie gra. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie kłębiły mi się pytania: Dlaczego mnie okłamywał? Czy chodzi tylko o towarzystwo? A może o coś więcej?

Następnego dnia postanowiłam działać. Zadzwoniłam do Marty pod pretekstem pożyczenia książki i mimochodem zapytałam o szczegóły imprezy. Marta była zdziwiona moim pytaniem.

– Oczywiście, że możesz iść! Wszyscy mogą przyprowadzić partnerów. To już taka tradycja – powiedziała z uśmiechem.

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Wszystko zaczęło układać się w całość: te wszystkie wieczory, kiedy Piotr wracał późno i zmęczony; te drobne kłamstwa, które wcześniej ignorowałam; jego niechęć do rozmów o pracy.

Wieczorem czekałam na niego z duszą na ramieniu. Gdy tylko wszedł do domu, od razu zaczęłam rozmowę.

– Piotrze, dlaczego mnie okłamywałeś? – zapytałam bez ogródek.

Zatrzymał się w przedpokoju, zdjął płaszcz i spojrzał na mnie zaskoczony.

– O czym ty mówisz?

– O imprezach firmowych. O tym, że żony mogą przychodzić. Marta mi powiedziała.

Zobaczyłam w jego oczach strach. Przez chwilę milczał, potem usiadł ciężko na krześle.

– Nie chciałem cię ranić…

– Ranić czym? Prawdą?

– Po prostu… Chciałem mieć trochę spokoju. Te imprezy to jedyna okazja, żeby… żeby poczuć się wolnym. Bez obowiązków, bez dzieci, bez codzienności…

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa.

– Czyli przez te wszystkie lata wolałeś mnie okłamywać niż powiedzieć prawdę?

– Bałem się twojej reakcji. Wiedziałem, że cię zranię…

Poczułam łzy napływające do oczu. Nie chodziło już nawet o te imprezy. Chodziło o zaufanie, które właśnie runęło z hukiem.

Przez kolejne dni chodziliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Piotr próbował rozmawiać, tłumaczyć się, ale ja nie potrafiłam mu wybaczyć tak łatwo. Każde jego słowo brzmiało jak kolejne kłamstwo.

W końcu usiedliśmy razem przy stole. Dzieci były u babci, mieliśmy czas tylko dla siebie.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam cicho.

Piotr skinął głową.

– Wiem, że cię zawiodłem – powiedział zmęczonym głosem. – Ale nie chciałem cię stracić.

– Straciłeś mnie wtedy, kiedy przestałeś mówić prawdę – odpowiedziałam szczerze.

Zapanowała cisza. Patrzyliśmy na siebie długo, próbując odnaleźć w oczach drugiej osoby dawną bliskość.

– Może powinniśmy pójść razem na następną imprezę? – zaproponował niepewnie.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Nie wiem, czy jestem gotowa udawać przed innymi szczęśliwą żonę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Od tamtej pory nasze życie zmieniło się na zawsze. Zaczęliśmy chodzić na terapię dla par, próbując odbudować to, co zostało zniszczone przez lata kłamstw i niedomówień. Każdy dzień był walką o zaufanie, o szczerość i o siebie nawzajem.

Czasem zastanawiam się, czy można naprawdę wybaczyć komuś tak głęboko zakorzenione kłamstwo? Czy da się odbudować coś, co zostało raz złamane? Może właśnie dlatego tak trudno nam rozmawiać o swoich potrzebach i lękach… Boimy się prawdy bardziej niż kłamstwa.