Sprzedamy dom, a mamę przygarniemy – historia niespełnionej obietnicy
– Wojtek, słyszysz mnie w ogóle? – głos Bogny przebił się przez moje myśli jak ostrze przez cienką taflę lodu. Siedziałem przy kuchennym stole, trzymając w dłoni kubek z kawą, która już dawno wystygła. Za oknem wschodzące słońce rozlewało się po pustym ogrodzie, a ja czułem, jak coś we mnie pęka.
– Tak, słyszę – odpowiedziałem mechanicznie, choć nie miałem pojęcia, o czym mówiła przez ostatnie kilka minut. Myśli krążyły wokół jednego: dziś muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć jej, że sprzedajemy dom. Nasz dom. Dom mojego dzieciństwa.
Bogna postawiła przede mną talerz z jajecznicą. – Musimy się spieszyć, pamiętaj, że dziś przychodzą ci ludzie od nieruchomości. I jeszcze musisz zadzwonić do swojej matki. – Jej głos był twardy, nie znosił sprzeciwu.
Wiedziałem, że nie chodzi tylko o pieniądze. Od miesięcy powtarzała, że nie damy rady opiekować się mamą na odległość, że jej stan się pogarsza, że powinniśmy ją przygarnąć do siebie. Ale ja… Ja obiecałem ojcu na łożu śmierci, że dom zostanie w rodzinie. Że nie pozwolę go sprzedać. Że będę się opiekował mamą tak, jak on by tego chciał.
– Wojtek, nie możemy już dłużej czekać. Twój brat nawet nie odbiera telefonów. Wszystko jest na twojej głowie – Bogna mówiła dalej, wycierając ręce w ścierkę. – Jeśli nie sprzedamy teraz, potem będzie jeszcze trudniej.
Patrzyłem na nią i czułem narastającą złość. Nie na nią – na siebie. Na brata, który uciekł do Anglii i od lat udaje, że nie ma problemu. Na mamę, która coraz częściej zapominała moje imię. Na ojca, który zostawił mi ten ciężar.
Telefon zadzwonił nagle, przeszywając ciszę kuchni. Spojrzałem na wyświetlacz: „Mama”.
– Halo? – odezwałem się cicho.
– Wojtusiu… – głos mamy był słaby, jakby dochodził z innego świata. – Czy to dziś przyjedziesz?
Zacisnąłem powieki. – Tak, mamo. Dziś przyjadę.
– A tata? – zapytała nagle, a ja poczułem ukłucie w sercu.
– Tata… Tata już nie wróci, mamo.
– Ach tak… – westchnęła cicho. – To może chociaż posiedzimy razem w ogrodzie?
Obiecałem jej to. Obiecałem sobie, że nigdy jej nie zostawię samej w tym domu pełnym wspomnień. A teraz miałem jej powiedzieć, że wszystko się zmienia.
Po pracy pojechałem do niej sam. Dom stał na końcu wsi, otoczony starymi jabłoniami i dzikim bzem. Każdy krok po skrzypiącej podłodze bolał mnie bardziej niż poprzedni. Mama siedziała w fotelu przy oknie, patrząc na ogród.
– Wojtusiu… – uśmiechnęła się blado. – Pamiętasz, jak sadziliśmy te jabłonie?
Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem. Pachniała mydłem i starym domem.
– Pamiętam wszystko, mamo.
Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu. W końcu zebrałem się na odwagę.
– Mamo… Musimy porozmawiać o domu.
Spojrzała na mnie z niepokojem.
– Coś się stało?
– Chcemy… Chcemy sprzedać dom i zabrać cię do nas. Będziemy razem, będziemy mogli się tobą opiekować.
Widziałem łzy w jej oczach. Próbowała je ukryć, odwracając wzrok.
– A ogród? A pokój taty? A twoje dzieciństwo?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czułem się jak zdrajca.
– Mamo… Nie dam rady sam wszystkiego utrzymać. Bogna też się martwi…
Przerwała mi gestem dłoni.
– Rozumiem… Tak trzeba…
Ale wiedziałem, że nie rozumie. Że serce jej pęka tak samo jak moje.
Wieczorem wróciłem do domu i usiadłem przy stole z Bogną.
– I co? – zapytała bez emocji.
– Zgodziła się…
Bogna tylko skinęła głową i zaczęła planować remont pokoju dla mamy. Ja patrzyłem na nią i czułem rosnącą pustkę.
Kilka dni później przyszli ludzie od nieruchomości. Chodzili po pokojach z obcymi butami, zaglądali do szafek, robili zdjęcia. Mama siedziała w kuchni i patrzyła przez okno na ogród.
– Wojtusiu… Czy mogę jeszcze raz przejść się po domu? – zapytała cicho.
Prowadziłem ją przez każdy pokój: salon z kominkiem, gdzie zimą graliśmy w szachy; sypialnię rodziców; mój dawny pokój pełen książek i starych zabawek; strych pachnący kurzem i wspomnieniami.
W pewnym momencie zatrzymała się przy drzwiach wejściowych.
– Obiecałeś tacie…
Zacisnąłem pięści tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
– Wiem… Przepraszam, mamo.
Nie odpowiedziała nic więcej. Tylko pogładziła mnie po policzku i wyszła na ganek.
Ostatniej nocy przed przeprowadzką nie mogłem zasnąć. Siedziałem na łóżku i patrzyłem na sufit. W głowie słyszałem głos ojca: „Dom to nie tylko ściany i dach. To ludzie”.
Ale czy naprawdę? Czy można zabrać ze sobą dom do bloku w mieście? Czy można zachować wspomnienia bez tych wszystkich rzeczy?
Mama zamieszkała z nami tydzień później. Bogna starała się być miła, ale widziałem jej zmęczenie i irytację każdym nowym obowiązkiem. Dzieci narzekały na brak miejsca i hałas telewizora w nocy. Ja coraz częściej zamykałem się w sobie.
Pewnego wieczoru usiadłem z mamą na balkonie.
– Dobrze ci tu? – zapytałem niepewnie.
Uśmiechnęła się smutno.
– Dobrze… Ale tęsknię za domem.
Milczeliśmy długo. W końcu zapytała:
– Wojtusiu… Czy zrobiłeś dobrze?
Nie potrafiłem odpowiedzieć.
Czasami zastanawiam się: czy można dotrzymać wszystkich obietnic? Czy życie zawsze musi być wyborem między tym, co słuszne dla nas, a tym, co słuszne dla innych? Może dom to naprawdę tylko ludzie… Ale dlaczego wtedy czuję się tak pusty?