Gorzka słodycz rodzinnych sekretów: Moja droga przez piekło do przebaczenia
– Znowu wrócił pijany. – Szept mojej mamy rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon, choć starała się mówić cicho. Siedziałam skulona pod stołem, ściskając w dłoniach kawałek starego koca. Miałam wtedy dziewięć lat i już wiedziałam, że noc nie przyniesie snu.
Ojciec wszedł do mieszkania, trzaskając drzwiami. – Gdzie jest obiad?! – wrzasnął, a ja poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Mama nie odpowiedziała. Stała przy zlewie, z opuszczonymi ramionami, jakby każda kość w jej ciele ważyła tonę. – Zofia, idź do pokoju – powiedziała cicho. Posłuchałam, choć wiedziałam, że ściany i tak nie ochronią mnie przed krzykami.
Tak wyglądało moje dzieciństwo. Mama – nauczycielka polskiego w miejscowej szkole, zawsze elegancka i opanowana przed innymi, w domu była cieniem samej siebie. Ojciec – kiedyś szanowany mechanik, potem już tylko „ten pijak z bloku”. Każdy dzień był walką o przetrwanie, o odrobinę spokoju.
W szkole byłam prymuską. Uczyłam się na pamięć wierszy Szymborskiej i Mickiewicza, bo tylko słowa dawały mi schronienie. Nauczyciele chwalili mnie, koleżanki zazdrościły ocen, ale nikt nie wiedział, że codziennie boję się wracać do domu. Czasem marzyłam, że ktoś mnie stamtąd zabierze – może ciocia Basia z Gdańska? Ale ona przyjeżdżała tylko na święta i zawsze mówiła: „Zosiu, musisz być silna dla mamy”.
Najgorsze były święta. Ojciec obiecywał poprawę, a potem znikał na całe dnie. Mama płakała po kątach, a ja udawałam przed rodziną, że wszystko jest w porządku. Kiedyś usłyszałam rozmowę dorosłych:
– Może powinna go zostawić?
– A gdzie pójdzie z dzieckiem? Przecież nie ma nikogo.
Wtedy po raz pierwszy poczułam gniew. Dlaczego nikt nie chce nam pomóc? Dlaczego wszyscy udają, że nic się nie dzieje?
Gdy miałam szesnaście lat, ojciec przestał wracać do domu na noce. Mama zaczęła pracować na dwie zmiany. Ja gotowałam obiady, sprzątałam i opiekowałam się młodszym bratem – Michałem. Michał był inny niż ja: zamknięty w sobie, często płakał bez powodu. Widział więcej niż chciał.
Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię rodziców przez cienką ścianę:
– To twoja wina! – krzyczał ojciec.
– Moja? Ty piłeś! Ty nas zostawiłeś!
– Bo nie mogłem już tego znieść!
Wtedy zrozumiałam, że dorośli też są zagubieni. Że mama nie jest tylko ofiarą, a ojciec nie jest tylko katem. Ale czy to coś zmieniało?
Po maturze dostałam się na polonistykę w Warszawie. Wyjechałam z ulgą i poczuciem winy jednocześnie – zostawiałam mamę i Michała samych z demonami. W nowym mieście próbowałam zacząć od nowa. Poznałam Pawła – studenta prawa z Pragi Południe. Był czuły, opiekuńczy… przez chwilę wierzyłam, że mogę być szczęśliwa.
Ale przeszłość wracała nocami. Bałam się głośnych dźwięków, unikałam alkoholu jak ognia. Paweł nie rozumiał moich lęków:
– Przecież jesteś już dorosła! Po co wracasz do tych wspomnień?
– Bo one wracają do mnie – odpowiadałam szeptem.
Po trzech latach rozstaliśmy się. Paweł powiedział: „Nie potrafię cię naprawić”.
Wróciłam do rodzinnego miasta na pogrzeb ojca. Zmarł samotnie w wynajmowanym pokoju na obrzeżach miasta. Widziałam go ostatni raz kilka miesięcy wcześniej – był wychudzony, zarośnięty, patrzył na mnie jak na obcą osobę.
– Przepraszam… – wyszeptał wtedy.
Nie odpowiedziałam.
Na pogrzebie mama trzymała mnie za rękę tak mocno, że aż bolało. Michał stał z boku i patrzył w ziemię.
Po wszystkim usiedliśmy w kuchni przy herbacie.
– Myślisz… myślisz, że on nas kochał? – zapytała mama.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Po śmierci ojca mama zaczęła chorować. Michał wyjechał do Anglii za pracą i kontakt się urwał. Zostałam sama w pustym mieszkaniu pełnym wspomnień.
Zaczęłam pisać pamiętnik. Każda strona była jak rana – otwierała stare blizny, ale też pozwalała je oczyścić. Pisałam o strachu, o gniewie do ojca… ale też o tęsknocie za nim. Czy można tęsknić za kimś, kto cię skrzywdził?
Pewnego dnia znalazłam listy mamy do babci – nigdy ich nie wysłała. Pisała w nich o swoim strachu, o samotności i o tym, jak bardzo mnie kocha.
„Zosieńka jest moją siłą” – napisała w jednym z listów.
Poczułam wtedy coś dziwnego… współczucie dla niej i dla siebie samej.
Dziś mam trzydzieści pięć lat. Pracuję jako nauczycielka polskiego w tej samej szkole co mama kiedyś. Często patrzę na dzieciaki i zastanawiam się, ile z nich nosi w sobie podobne tajemnice jak ja kiedyś.
Czasem odwiedzam grób ojca. Stoję tam długo i mówię szeptem:
– Przebaczam ci…
Nie wiem, czy to prawda. Ale próbuję.
Czy można wybaczyć tym, którzy najbardziej nas skrzywdzili? Czy przebaczenie to dar dla nich… czy dla nas samych?