Co ona w nim odkryła po dziesięciu latach – historia, która rozdarła moją rodzinę
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a echo tego dźwięku rozniosło się po naszym ciasnym mieszkaniu na warszawskim Bródnie. Stałam w przedpokoju, z kluczami w dłoni, i czułam, jak serce wali mi w piersi tak mocno, że aż trudno było oddychać. Mój mąż, Paweł, właśnie wyszedł – trzaskając drzwiami po naszej najgorszej kłótni od lat. A ja… ja miałam w ręku list. List, który zmienił wszystko.
Nie wiem, czy to los, czy przypadek sprawił, że znalazłam go w jego kurtce. Szukałam drobnych na chleb, bo Paweł zawsze miał gdzieś pochowane monety. Zamiast tego natrafiłam na kopertę zaadresowaną do niego kobiecym pismem. „Dziękuję za wczoraj. Tęsknię. Twoja A.” – przeczytałam i świat zawirował.
Przez dziesięć lat byłam pewna, że jesteśmy zwyczajną rodziną. Może nie idealną – bo kto jest? – ale prawdziwą. Mamy córkę, Zosię, która właśnie kończy podstawówkę i syna, Michała, który od zawsze był oczkiem w głowie Pawła. Pracuję jako nauczycielka w pobliskiej szkole, Paweł jest kierowcą autobusu miejskiego. Żyjemy skromnie, ale nigdy nie brakowało nam czułości czy wsparcia. Tak myślałam.
Kiedy Paweł wrócił wieczorem do domu, czekałam na niego w kuchni. Dzieci już spały. Siedziałam przy stole z listem rozłożonym na blacie.
– Co to jest? – zapytałam cicho.
Zbladł. Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę patrzył na swoje dłonie.
– To nie tak jak myślisz…
– To jak? – przerwałam mu drżącym głosem. – Bo ja myślę, że mnie zdradzasz.
Zaczął się tłumaczyć. Że to tylko koleżanka z pracy, że nic się nie stało, że przesadzam. Ale widziałam jego oczy – nie potrafił spojrzeć mi prosto w twarz.
– Paweł… – szepnęłam. – Przysięgałeś mi wierność. Przysięgałeś być ze mną na dobre i złe.
Wtedy wybuchł:
– A ty myślisz, że mi łatwo?! Że wszystko jest takie proste?! Ty ciągle tylko dzieci, szkoła, rachunki! Ja też mam swoje życie!
Zamarłam. Nie poznawałam go. Zawsze był spokojny, opanowany. Teraz patrzyłam na obcego człowieka.
Następne dni były jak koszmar na jawie. Paweł spał na kanapie w salonie. Ja płakałam nocami do poduszki, żeby dzieci nie słyszały. Zosia zaczęła zadawać pytania:
– Mamo, dlaczego tata nie je z nami śniadania?
– Tata jest zmęczony, kochanie – kłamałam.
Ale dzieci czują więcej niż nam się wydaje. Michał przestał się odzywać do ojca. Zosia zaczęła moczyć się w nocy.
W weekend przyjechała moja mama. Od razu wyczuła napiętą atmosferę.
– Co się dzieje? – zapytała ostro.
Nie chciałam jej mówić. Ale kiedy zobaczyła moje czerwone oczy i Pawła wychodzącego z domu bez słowa, domyśliła się wszystkiego.
– On cię zdradza? – zapytała bez ogródek.
Pokiwałam głową.
– I co zamierzasz?
Nie wiedziałam. Chciałam walczyć o rodzinę, ale nie wiedziałam jak.
Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra Pawła – Anka. Zawsze miałyśmy trudne relacje. Ona uważała mnie za nudziarę z zasadami, ja ją za egoistkę myślącą tylko o sobie.
– Słuchaj – zaczęła bez przywitania – Paweł jest idiotą, ale ty też nie jesteś święta. Może gdybyś bardziej o siebie dbała…
Zatkało mnie.
– Ty naprawdę myślisz, że to moja wina?!
– Nie mówię, że twoja. Ale może oboje powinniście się zastanowić nad sobą.
Rozłączyłam się bez słowa.
W poniedziałek poszłam do pracy jak automat. Dzieciaki pytały o zadania domowe, koleżanki plotkowały o nowym dyrektorze. Ja byłam jak duch.
Po południu Paweł przyszedł wcześniej do domu. Usiadł przy stole i powiedział:
– Musimy porozmawiać.
Bałam się tego bardziej niż czegokolwiek.
– Chcę być szczery – zaczął. – Spotykam się z Agatą od pół roku. Poznałem ją w pracy. Było mi z nią łatwiej… bo nie musiałem udawać silnego faceta. Ona mnie rozumiała…
Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
– A ja? Ja cię nie rozumiem? Przez dziesięć lat byłam przy tobie! Kiedy straciłeś pracę po pandemii – to ja cię wspierałam! Kiedy zachorowała twoja matka – to ja jeździłam z tobą do szpitala!
Paweł spuścił głowę.
– Wiem… Przepraszam… Ale nie wiem już co robić.
Wybuchłam płaczem.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Rodzina Pawła zaczęła mnie unikać – jego matka przestała dzwonić, Anka pisała tylko krótkie smsy do dzieci. Moja mama próbowała mnie wspierać, ale sama była chora i nie chciałam jej dokładać zmartwień.
Najgorsze były wieczory. Siedziałam sama w kuchni i myślałam: co zrobiłam źle? Czy mogłam coś zmienić? Czy powinnam była być inną żoną?
Pewnego dnia Zosia przyszła do mnie ze łzami w oczach:
– Mamo… czy tata nas zostawi?
Objęłam ją mocno i obiecałam:
– Nigdy was nie zostawię.
Ale nie mogłam jej obiecać tego samego w imieniu Pawła.
W końcu podjęliśmy decyzję o separacji. Paweł wyprowadził się do wynajmowanego pokoju na Pradze. Dzieci płakały przez tydzień. Michał przestał chodzić na treningi piłki nożnej – bo to był ich wspólny czas z ojcem.
Moja teściowa zadzwoniła tylko raz:
– Wiesz… Paweł zawsze był słaby psychicznie… Ale ty też mogłaś mu trochę odpuścić…
Nie odpowiedziałam nic. Było mi wszystko jedno.
Po kilku miesiącach Agata przyszła do mnie do szkoły. Tak po prostu – stanęła w drzwiach pokoju nauczycielskiego i poprosiła o rozmowę.
– Pani Marto… Ja nie chciałam tego wszystkiego… Paweł mówił mi, że wasze małżeństwo już dawno się skończyło…
Patrzyłam na nią długo i milczałam.
– Czy pani go kocha? – zapytałam cicho.
Zawahała się.
– Nie wiem… Chyba nie tak jak pani…
Wróciłam do domu i długo płakałam.
Dziś minął rok od tamtego wieczoru z listem w dłoni. Dzieci powoli przyzwyczajają się do nowej rzeczywistości. Ja uczę się żyć sama ze sobą i swoimi błędami. Czasem spotykam Pawła pod blokiem – wygląda na zmęczonego i starszego niż rok temu.
Często pytam siebie: czy można wybaczyć zdradę? Czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone? Czy to ja zawiodłam jako żona… czy on jako mąż?
A może winni jesteśmy wszyscy po trochu? Co Wy o tym sądzicie?