Czekaj na mnie – powrót Dawida do rodzinnego miasta
Czekaj na mnie – te słowa powtarzałem w myślach przez całą drogę, patrząc przez brudne okno pociągu. Dawid, wracasz do domu – mówiłem sobie, choć nie byłem pewien, czy to jeszcze mój dom. Kiedy pociąg zatrzymał się na peronie, wysiadłem i wciągnąłem głęboko powietrze. W rodzinnym mieście nawet powietrze było inne niż gdziekolwiek indziej na świecie. Pachniało wilgotną ziemią, kurzem i czymś jeszcze – może wspomnieniami? Przez chwilę stałem nieruchomo, jakbym chciał wchłonąć w siebie cały ten zapach dzieciństwa.
Przeszedłem przez znajome ulice, wypatrując najmniejszych zmian. Tu sklepik pani Zosi, tam ławka, na której pierwszy raz pocałowałem Magdę. Wszystko wydawało się mniejsze, jakby czas skurczył przestrzeń mojego dzieciństwa. W końcu dotarłem na nasze podwórko otoczone czterema ceglanymi blokami – dwa długie, dwa krótkie. Dzieci grały w piłkę, a starsi siedzieli na ławkach, komentując świat. Przez chwilę miałem ochotę podejść do nich i zapytać: „Pamiętacie Dawida?” Ale wiedziałem, że nie muszę – tutaj pamięta się wszystko.
Wszedłem do klatki schodowej. Drzwi do mieszkania rodziców były takie same jak zawsze, tylko farba bardziej odpryśnięta. Zanim zdążyłem zapukać, usłyszałem głosy zza drzwi.
– Mówię ci, wróci tylko po to, żeby namieszać – głos ojca był ostry jak brzytwa.
– Daj mu szansę, Stefan. To nasz syn – odpowiedziała mama cicho, prawie szeptem.
Zamarłem. Nagle poczułem się jak intruz we własnym domu. Zebrałem się jednak na odwagę i zapukałem. Drzwi otworzyła mama. Jej oczy były czerwone od płaczu, ale uśmiechnęła się przez łzy.
– Dawid… – wyszeptała i przytuliła mnie mocno.
Ojciec stał w głębi przedpokoju, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Patrzył na mnie surowo.
– No to jesteś. Czego chcesz? – zapytał bez cienia ciepła w głosie.
– Chciałem… wrócić na chwilę. Zobaczyć was. Zobaczyć Magdę… – odpowiedziałem niepewnie.
Ojciec prychnął.
– Magda już dawno ułożyła sobie życie. Ty wybrałeś świat zamiast nas wszystkich.
Mama spojrzała na mnie błagalnie, jakby chciała mnie ochronić przed słowami ojca.
– Stefan, proszę cię…
– Niech powie, po co wrócił! – nie ustępował ojciec.
Zacisnąłem pięści. Przez lata próbowałem zapomnieć o tym spojrzeniu pełnym rozczarowania. O tym, jak wyjechałem do Warszawy za marzeniami, zostawiając wszystko i wszystkich. O tym, jak nie wróciłem nawet na pogrzeb babci, bo miałem ważny projekt w pracy.
– Przepraszam – powiedziałem cicho. – Chciałem tylko… spróbować naprawić to, co zepsułem.
Ojciec odwrócił wzrok.
Wieczorem siedziałem z mamą w kuchni. Parzyła herbatę i patrzyła na mnie z troską.
– Dawidku, życie nie jest czarno-białe. Twój ojciec tęsknił za tobą bardziej niż myślisz. Ale nie umie tego powiedzieć.
– A Magda? – zapytałem nieśmiało.
Mama westchnęła.
– Mieszka niedaleko. Ma synka, mąż często wyjeżdża za granicę. Czasem przychodzi do mnie na herbatę. Myślę… myślę, że chciałaby cię zobaczyć.
Następnego dnia zebrałem się na odwagę i poszedłem pod jej blok. Stałem pod drzwiami dłuższą chwilę, zanim zadzwoniłem domofonem.
– Słucham? – usłyszałem jej głos i serce zabiło mi mocniej.
– To ja… Dawid.
Cisza po drugiej stronie trwała wieczność.
– Wejdź – powiedziała w końcu.
Magda otworzyła drzwi i przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słów. Była taka sama jak kiedyś, tylko oczy miała smutniejsze.
– Dawid… Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
– Też tak myślałem – odpowiedziałem szczerze.
Usiedliśmy w kuchni przy herbacie. Jej synek bawił się klockami w pokoju obok.
– Dlaczego wróciłeś? – zapytała cicho.
– Nie wiem… Może żeby zrozumieć siebie? Może żeby przeprosić?
Magda spojrzała na mnie uważnie.
– Wiesz, długo miałam do ciebie żal. Ale potem zrozumiałam, że każdy ma prawo szukać swojego szczęścia. Tylko czasem to szczęście kosztuje więcej niż myślimy…
Zamilkliśmy oboje. W powietrzu wisiały niewypowiedziane słowa i dawne marzenia.
Kiedy wychodziłem, Magda zatrzymała mnie w drzwiach.
– Dawid… Czasem lepiej wrócić późno niż nigdy. Ale nie oczekuj, że wszystko będzie jak dawniej.
Wróciłem do mieszkania rodziców późnym wieczorem. Ojciec siedział sam w kuchni i patrzył przez okno na ciemne podwórko.
– Siadaj – powiedział bez emocji.
Usiadłem naprzeciwko niego. Przez chwilę milczeliśmy.
– Wiesz… kiedy wyjechałeś, myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę – zaczął cicho ojciec. – Byłem zły. Ale bardziej byłem przerażony tym, że zostaniemy tu sami z matką. Że wszystko się rozpadnie bez ciebie.
Spojrzałem na niego ze łzami w oczach.
– Przepraszam tato…
Ojciec pokiwał głową i po raz pierwszy od lat dotknął mojej dłoni.
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Myślałem o Magdzie, o rodzicach, o tym wszystkim, co straciłem przez własny upór i dumę. Czy można jeszcze naprawić to, co się rozpadło? Czy dom to miejsce, czy ludzie? I czy naprawdę można wrócić tam, skąd się uciekło?