Dom, który rozdzielił rodzinę – historia Iwony z Gdyni

– Iwona, chodź tu natychmiast! – głos mojej teściowej, pani Haliny, przeszył powietrze jak nóż. Siedzieliśmy właśnie przy niedzielnym obiedzie w naszym wynajmowanym mieszkaniu na Chyloni. Mój mąż, Tomek, nagle zamilkł, a nasza córka Zosia ścisnęła moją rękę pod stołem. Wszyscy wiedzieliśmy, że coś się wydarzyło, ale nie spodziewałam się, że to będzie początek końca naszej rodziny.

Weszłam do kuchni i zobaczyłam Halinę z plikiem dokumentów w ręku. – Tomek kupił mi dom! – wykrzyknęła z triumfem. – Wreszcie będę miała swoje miejsce na ziemi! – jej oczy błyszczały łzami szczęścia. Wszyscy zaczęli jej gratulować, a ja poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.

– Jaki dom? – zapytałam cicho, patrząc na Tomka. Unikał mojego wzroku.

– To… niespodzianka dla mamy – wymamrotał. – Wiesz, ona całe życie marzyła o własnym domu w Redzie…

Zamarłam. Przez trzy lata odkładaliśmy każdy grosz na nasze mieszkanie. Mieszkaliśmy w wynajmowanej kawalerce, ściskając się we trójkę na 36 metrach. Każda nadgodzina w mojej pracy w aptece, każda rezygnacja z wakacji była po to, by Zosia miała własny pokój. A teraz…

– Tomek, powiedz mi, że to żart – wyszeptałam.

– Iwona… mama jest już starsza…

– A ja? A Zosia? My się nie liczymy? – głos mi się załamał.

Halina spojrzała na mnie z pogardą. – Ty zawsze tylko o sobie! Tomek jest moim synem i dobrze wie, komu zawdzięcza życie! Ty masz czas, a ja już nie!

Wybiegłam z mieszkania. Na klatce schodowej usiadłam na schodach i pierwszy raz od lat rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się zdradzona przez własnego męża i upokorzona przed całą rodziną.

Wieczorem Tomek wrócił do domu. Próbował tłumaczyć:

– Iwona, przecież to tylko dom dla mamy… Jeszcze zarobimy na mieszkanie…

– Z czego? Z twojej pensji informatyka na etacie? Z mojej pracy w aptece? Myślisz, że pieniądze rosną na drzewach?!

– Przesadzasz…

– Nie! To ty przesadziłeś! Zdradziłeś mnie i Zosię! – krzyczałam przez łzy.

Następnego dnia spakowałam siebie i córkę. Pojechałam do mojej mamy do Orłowa. Zosia pytała cicho:

– Mamusiu, czy tata nas już nie kocha?

Serce mi pękało. – Kocha, córeczko… tylko czasem dorośli robią głupie rzeczy.

Przez kolejne tygodnie Tomek dzwonił, pisał SMS-y, błagał o wybaczenie. Ale ja wiedziałam jedno: nie mogę wrócić do człowieka, który postawił swoją matkę ponad własną rodzinę.

Halina rozpowiadała po całej rodzinie, że jestem niewdzięczna i rozbijam małżeństwo. Moja szwagierka przestała się do mnie odzywać. Nawet mój ojciec powiedział: – Może powinnaś być bardziej wyrozumiała? To tylko dom…

Tylko dom? Dla mnie to były lata wyrzeczeń i marzeń o lepszym życiu dla mojego dziecka.

Rozwód był bolesny i brudny. Tomek walczył o opiekę nad Zosią, a jego matka zeznawała przeciwko mnie w sądzie. Siedziałam na ławie oskarżonych własnego życia i słuchałam, jak wytykają mi każdy błąd: że za dużo pracuję, że jestem nerwowa, że nie umiem gotować jak prawdziwa żona.

Pewnego dnia Zosia wróciła od ojca i powiedziała:

– Babcia mówiła, że jesteś zła i dlatego tata jest smutny.

Przytuliłam ją mocno. – Córeczko, babcia się myli. Mama cię kocha najbardziej na świecie.

Po rozwodzie zostałam z niczym. Wynajęłam małe mieszkanie w Grabówku. Pracowałam na dwa etaty: rano w aptece, wieczorami sprzątałam biura w centrum Gdyni. Czasem nie miałam siły nawet zrobić kolacji.

Ale wtedy patrzyłam na Zosię i wiedziałam, że muszę być silna.

Minęły dwa lata. Dziś mam własne mieszkanie – skromne, ale nasze. Zosia ma swój pokój i biurko pod oknem. Często pytają mnie znajomi:

– Nie żałujesz?

Nie żałuję. Straciłam męża i rodzinę Tomka, ale odzyskałam siebie i spokój ducha.

Czasem spotykam Tomka na ulicy. Jest smutny, postarzały. Słyszałam od wspólnych znajomych, że jego matka sprzedała dom i wyjechała do sanatorium pod Warszawą. Tomek został sam w wynajmowanym mieszkaniu.

Ostatnio zadzwonił:

– Iwona… przepraszam… wszystko źle zrobiłem…

Nie odpowiedziałam nic. Bo czasem milczenie jest najlepszą odpowiedzią.

Dziś wiem jedno: dom można kupić za pieniądze, ale rodziny – nigdy.

Czy naprawdę warto poświęcać najbliższych dla cudzych marzeń? A może prawdziwy dom buduje się tam, gdzie jest miłość i szacunek? Co wy o tym sądzicie?