Złamane obietnice: Jak lenistwo mojego męża zniszczyło naszą rodzinę
— Znowu nic nie zrobiłeś, Piotr! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni pośród sterty brudnych naczyń, a on leżał na kanapie, wpatrzony w ekran telefonu. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Nie tak wyobrażałam sobie nasze życie. Gdy poznaliśmy się na studiach w Krakowie, Piotr był pełen energii, pomysłów i planów. To on pierwszy zaproponował wspólne mieszkanie, to on mówił o rodzinie, dzieciach, wspólnych wakacjach nad Bałtykiem. Byłam zakochana po uszy — w jego uśmiechu, poczuciu humoru i tej pewności siebie, która sprawiała, że czułam się bezpieczna.
Na początku wszystko układało się idealnie. Piotr pracował w agencji reklamowej, ja zaczęłam uczyć angielskiego w szkole językowej. On zarabiał więcej, ale nigdy nie dawał mi tego odczuć. Mówił: „Nie musisz się martwić pieniędzmi, Marto. Chcę, żebyś była szczęśliwa”. Czułam się doceniona i kochana. Moje zarobki przeznaczałam na drobne przyjemności — książki, kosmetyki, czasem nową sukienkę.
Ale potem coś się zmieniło. Najpierw Piotr zaczął narzekać na pracę: „Szef mnie nie docenia”, „Znowu muszę zostać po godzinach”, „Nie mam już siły”. Próbowałam go wspierać, słuchałam godzinami jego żalów, robiłam ulubione naleśniki na poprawę humoru. Myślałam: każdy ma gorszy czas.
Aż pewnego dnia wrócił do domu wcześniej niż zwykle i rzucił krótkie: „Zwolnili mnie”. Przez chwilę miałam nadzieję, że to szansa na coś nowego — może własna firma, może kursy? Ale Piotr coraz częściej zostawał w łóżku do południa, potem siadał przed komputerem i grał w gry. „Daj mi czas”, powtarzał. „Muszę odpocząć”.
Mijały tygodnie, potem miesiące. Zaczęłam pracować więcej — brałam dodatkowe lekcje, prowadziłam korepetycje online. W domu byłam gościem. Wracałam zmęczona, a Piotr… był tam sam. Brudne naczynia piętrzyły się w zlewie, pranie leżało nieposkładane. Prosiłam: „Możesz chociaż wyrzucić śmieci?” — „Zaraz to zrobię”, odpowiadał i wracał do telefonu.
Moja mama mówiła: „Marto, nie możesz wszystkiego robić sama”. Ale ja wciąż wierzyłam, że to minie. Że Piotr się ogarnie. Że wróci ten chłopak, którego pokochałam.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole. — Piotrze, musimy porozmawiać — zaczęłam cicho. — Nie mogę tak dłużej żyć. Czuję się jak służąca we własnym domu.
Spojrzał na mnie z wyrzutem: — Przesadzasz. Przecież szukam pracy! — Ale wiedziałam, że to nieprawda. Jego CV leżało nietknięte od miesięcy.
— Nie chodzi tylko o pracę — powiedziałam drżącym głosem. — Chodzi o nas. O to, że już nawet nie rozmawiamy. Że wszystko jest na mojej głowie.
Wzruszył ramionami i wyszedł do drugiego pokoju. Poczułam się niewidzialna.
Z czasem zaczęłam unikać domu. Spotykałam się z koleżankami po pracy, chodziłam na długie spacery po Plantach. Zazdrościłam im partnerów, którzy gotowali obiady albo choć pytali: „Jak minął ci dzień?”.
W końcu przyszedł moment przełomowy. Dostałam propozycję pracy w Warszawie — lepsze pieniądze, nowe możliwości. Powiedziałam Piotrowi:
— Wyjeżdżam za dwa tygodnie. Chcę spróbować czegoś nowego.
Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu.
— A ja? — spytał cicho.
— Nie wiem… — odpowiedziałam szczerze. — Chciałabym mieć partnera, a nie kolejne dziecko pod opieką.
Nie płakał. Nie błagał mnie o zostanie. Po prostu wrócił do swojego świata za ekranem monitora.
Przeprowadzka była trudna. Czułam się winna i jednocześnie wolna. Nowa praca pochłonęła mnie bez reszty, ale wieczorami wracały wspomnienia: pierwszy pocałunek pod Wawelem, wspólne śniadania w łóżku…
Czasem dzwoniła teściowa:
— Marto, Piotr bardzo cierpi…
Ale ja wiedziałam swoje. Każdy z nas ponosi odpowiedzialność za swoje życie i wybory.
Dziś mija rok od tamtej rozmowy przy kuchennym stole. Piotr nadal mieszka w naszym dawnym mieszkaniu w Krakowie. Ja mam nowe życie, nowych znajomych i… nową nadzieję.
Często pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć mocniej? A może czasem trzeba po prostu odejść?
Czy Wy też kiedyś czuliście się samotni w związku? Co byście zrobili na moim miejscu?