Gdybyś nie rozpieściła swojej córki, wciąż bylibyście razem – Historia matki, która straciła rodzinę przez własne błędy

– Gdybyś nie rozpieściła swojej córki, wciąż bylibyście razem – usłyszałam od teściowej, kiedy po raz pierwszy odważyłam się przyjść do niej po radę. Jej słowa były jak policzek. Stałam w kuchni, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, a łzy napływały mi do oczu.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież wszystko robiłam dla Julii najlepiej, jak umiałam. Od zawsze powtarzałam sobie: „Nie będziesz taka jak twoja matka. Nie będziesz krzyczeć, karać, zabraniać. Twoje dziecko będzie miało wolność.”

Ale czy to była wolność, czy raczej samowola?

Pamiętam ten dzień, kiedy Julia wróciła do domu z pierwszą jedynką z matematyki. Usiadła przy stole, rzuciła plecak na podłogę i spojrzała na mnie wyzywająco:

– I co teraz? Zabierzesz mi telefon? – zapytała z przekąsem.

– Nie, kochanie. Porozmawiamy o tym, co się stało – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku aż gotowałam się ze złości.

Mój mąż, Tomek, patrzył na mnie wtedy z niedowierzaniem:

– Anka, ona ci wejdzie na głowę! – syknął wieczorem, kiedy Julia już spała.

– Tomek, nie chcę być jak moja matka. Pamiętasz, jak mnie traktowała? Ciągle tylko zakazy i kary. Nie chcę tego dla Julii.

Tomek pokręcił głową i wyszedł z pokoju. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to początek końca.

Z czasem Julia zaczęła coraz bardziej testować granice. Najpierw niewinne kłamstwa – że była u koleżanki, a tak naprawdę włóczyła się po galerii handlowej. Potem wagary. A ja? Tłumaczyłam sobie: „To tylko faza. Przejdzie jej.”

Ale nie przeszło.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni:

– Pani Anno, musimy porozmawiać o Julii. Ma coraz gorsze oceny i zachowanie. Czy wszystko w domu w porządku?

Zacisnęłam zęby.

– Tak, wszystko dobrze. Po prostu dorasta.

Wtedy jeszcze wierzyłam, że mam rację.

Tomek coraz częściej wracał do domu późno. Unikał rozmów o Julii. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, tylko wzdychał:

– Ty ją wychowujesz, to twoja sprawa.

Czułam się coraz bardziej samotna. Julia przestała mnie słuchać. Zamykała się w swoim pokoju, trzaskała drzwiami. Czasem wracała późno w nocy. Bałam się o nią, ale nie umiałam już nad nią zapanować.

Pewnego wieczoru Tomek spakował walizkę.

– Nie mogę tak żyć – powiedział cicho. – Próbowałem ci pomóc, ale nie słuchasz nikogo poza sobą.

Stałam jak sparaliżowana.

– Tomek… Proszę…

– Przepraszam – wyszeptał i wyszedł.

Julia nawet nie wyszła ze swojego pokoju.

Przez kilka dni chodziłam jak we śnie. Dzwoniłam do Tomka, błagałam go o powrót. On tylko powtarzał:

– Musisz coś zmienić.

Ale co miałam zmienić? Przecież chciałam tylko dobrze!

W końcu poszłam do teściowej. Może ona będzie wiedziała, co robić.

– Gdybyś nie rozpieściła swojej córki, wciąż bylibyście razem – powiedziała bez cienia współczucia.

Wróciłam do pustego mieszkania i usiadłam na kanapie. Julia przyszła późno w nocy.

– Gdzie byłaś? – zapytałam cicho.

– U znajomych – rzuciła bez emocji.

– Martwię się o ciebie…

– Nie musisz – odpowiedziała i zamknęła się w pokoju.

Zaczęłam szukać pomocy u psychologa. Chodziłam na spotkania dla samotnych matek. Słuchałam historii innych kobiet i czułam się coraz bardziej winna.

Pewnego dnia Julia wróciła do domu zapłakana.

– Mamo… – szepnęła i wtuliła się we mnie jak małe dziecko. – Zawiodłam cię…

Objęłam ją mocno.

– Nigdy mnie nie zawiodłaś – powiedziałam przez łzy. – Ale musimy coś zmienić. Razem.

Zaczęłyśmy chodzić na terapię rodzinną. Było ciężko. Musiałam nauczyć się stawiać granice – coś, czego nigdy wcześniej nie potrafiłam.

Julia buntowała się jeszcze długo. Ale powoli zaczynałyśmy się dogadywać. Tomek odwiedzał nas czasem, rozmawiał z Julią. Widziałam w jego oczach cień nadziei.

Dziś mieszkam sama. Julia studiuje w innym mieście. Tomek ułożył sobie życie z kimś innym.

Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę bycie „nowoczesną” matką oznacza brak zasad?

Może czasem trzeba umieć powiedzieć „nie”, nawet jeśli serce pęka?

A wy? Czy mieliście kiedyś poczucie winy za sposób wychowania własnych dzieci? Czy można naprawić błędy przeszłości?