„Nie chcę, żeby synowa zarabiała więcej ode mnie”: Odmówiłam opieki nad wnuczką i teraz nie mogę spać spokojnie
— Mamo, naprawdę nie mamy już wyjścia — głos Ani drżał przez telefon. — Michał od miesięcy nie może znaleźć pracy, a ja dostałam propozycję awansu. Ale… musiałabym wrócić do biura na pełen etat. Nie mamy nikogo do opieki nad Zosią.
Zamarłam. Stałam przy kuchennym stole, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. W oknie odbijała się moja twarz — zmęczona, zmartwiona, starsza niż pamiętałam. Przez chwilę miałam ochotę po prostu się rozpłakać.
— Aniu… — zaczęłam powoli, szukając słów. — Wiesz, że kocham Zosię nad życie, ale… Ja już nie mam tyle siły co kiedyś. Poza tym…
Nie dokończyłam. W mojej głowie kłębiły się myśli: „A jeśli Ania zacznie zarabiać więcej ode mnie? Jeśli Michał nigdy nie stanie na nogi? Czy to ja będę musiała ciągnąć całą rodzinę?” Czułam wstyd, że takie rzeczy w ogóle przychodzą mi do głowy, ale nie potrafiłam ich od siebie odgonić.
— Mamo, proszę… — Ania prawie szeptała. — To tylko kilka miesięcy. Potem może coś się zmieni…
— Nie mogę — powiedziałam w końcu twardo, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Przepraszam.
Po rozmowie długo stałam w kuchni, patrząc na zdjęcie Zosi na lodówce. Miała tam trzy lata, śmiała się szeroko, ubrana w różową sukienkę, którą sama jej uszyłam. „Babciu, kocham cię!” — słyszałam jej głos w głowie.
Wieczorem zadzwonił Michał. Jego głos był cichy, zmęczony.
— Pani Krystyno… Ja wiem, że to dla pani trudne. Ale ja naprawdę próbuję znaleźć pracę. Wysyłam CV codziennie. Nikt nie odpowiada.
— Michał, ja rozumiem… Ale ja też mam swoje życie. Mam swoje zdrowie. Nie mogę wszystkiego rzucić — odpowiedziałam chłodno.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie słowa Ani: „Nie mamy już wyjścia”. Przypomniałam sobie własną młodość — jak sama musiałam prosić moją mamę o pomoc, gdy mój mąż stracił pracę w latach 90-tych. Jak bolało mnie wtedy każde „nie”.
Następnego dnia zadzwoniła moja siostra, Teresa.
— Krystyna, co ty wyprawiasz? Dzieci cię potrzebują! — krzyczała przez telefon. — Ty zawsze byłaś dumna jak paw! Ale teraz chodzi o Zosię!
— Teresa, nie rozumiesz… Ania chce zarabiać więcej ode mnie! Michał siedzi w domu! A ja mam rzucić wszystko i niańczyć wnuczkę? To nie jest sprawiedliwe!
— A co jest sprawiedliwe? Że twoja wnuczka będzie siedzieć sama w domu albo pójdzie do obcych ludzi? Ty naprawdę tego chcesz?
Rozłączyłam się bez słowa. Przez kolejne dni unikałam telefonu od Ani i Michała. Udawałam przed sąsiadkami, że wszystko jest w porządku. Ale w środku czułam się coraz gorzej.
W piątek wieczorem przyszła do mnie sąsiadka Basia.
— Krystynko, słyszałam… Wiesz, ja bym dała wszystko, żeby mieć wnuki blisko siebie. Moja córka mieszka w Anglii i widuję wnuki raz na rok…
Popatrzyłam na nią i nagle poczułam falę żalu i samotności.
— Basia… Ja się boję. Boję się, że jak Ania zacznie zarabiać więcej ode mnie, to już przestanę być potrzebna. Że Michał nigdy nie stanie na nogi i wszystko spadnie na mnie…
Basia uśmiechnęła się smutno.
— Krystyna, dzieci dorastają i idą swoją drogą. Ale miłość do wnuków zostaje na zawsze. Nie bój się być potrzebna.
Tej nocy śniła mi się Zosia — płakała i wołała mnie po imieniu. Obudziłam się zlana potem.
W sobotę rano zadzwoniła Ania.
— Mamo… Znalazłam opiekunkę dla Zosi. Będzie nas to kosztować prawie całą moją pensję, ale nie mamy wyjścia.
Słuchałam jej głosu i czułam się jak najgorsza matka na świecie.
— Aniu… Przepraszam cię. Może powinnam była inaczej to rozegrać…
— Już trudno, mamo. Musimy sobie radzić sami.
Po tej rozmowie długo płakałam przy kuchennym stole. Patrzyłam na zdjęcie Zosi i zastanawiałam się: czy naprawdę duma jest ważniejsza od rodziny? Czy moje lęki usprawiedliwiają to, że zostawiłam dzieci same?
Może jestem już za stara na zmiany? A może to właśnie teraz powinnam pokazać, że rodzina jest najważniejsza?
Czy wy też kiedyś baliście się pomóc bliskim przez własne lęki? Czy można naprawić taką decyzję?