Sąsiedzi powiedzieli mi, że mój mąż przyprowadza do domu inną kobietę. Co mam zrobić?

– Aniu, musisz wiedzieć… – głos pani Haliny zza ściany był cichy, ale stanowczy. – Wczoraj znowu widziałam tę kobietę. Weszła z Markiem do waszego mieszkania, kiedy ciebie nie było.

Zamarłam. Stałam w przedpokoju z torbą zakupów w ręku, a w głowie miałam tylko jedno: „To niemożliwe”. Przecież Marek nigdy nie dał mi powodu do niepokoju. Byliśmy razem od dziesięciu lat, przeszliśmy przez tyle trudnych chwil – śmierć mojego ojca, jego utratę pracy, moje poronienie… Zawsze byliśmy razem. A teraz? Czy naprawdę miałabym uwierzyć sąsiadce?

Ale to nie była tylko pani Halina. Następnego dnia spotkałam pana Zbyszka na klatce.

– Pani Aniu, przepraszam, że się wtrącam, ale… Ostatnio często widuję u was młodą brunetkę. Z Markiem. Zawsze wychodzą razem, śmieją się…

Wróciłam do mieszkania, rzuciłam torbę na podłogę i usiadłam na kanapie. Czułam się jak bohaterka taniego serialu. Przecież to nie mogło dziać się naprawdę. Zaczęłam analizować ostatnie tygodnie: Marek coraz częściej wracał późno z pracy, był rozkojarzony, unikał rozmów o przyszłości. Kiedy pytałam, mówił tylko: „Dużo roboty w biurze”.

Wieczorem Marek wrócił jak zwykle po dwudziestej. Usiadł przy stole i zaczął przeglądać telefon.

– Marek… – zaczęłam niepewnie.
– Tak?
– Kto to jest ta brunetka, z którą ostatnio cię widują sąsiedzi?

Zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie z niedowierzaniem, potem odłożył telefon i westchnął.

– Aniu, to koleżanka z pracy. Pomagam jej w przeprowadzce. Ma ciężką sytuację rodzinną.

Chciałam mu uwierzyć. Naprawdę chciałam. Ale coś w jego głosie było inne – jakby sam nie wierzył w to, co mówi.

Następne dni były dla mnie koszmarem. Każdy dźwięk na klatce schodowej sprawiał, że serce podskakiwało mi do gardła. Zaczęłam sprawdzać jego rzeczy – szukałam dowodów zdrady, wiadomości w telefonie, paragonów z restauracji. Nic nie znalazłam. Ale niepokój nie znikał.

W weekend pojechaliśmy do mojej mamy na obiad. Marek był spięty, mało mówił. Mama spojrzała na mnie pytająco, ale tylko pokręciłam głową. Nie chciałam jej martwić.

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra.

– Anka, co się dzieje? Wyglądałaś jakbyś miała zaraz wybuchnąć płaczem.

Opowiedziałam jej wszystko. O sąsiadach, o Marku, o tej kobiecie.

– Musisz z nim porozmawiać szczerze – powiedziała stanowczo. – Albo się przyzna, albo dowiesz się prawdy inaczej.

Postanowiłam działać. Następnego dnia poprosiłam koleżankę z pracy, Kasię, żeby podjechała pod blok i sprawdziła, czy ktoś wychodzi z naszego mieszkania, kiedy mnie nie ma. Po południu zadzwoniła:

– Anka… Właśnie wyszli razem. Twój mąż i jakaś dziewczyna. Wsiedli do jego samochodu.

Poczułam się zdradzona jak nigdy dotąd. Wieczorem czekałam na Marka z duszą na ramieniu.

– Marek, musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
– O czym?
– O tej kobiecie. Widziałam was razem. Sąsiedzi też widzieli.

Marek spuścił wzrok.

– Aniu… To nie jest tak, jak myślisz.
– To powiedz mi jak jest! – krzyknęłam przez łzy.

Przez chwilę milczał, potem usiadł obok mnie i zaczął mówić:

– To córka mojego kolegi z pracy. Jej matka jest w szpitalu, ojciec wyjechał za granicę za pracą. Pomagam jej ogarnąć sprawy w Warszawie… Nie chciałem ci mówić, bo wiedziałem, że się zdenerwujesz.

Nie wiedziałam już, co myśleć. Czy to prawda? Czy tylko kolejna wymówka? Patrzyłam na niego i widziałam człowieka, którego kocham – ale też kogoś obcego.

Przez kolejne dni próbowałam żyć normalnie, ale wszystko się zmieniło. Każda rozmowa była napięta, każde spojrzenie pełne podejrzeń. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o pranie, o rachunki, o to kto wyprowadzi psa.

Pewnego wieczoru usiadłam sama w kuchni i zaczęłam płakać. Zadzwoniła mama:

– Córeczko… Nie możesz żyć w takim napięciu. Albo mu ufasz, albo musisz odejść.

Ale jak odejść po tylu latach? Jak zaufać komuś na nowo?

Marek próbował mnie przekonać do swojej wersji wydarzeń – pokazał mi nawet wiadomości od tej dziewczyny i jej ojca. Ale ja już byłam inna: podejrzliwa, zamknięta w sobie.

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na blok naprzeciwko. Wiem jedno: nawet jeśli Marek mówi prawdę, coś między nami pękło. Zaufanie jest jak szkło – raz rozbite nigdy nie będzie takie samo.

Czy można jeszcze odbudować to, co straciliśmy? Czy wy bylibyście w stanie zaufać po czymś takim?