Dwojaka natura przyjaciółki: olśniewająca, a czasem urocza. Historia o zdradzie, rodzinnych sekretach i przebaczeniu
Już od progu czułam, że coś jest nie tak. Drzwi do mieszkania mojej przyjaciółki, Magdy Kaczmarek, były uchylone, a z wnętrza dobiegały podniesione głosy. Zanim zdążyłam zapukać, usłyszałam: — Nie będziesz mi mówić, jak mam żyć! — wrzasnęła Magda. — To moje życie, rozumiesz? Moje!
Weszłam bez słowa. W kuchni stała Magda, z twarzą czerwoną od gniewu, a naprzeciw niej jej matka, pani Kaczmarek, z zaciśniętymi ustami. Zamarły na mój widok.
— Przepraszam… — zaczęłam niepewnie.
— Dobrze, że jesteś — syknęła Magda. — Może ty jej wytłumaczysz, że nie jestem już dzieckiem!
Matka spojrzała na mnie z nadzieją. — Może ty przemówisz jej do rozsądku? — powiedziała cicho. — Bo ja już nie mam siły.
Tak wyglądało moje pierwsze spotkanie z rodziną Magdy po latach. Byłyśmy nierozłączne od podstawówki, ale po maturze nasze drogi się rozeszły. Ja wyjechałam na studia do Warszawy, ona została w rodzinnym Poznaniu. Przez lata pisałyśmy do siebie, dzwoniłyśmy, ale coś się zmieniło. Magda była coraz bardziej zamknięta w sobie, coraz częściej narzekała na matkę i młodszą siostrę, Kingę.
Tamtego dnia wróciłam do Poznania na pogrzeb mojego ojca. Magda była pierwszą osobą, która zadzwoniła z kondolencjami. Zaprosiła mnie do siebie na nocleg. Nie spodziewałam się jednak, że wpadnę w sam środek rodzinnej burzy.
Wieczorem usiadłyśmy w jej pokoju przy winie. — Wiesz, co jest najgorsze? — zaczęła Magda. — Że oni wszyscy chcą mnie kontrolować. Mama, Kinga… Nawet ojciec zza grobu potrafi mi zatruć życie! Zostawił testament i wszystko zapisał Kindze! Nawet nie próbował ukryć, że mnie nie kochał.
— Może miał powód? — zapytałam ostrożnie.
Magda spojrzała na mnie spode łba. — Ty też jesteś przeciwko mnie? Myślałam, że chociaż ty mnie rozumiesz.
Zamilkłam. Pamiętałam jej ojca jako surowego człowieka, ale nigdy nie widziałam w nim tyrana. Magda była zawsze tą zbuntowaną – z papierosem w ustach, z paznokciami pomalowanymi na czarno, z ironicznym uśmiechem.
— A Kinga? — zapytałam po chwili.
Magda wzruszyła ramionami. — Kinga to świętoszek. Zawsze grzeczna, zawsze posłuszna. Ale to ona donosiła na mnie rodzicom! Myślisz, że nie wiem?
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam łzy w oczach Magdy. Przez chwilę była znowu tą dziewczynką z podstawówki, która bała się ciemności i chowała się za mną na szkolnym korytarzu.
— Przepraszam — wyszeptała nagle. — Nie powinnam się tak wyżywać na tobie.
Przytuliłam ją mocno. — Jestem tu dla ciebie — powiedziałam szczerze.
Następnego dnia rano obudził mnie hałas w kuchni. Zeszłam na dół i zobaczyłam Magdę i Kingę kłócące się o… kubek do kawy.
— To mój ulubiony! — krzyczała Kinga.
— A co mnie to obchodzi? — odparowała Magda.
Weszłam między nie i próbowałam załagodzić sytuację.
— Dziewczyny…
Obie spojrzały na mnie jak na intruza.
— Ty się nie wtrącaj! — syknęła Magda.
Poczułam się jak piąte koło u wozu. Chciałam pomóc, ale czułam się coraz bardziej obco w tym domu pełnym niedopowiedzeń i żalu.
Wieczorem poszłyśmy z Magdą na spacer nad Wartę. Siedziałyśmy na ławce i patrzyłyśmy na odbijające się w wodzie światła miasta.
— Wiesz… czasem myślę, że lepiej byłoby wyjechać stąd na zawsze — powiedziała nagle Magda. — Zacząć od nowa gdzieś daleko. Bez tej rodziny, bez przeszłości.
— A ja myślę, że uciekając przed przeszłością, zabierasz ją ze sobą — odpowiedziałam cicho.
Magda spojrzała na mnie z wyrzutem. — Łatwo ci mówić! Ty miałaś normalną rodzinę!
Chciałam zaprzeczyć, ale przypomniałam sobie własne rodzinne dramaty – ojca alkoholika, matkę wiecznie niezadowoloną z życia…
— Każdy ma swoje demony — powiedziałam tylko.
Wróciłyśmy do domu w milczeniu.
Kilka dni później wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko. Był piątek wieczór. Siedziałyśmy z Magdą w jej pokoju, gdy nagle do środka wpadła Kinga z płaczem.
— To twoja wina! — krzyczała do Magdy. — Przez ciebie mama jest w szpitalu!
Zamarłyśmy obie.
— Co się stało?!
Kinga szlochała tak mocno, że trudno było ją zrozumieć.
— Mama miała atak serca… Lekarz powiedział, że to przez stres…
Magda pobladła jak ściana. Bez słowa wybiegła z domu.
Pojechałyśmy razem do szpitala. Pani Kaczmarek leżała pod kroplówką, blada i słaba. Gdy zobaczyła Magdę, odwróciła wzrok.
— Mamo… przepraszam…
Cisza była gęsta jak mgła nad Wartą.
Wyszłam na korytarz zostawiając je same. Po chwili dołączyła do mnie Kinga.
— Wiesz… ona zawsze była ulubienicą mamy — powiedziała cicho. — Ale odkąd tata umarł… wszystko się posypało.
Spojrzałam na nią uważnie.
— Myślisz, że jeszcze mogą się pogodzić?
Kinga wzruszyła ramionami ze łzami w oczach.
Po powrocie do domu Magda zamknęła się w swoim pokoju i nie wychodziła przez dwa dni. Próbowałam do niej dotrzeć – bez skutku.
Trzeciego dnia przyszła do mnie wieczorem.
— Wiesz… chyba muszę wyjechać — powiedziała cicho. — Do Warszawy. Może tam znajdę spokój.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Bałam się ją stracić – mimo wszystko była moją najbliższą osobą.
Wyjechała tydzień później bez pożegnania z rodziną.
Mijały miesiące. Pisałyśmy do siebie coraz rzadziej. Ja wróciłam do Warszawy i próbowałam poukładać własne życie po śmierci ojca. Magda znalazła pracę w kawiarni na Mokotowie i wynajęła pokój u starszej pani.
Pewnego dnia zadzwonił telefon.
— Muszę ci coś powiedzieć — odezwał się głos Kingi po drugiej stronie słuchawki.
Zamarłam ze zdziwienia – nigdy wcześniej nie dzwoniła do mnie sama z siebie.
— Chodzi o Magdę…
Serce mi stanęło.
— Co się stało?
— Ona… ona jest w szpitalu. Próbowała się zabić…
Zamarłam z przerażenia. Natychmiast rzuciłam wszystko i pojechałam do Warszawy.
Magda leżała blada i wychudzona na szpitalnym łóżku. Gdy mnie zobaczyła, odwróciła wzrok.
— Po co tu przyszłaś? — wyszeptała słabo.
Usiadłam przy niej i złapałam ją za rękę.
— Bo cię kocham jak siostrę! Nie możesz tak po prostu odejść!
Łzy popłynęły jej po policzkach.
— Wszystko zepsułam…
Siedziałam przy niej całą noc. Rano przyszła Kinga z matką – obie zapłakane i zmęczone.
Wtedy wydarzył się cud – matka Magdy uklękła przy łóżku córki i pierwszy raz od lat objęły się we trzy: matka i dwie siostry.
Po wyjściu ze szpitala Magda zamieszkała ze mną przez kilka miesięcy. Powoli odbudowywałyśmy naszą przyjaźń – już inną niż dawniej: mniej beztroską, bardziej świadomą kruchości życia i więzi rodzinnych.
Dziś minęło już kilka lat od tamtych wydarzeń. Magda wróciła do Poznania – pogodziła się z matką i Kingą. Ja założyłam własną rodzinę w Warszawie, ale nasza przyjaźń przetrwała wszystko: zdrady, sekrety i ból dorastania.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć wszystko? Czy rodzina to tylko więzy krwi – czy może coś znacznie więcej? Jak myślicie?